Co ja właściwie pamiętam?

No to dziś pora na coś zupełnie nowego. Postanowiłem przyłączyć się do akcji Cała Polska pisze o komiksach organizowanej przez JustKoZ na jego blogu. Coś nie mam nastroju opinio-recenzyjnego więc postanowiłem napisać tekst wspomnieniowy. W końcu 40 lat na świecie i ponad 30 obcowania z komiksami chyba pozwala mi na stworzenie czegoś na kształt opowieści z komiksem przez życie :)

Pierwsi świadomie zapamiętani przedstawiciele tej formy sztuki to opowieści rysunkowe z ostatniej strony Świata młodych i Tytusy. W Świecie młodych w pamięć wbiły mi się do dziś dwa. Polska „odmiana” Lucky Lucke’a czyli Binio Bill i opowieść SF o Tajfunie. O ile Binio Bill widziany po latach nadal sprawia sporą frajdę, zwłaszcza graficznie, to Tajfun jednak mocno się zestarzał. 

Z Tytusów czyli rysowanych przez  Henryka Jerzego Chmielewskiego przygód dzielnej trójki Tytusa Romka i A’tomka udało mi się przeczytać większość, nigdy nie byłem właścicielem żadnego, ale kolega namiętnie je kolekcjonował. Frajda z tego była ogromna, w pamięci zostały jednak tylko dwa. Zupełnie nie wiem o czym były, ale pojawiały się w nich takie cudne pojazdy jak wannolot i latające żelazko.
Po tych dwóch pierwszych spotkaniach komiksowych nadeszła pora na kultowy już Relax z którym z racji niewielkich zasobów finansowych udawało mi się mieć styczność okazjonalnie oraz Kajka i Kokosza Janusza Christy. Niby to polska odpowiedź na Asterixa, ale historyjki są opowiedziane i narysowane świetnie, zupełnie odmienne od francuskich bohaterów. Spore wrażenie robiły szczególnie w wersji żółtej :). Dziś pewnie nikt nie wpadłby na taki pomysł, ale co najmniej jedna z dwutomowych opowieści o dzielnych wojach była wydrukowana na żółtym papierze, takim kanarkowym.

Po tych pierwszych spotkaniach miałem dłuższą przerwę. Zupełnie bez mojego udziału zakupowego pojawiły się i na rynku i zniknęły wydawnictwa TM-semic i Fun-media z amerykańskimi komiksami. Nie kupiłem z żadnego nic, dopiero jakieś 5 lat temu na fali mojego zainteresowania komiksem super-bohaterskim zdarzyło mi się odnaleźć coś w antykwariacie.

Takim naprawdę przełomowym momentem w moim komiksowym życiu okazał się podarunek. nieznana mi zupełnie spółka Orbita wydała w Polsce Thorgala. Do mnie trafił jako pierwszy tom Kraina Qa. Ależ to była przyjemność, świetne rysunki, znakomita opowieść no i z tyłu spis tego co jeszcze można kupić. Dzięki Ci kuzynie  za ten podarunek ;).
Oprócz Thorgala z tego okresu czasu zapamiętałem kultowego Szninkla, który nie zrobił na mnie przesadnego wrażenia i Yansa do którego mam chyba najdziwniejszy stosunek z przeczytanych komiksów. Ta opowieść zarówno mnie fascynowała, irytowała, budziła strach i ciekawość, tak ją zapamiętałem.

Żeby odejść trochę od Rosińskiego i skierować się w inne rejony komiksu przypomnieć chciałem też wydawnictwo o nawie Komiks – Fantastyka. Wydawali koszmarnie nieregularnie zmieniając co rusz format albumów, ale chwała im za dwa tytuły. Po pierwsze wydali W poszukiwaniu ptaka czasu, genialną francuską serię, która czaruje do dziś zarówno pomysłowością jak i rysunkiem. Pelisa, Bragon, Łowca cały czas budzą uśmiech na mej twarzy. Druga wydana historia to najlepszy komiks SF jaki czytałem w życiu. Chodzi mi o Wieczną wojnę  Haldemana  i Marvano. Tak genialnej opowieści o obcości, niezrozumieniu i idiotyzmie wojny nie spotkałem już nigdy. Wersja książkowa zdecydowanie zrobiła na mnie mniejsze wrażenie.

A potem to już Egmont na stałe zagościł w moim domu. Asterix, powracający Thorgal, Lanfeust i Drapieżcy to tytuły, które przychodzą mi na myśl jako pierwsze. Wszystkie z ciekawą historią, świetnie rysowane, bardzo różne i pokazujące jak szerokim medium potrafi być komiks. No i na dokładkę Kaznodzieja. Chyba pierwszy naprawdę dobry amerykański komiks, który czytałem. Absolutne mistrzostwo graficznie i fabularnie zupełnie nienadające się dla młodego czytelnika, podkreślam, pod żadnym pozorem.

Z wydawnictw które w tym okresie prowadziły działalność ( a było ich całkiem sporo ) najbardziej żal mi Mandragory. Od nich miałem okazję przeczytać komiks, który potrafi niewąsko namieszać człowiekowi w głowie Midnight Nation. Plemię Cienia. Moim zdaniem ten trochę chyba zapomniany tytuł jest bardzo warty promowania. Historia podróży przez Amerykę zmusza do myślenia, a Łazarz okazuje się zaskakującym kolesiem :)
Od Mandragory mam też jedyną Mangę, którą przeczytałem w całości. Wszystkie tomy serii Samotny wilk i szczenię leżą na półce i nie ma szans, żeby ją opuściły. Historie w nich są brutalne, często szokujące, zawsze ciekawe, ale wydawcy na szczęście udało się wydać aż siedem tomów zanim zaprzestał działalności.

Z superbohaterów też trochę miało okazję mnie odwiedzić. Z Marvela Wolverine rządzi, z DC tylko Batman. O ile z Marvelowych komiksów niewiele utkwiło mi w pamięci, to już Batman na szczęście doczekał się kilku naprawdę dobrych tytułów wydanych w Polsce. Tym który podobał mi się najbardziej jest Batman: Hush. Świetna, może trochę efekciarska historia połączona z genialnymi rysunkami. Naprawdę warto!

A teraz? Teraz czasem kupię Baśnie, których komplet zdobi półkę, co jakiś czas próbuję trafić na jakiegoś ciekawego Marvela i czekam na nowego Batmana.

No i jeszcze zapomniałem, że na półce leżą też serie Calvin i Jeremi. Obie to komplety pasków komiksowych o dwóch bardzo różnych chłopakach. Wiek Calvina właśnie osiągnął mój młodszy syn, starszy już prawie wita się z Jeremim. Na szczęście te stripy choć trochę przygotowały mnie na to co się będzie działo :) Jeremiego niestety wydano tylko 4 odcinki, Calvina Egmont wydał więcej i właśnie zaczyna je wznawiać. Jak macie małego chłopaka w domu koniecznie powinniście kupić :)

Na koniec mam jeszcze prośbę o opinię. Skanowanie komiksów i wrzucanie ich do sieci to ZŁO! Szkodzi rynkowi komiksowemu i jest nielegalne. A co myślicie o fanowskich tłumaczeniach tych tytułów które nie mają szans na ukazanie się po polsku? Jeśli mogę prosić to zostawcie opinię w komentarzu.

Tekst jest częścią akcji:

P.S.
Mam nadzieję, że organizator się nie obrazi, ale mam ciągle skojarzenie z nazwą pewnej kampanii społecznej i po głowie kołacze mi się „Nawet Koza czyta dzieciom” :)

Przy tworzeniu tekstu posiłkowałem się grafiką ze stron esensja.pl, polter.pl, ksiazka.wp.pl

Powiązane posty

14 Thoughts to “Co ja właściwie pamiętam?”

  1. No świetny post. Przeczytałam z uwagą i niejaką zazdrością. Miałeś kontakt z komiksami od dziecka, łał. Mnie to ominęło, jakoś, a teraz zagłębiać się w Tytusy czy Thorgale… no nie wiem, czy nie jest za późno.
    Ale komiksy lubię, bardzo nawet, celuję już jednak w te dla dorosłych. No, nie tylko. Calvina uwielbiam nad życie!

    Wynotowałam sobie dwa tytuły z notki i wrzuciłam do schowka – „Plemię cienia” i „Wieczną wojnę”. Dzięki.

  2. No świetny post. Przeczytałam z uwagą i niejaką zazdrością. Miałeś kontakt z komiksami od dziecka, łał. Mnie to ominęło, jakoś, a teraz zagłębiać się w Tytusy czy Thorgale… no nie wiem, czy nie jest za późno.
    Ale komiksy lubię, bardzo nawet, celuję już jednak w te dla dorosłych. No, nie tylko. Calvina uwielbiam nad życie!

    Wynotowałam sobie dwa tytuły z notki i wrzuciłam do schowka – „Plemię cienia” i „Wieczną wojnę”. Dzięki.

  3. Cieszę się, że się podobało. Za Thorgale można się jak najbardziej brać, za Tytusy może jednak nie. Plemię cienia jest jak najbardziej dla dojrzałego odbiorcy, Wieczna wojna wydaje się być mniej drastyczna przy czytaniu, ale oba BARDZO polecam

  4. Cieszę się, że się podobało. Za Thorgale można się jak najbardziej brać, za Tytusy może jednak nie. Plemię cienia jest jak najbardziej dla dojrzałego odbiorcy, Wieczna wojna wydaje się być mniej drastyczna przy czytaniu, ale oba BARDZO polecam

    1. Jeśli chodzi o „Wieczną wojnę” – piszesz, że książka mniej Cię porwała. A co czytałeś jako pierwsze, książkę czy komiks?

    2. Jeśli chodzi o „Wieczną wojnę” – piszesz, że książka mniej Cię porwała. A co czytałeś jako pierwsze, książkę czy komiks?

  5. Ja zaczynałam od „Kajka i Kokosza” w jakimś piśmie dla gospodyń domowych :)Były i żółte kartki i jakieś o trudnym do określenia kolorze zbliżonym do niebieskiego. Potem był też „Tytus…”. O ile przygody słowiańskich wojów nadal mnie śmieszą, to „Tytusy…” jakby straciły na atrakcyjności z wiekiem (moim oczywiście :)
    Pamiętam też cykl komiksów „Według Ericha von Dänikena” z rysunkami czołowych polskich rysowników, który robił na mnie duże wrażenie. Najbardziej aktualny jest jednak dla mnie „Thorgal”. Zakochałam się w nim (w komiksie, nie w bohaterze … chociaż?) w szkole średniej i wciąż mam do niego wielki sentyment. Kreska Rosińskiego jest lekka, klimatyczna i wiele mówiąca a scenariusz jak najbardziej w moich klimatach, gdyż wciąż fascynują mnie wikingowie – ich kultura, wierzenia, wyposażenie militarne i sposób na przetrwanie w warunkach, w jakich przyszło im mieszkać.

  6. Ja zaczynałam od „Kajka i Kokosza” w jakimś piśmie dla gospodyń domowych :)Były i żółte kartki i jakieś o trudnym do określenia kolorze zbliżonym do niebieskiego. Potem był też „Tytus…”. O ile przygody słowiańskich wojów nadal mnie śmieszą, to „Tytusy…” jakby straciły na atrakcyjności z wiekiem (moim oczywiście :)
    Pamiętam też cykl komiksów „Według Ericha von Dänikena” z rysunkami czołowych polskich rysowników, który robił na mnie duże wrażenie. Najbardziej aktualny jest jednak dla mnie „Thorgal”. Zakochałam się w nim (w komiksie, nie w bohaterze … chociaż?) w szkole średniej i wciąż mam do niego wielki sentyment. Kreska Rosińskiego jest lekka, klimatyczna i wiele mówiąca a scenariusz jak najbardziej w moich klimatach, gdyż wciąż fascynują mnie wikingowie – ich kultura, wierzenia, wyposażenie militarne i sposób na przetrwanie w warunkach, w jakich przyszło im mieszkać.

    1. Von Dänikena rysował Polch, piękna sprawa to była. Muza wydała to potem zbiorczo pod tytułem Ekspedycja. A Thorgala w seriach pobocznych rysuje Roman Surżenko, idzie mu to zaskakująco dobrze, polecam!

    2. Von Dänikena rysował Polch, piękna sprawa to była. Muza wydała to potem zbiorczo pod tytułem Ekspedycja. A Thorgala w seriach pobocznych rysuje Roman Surżenko, idzie mu to zaskakująco dobrze, polecam!

    3. Rysunki Polcha są trochę bardziej sztywne i „wymuskane”, dopracowane i sterylne w porównaniu z rozmachem i lekkością Rosińskiego, ale do tej pory podziwiam jego technikę.
      Efekty pracy Surżenki widziałam tylko w internecie, ale wydaje mi się, że daje radę przejąć „Thorgalową” schedę po Rosińskim :)

    4. Rysunki Polcha są trochę bardziej sztywne i „wymuskane”, dopracowane i sterylne w porównaniu z rozmachem i lekkością Rosińskiego, ale do tej pory podziwiam jego technikę.
      Efekty pracy Surżenki widziałam tylko w internecie, ale wydaje mi się, że daje radę przejąć „Thorgalową” schedę po Rosińskim :)