Iron Man’a lubimy tylko filmowo

Tytuł: Iron Man Extremis

Scenariusz: Warren Ellis
Rysunki: Adi Granov
Wydawca: Hachette
Do tramwaju: komiksów nie czytamy w tramwaju :)
Ocena ogólna: 4/10
 
Iron Man’a znam właściwie tylko z filmów, jego twarz to dla mnie twarz Roberta Downeya jr. Kiedy w ramach kolekcji Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela pojawił się tytuł z nim w roli głównej postanowiłem nadrobić zaległości. Tytułem tym był Extremis, komiks który wywołuje sporo skrajnych emocji i który ma bardzo różne recenzje.

Fabuła opowiada o nowej broni, implancie Extremis będącym połączeniem nanotechnologii i bioinżynierii. W skutek pewnych dość zagadkowych okoliczności dostaje się on w ręce radykalnej amerykańskiej grupy terrorystycznej, jeden z jej członków wykorzystując nowe możliwości sieje spustoszenie w lokalnym oddziale FBI i planuje „coś dużego”.

W tym samym czasie Tony Stark zaczyna odczuwać coraz większą niechęć do militarnego wykorzystywania swoich pomysłów, chce skierować swoją firmę na tory mniejszych pieniędzy i większej humanitarności, czyli przestać handlować z wojskiem. Targany niepewnością trafia w wir wydarzeń związanych z Extremis,  technologia ta opracowywana była bowiem przez jego starą znajomą.

Na blogu Polskiego Geeka właśnie ta opowieść wywołała najbardziej skrajne reakcje. Jedyni uważali ją za jedną z lepszych w serii, inni wieszali psy. Mnie bliżej jest do tych drugich. Opowieść jest niespecjalnie ciekawa, po kilku zaskakujących początkowych stronach dość szybko staje się przewidywalna i do bólu miałka, a doczepianie do niej filozofii, że jest ostrzeżeniem przed nowymi zagrożeniami to mocna przesada. Iron Man traci w niej jeden ze swoich wielkich atutów czyli „zwykłość”. Do tej pory jako jeden z niewielu komiksowych bohaterów nie miał jakiś super mocy, po Extremis niby tych supermocy nadal nie ma, ale nanotechnologia na tyle go wspiera, że niewiele się to różni od bycia mutantem. Do tego przyzwyczajenie filmowe czyli pewna autoironia i sarkazm zupełnie nie istnieją w komiksie, wolę zatem Iron Mana filmowego.

A rysownik może i wielkim rysownikiem jest, ale rysunki są dla mnie słabe, zupełnie nieudane. Przynajmniej w Extremis. Niektóre kadry są po prostu puste, a jeden z nich wygląda wręcz jakby narysował go na zajęciach z techniki mój 14 letni syn – rzut prostopadłościanu pomalowany kredkami. Mnie ten sposb rysowania nie przeszkadza, ale Adi poszedł w zbytnią oszczędność.

Mnie się nie podobało, nie polecam.

Komiks przeczytałem w ramach wyzwania Czytam fantastykę i akcji:

Powiązane posty

7 Thoughts to “Iron Man’a lubimy tylko filmowo”

  1. Zatem pozostanę przy filmie, który bardzo mi sie podobał, żeby nie posuć sobie wizerunku Iron Mena :)

    1. Widziałem dziś w kinie zwiastun trzeciej części w 3D. Miażdży!

    2. Podobno :) Trzeba będzie się wybrać!

  2. Dziękuję za podesłanie linku do recenzji,
    dodałam ją do wyzwania :)
    pozdrawiam serdecznie!

  3. Miałem zupełnie odwrotne odczucia po tym tomie :) Należę do tych, którzy będą go bronić z całych sił.

    1. Może rozwiniesz? Dla mnie opowieść jest kiepska, a rysunki to nędzne popłuczyny po Alek’sie Ross’ie

    2. Ilustracje mi się podobały. Były takie proste, brudne, oszczędne. A sama opowieść jest aktualna, porusza wątek ekstermizmu, który znów zaczyna stanowić poważny problem, ale nie robi tego w sposób jednowymiarowy. Zresztą pisałem o tym czemu mi się podoba http://milinowy.blogspot.com/2013/03/komiks-wielka-kolekcja-marvela-1-3.html