Adrian (Secrus) 

[Czerwiec] okiem Secrusa

miesiac_secrus

Oisaj pojechał odpoczywać, a ja jestem tu sam jeden naprzeciw Waszych ogromnych czytelniczych żądz. Nauczony doświadczeniem stwierdzam, że w takich sytuacjach pomóc może jakieś podsumowanko, stos jeden lub dwa, kilka dobrych filmów i specjał na dokładkę. Czas też ku temu właściwy – czerwiec 2014 odszedł w zapomnienie, więc czemu by go nie przypomnieć w luźnej, jak zawsze, formie? Zapraszam :)

Jak mi minął czerwiec?

CZERWCOWE ZDOBYCZE:

Uff, chyba mój pierwszy podwójny stos. Książek przybywało falami, a ja poważnie musiałem się nagłowić, by je tu i ówdzie umieścić, upchać…

stros2

„Córka czasu” kupiona za grosze w pobliskim antykwariacie. Recenzowałem ją już dla was o tutaj, ale tamten egzemplarz pochodził z biblioteki. Chciałem mieć własny i tak trafił na moją półkę kolejny „Jamnik”, kiedy jeszcze był kolorowy, a powieści zawierał z reguły dobre :)
„Król szczurów” jak wyżej, tylko była odrobinę droższa (zwróciło się, gdy sprzedałem półdarmo kilka powieści Rodziewiczównej i Kraszewskiego zalegających na półkach). Ponoć świetny klasyk, już się nie mogę doczekać. „Ona” i „Kabalista z Pragi” to pierwsze egzemplarze recenzenckie od Zysku, otrzymane na początku czerwca. Recenzje już jakiś czas w Tramwaju, tu i tu! Polecam, całkowicie różne, ale bardzo interesujące pozycje.
„Kobiety, które zawładnęły Europą” to książka do recenzji od MUZY S.A. Tekst już w najbliższym tygodniu, wstępnie: środa/czwartek ;)

pods2

Wybaczcie za złą jakość „zdjęcia”, było tak szarobure, że aż musiałem je odrobinę ubarwić. Wszystkie te skarby zgarnąłem za jednym zamachem. Pewne biuro nieopodal mojego miejsca zamieszkania dokonywało przeprowadzki i prawdopodobnie wszystkie książki trafiłyby zwyczajnie na śmietnik. Jako pomysłodawca cyklu „Z zakurzonej półki” i miłośnik starych wydań intrygujących powieści przygarnąłem, co tylko się dało. Widzę, że aby rozszyfrować tytuły na grzbietach, trzeba by było zatrudnić grafologa, dlatego poświęcę się – od wierzchu stosu po lewej stronie:

Psałterz Dawidów, Noce i dnie (brak trzeciego tomu, za to podwójne wydanie piątego…), Przygody Dyla Sowizdrzała, Komedie (Fredro), Trylogia księżycowa Żuławskiego, Reflektorem w mrok, Wiersze i poematy (Słowacki), Przypadki Idziego Blasa, Bellew Zawierucha, Z życia Ignacia Morel, Boska komedia, Zielona mila, Upiór z Llano Estacado, Opowieść o prawdziwym człowieku, Ziele na kraterze, Łowcy wilków, Przygody Guliwera, Dzień Szakala, Ze struny na strunę 1918-1978, Ominąć święta, Klub Pickwicka, O jeden most za daleko, Karol X.

Zapewne sporo z tego czytaliście, polecacie szczególnie któryś tytuł? ;)

 FILMY:

 13 obejrzanych filmów – wynik niczego sobie, choć już teraz widzę, że lipiec będzie pod tym względem lepszy. Opiszę w krótkich zdaniach moje wrażenia, coś polecę, a coś zapewne odradzę. Będzie mi też miło czytać Wasze opinie o wymienionych tytułach, choć nie obrażę się za rekomendacje filmów niezwiązanych ze stawką poniżej. Do rzeczy więc, mniej więcej od najlepszego:

miłośćwielki sen3millerowie

1) Kapitan Phillips – Mocno się zastanawiam, czy książka byłaby w stanie dorównać filmowi. Dawno żaden seans nie zaangażował mnie tak intensywnie. Techniczny majstersztyk i emocjonalny ładunek nieustępujący przez całe dwie godziny. Hanks zagrał znakomicie, a cała ekipa wypełniła seans pokładami adrenaliny. Tak się robi niesamowite dramatyczne widowisko z bardzo ciekawego pomysłu.
2) Ona – W piękny sposób o miłości, o istocie człowieczeństwa, o punkcie, do którego zmierza współczesny świat i o potrzebie bycia z kimś blisko. Samotny pisarz kupuje system operacyjny, który dzięki swojej inteligencji ma spełniać wszystkie jego potrzeby. Okazuje się, że między człowiekiem a komputerem może się nawiązać silna więź, romans… Siedziałem zachwycony przez większość filmu. Jest w nim pewne nieuchwytne piękno, które pozwala nam chłonąć tę opowieść i poddawać się jej urokowi. Setki znaczeń i czar subtelnej realizacji – polecam na spokojny, melancholijny wieczór :)
3) Człowiek bez twarzy – Uwielbiam historie opowiedziane z podobnej perspektywy, podejmujące istotne tematy z nutką sentymentu i dużą dozą wyczucia, gdzie oglądanie to czysta przyjemność. 12-letni chłopiec nawiązuje znajomość z ze starszym mężczyzną – miejscowym odludkiem z oszpeconą poparzeniami twarzą (w tej roli Mel Gibson) – i prosi go o pomoc w nauce do egzaminu. Mężczyzna udziela mu korepetycji i z każdym dniem poznają się coraz lepiej. Klimatyczne, wzruszające i mądre w prosty sposób kino.
4) Millerowie – Tak, lubię głupie komedie! Bawił mnie Kac Vegas, zrywam boki przy Wyścigu szczurów, a Głupi i głupszy jest tak głupie, że aż śmieszne. Świetnie się ubawiłem, co rzadko mi się zdarza przy nowych komediach. Żarty momentami niesmaczne, ale przy tym dobre – cóż, film doskonale wykorzystuje możliwości oznaczenia eRki. Zdecydowanie nie dla całej rodziny, zdecydowanie na luźny wieczór w gronie znajomych – sporo głupich, często niesmacznych, ale przy tym pamiętnych gagów.

kapitanczłowiekona
5) Wielki senTUTAJ pisałem o książce, a tego samego wieczoru, gdy skończyłem lekturę, włączyłem film. Najczarniejszy z czarnych kryminałów przełożony bezbłędnie na język noir, dzięki przede wszystkim solidnie wykonanej robocie Hawksa i Bogarta. Pewnie bez znajomości książki trudno byłoby się w tym połapać… Ale tak to już bywało z noir – tu się liczył klimat.
6) Więzy krwi – Niezbyt znany film w więziennej tematyce znanego reżysera – Taylora Hackforda (Dolores! Adwokat diabła! Ray!). Cóż, długo na niego polowałem i smaku narobiła mi wysoka nota na Filmwebie. Trochę się zawiodłem, bo choć ogląda się świetnie, to chwilami trąci tandetą, a ostatnia godzina mniej interesuje widza, bywa wręcz nudna. Po prostu w złym kierunku poprowadzono fabułę, ale rozumiem, że spora część odbiorców może się nim zachwycać
7) Zniewolony. 12 Years a Slave – O niewolnictwie brutalnie, prawdziwie i szczerze, ale jednocześnie zabrakło w tym filmie duszy… Solidna robota pod każdym względem, ale o rasizmie opowiadano już lepiej, sugestywniej. Warto jednak obejrzeć, bo jest momentami naprawdę mocny, szczery i nieprzebierający w środkach.
8) Prawnik z Lincolna – Dobra robota, chciałoby się rzec. Solidnie poprowadzona fabuła, która nie bardzo zaskakuje. Postaci też nie wykreowano po mistrzowsku, ale sam film wciąga. O elitarnym prawniku, który wplątuje się w sprawę pobicia prostytutki. Czytał ktoś może książkę?

więzyprawnik12 years
9) Wszystko, co kocham – Jest sporo uroku w tym obrazie… I romantyzmu, i ciekawie pokazanej młodości, i dobrze odzwierciedlonych czasów. Miło obejrzeć, choć do perfekcji daleko.
10) Pod Mocnym Aniołem – Od razu mówię, że nie czytałem książki (jeszcze?). Uderzający do granic możliwości, że aż należy zadać pytanie: czy nie za bardzo? Cały Smarzowski – znakomity – choć tutaj jednak delikatnie męczył przesytem.
11) Thor: Mroczny świat – Końcówka wgniata w fotel, bawiąc i śmiesząc. Reszta dość standardowa. Wiem że nie tym stoją marvelowskie filmy, ale bolała mnie kompletnie niewciągająca fabuła. Mniej więcej poziom jedynki.
12) Miłość – Wydaje mi się, że kiedyś docenię go bardziej. Nieśpieszny film o chorobie i starości, do którego trzeba mieć cierpliwość lub obycie z takim kinem. Nie trafił do mnie tak, jak tego chciałem, jak oczekiwałem i myślałem, że trafi. Mimo to Haneke zaserwował prawdziwie introwertyczny obraz, który uderza w najczulsze punkty.
13) Jeszcze większe dzieci – Głupota straszna, gorsza od jedynki, ale jeśli przyjąć dużą tolerancję dla prymitywnych żartów – można się uśmiać. Trochę to zaczyna przypominać parodię… A że do Sandlera prawie każdy zaczyna mieć awersję, zapewne Wam się nie spodoba, ja sam nie byłem specjalnie zadowolony.

wszyaniołthor

I to był ostatni film, pozornie najgorszy, ale wcale nie fatalny w swoim gatunku. Stąd łatwo wywnioskować, że w czerwcu unikałem słabych filmów, bo coraz rzadziej przysiadam tak po prostu do TV i oglądam coś z wieczornej ramówki Polsatu/TVN. Miniony miesiąc spędziłem w większości na nowościach, a ponieważ wciąż nadrabiam najlepsze tytuły ostatnich lat, lipiec będzie podobny. Obejrzałem już jeden film, który bije na głowę prawie wszystkie tytuły z tego zestawienia… Nie powiem jaki, to za miesiąc :)

 KSIĄŻKI:

 W czerwcu przeczytałem 6 książek i każdą zdążyłem już opisać na blogu. Coraz rzadziej będzie się zdarzało, że zostawię sobie opinię specjalnie na [okiem Secrusa], bo chcę dzielić się z wami przemyśleniami na temat lektur na bieżąco, poznawać wasze zdanie, pisać recenzje i rozwijać „Tramwaj nr 4” jak tylko się da. Czuję, że wraz z Oisajem wtłaczam w to miejsce mnóstwo radości twórczej i pozytywnych emocji, którymi chcemy obdzielać naszych czytelników. Jako zadośćuczynienie braku książki w tym miejscu, mam dla was coś dodatkowego…

Na portalu Rzeczywiście24 pisuję artykuły i wszelkiej maści teksty, które nie są recenzjami. Już się tu raz reklamowałem, więc teraz tylko zapraszam do śledzenia cyklu [Kino na skróty], w którym polecam ciekawe i oryginalne filmy krótkometrażowe. Nie potrzeba dużo czasu, by je zobaczyć, a dla wrażeń, jakich dostarczają naprawdę warto! W lipcowym odcinku mówiłem o klasycznym horrorze Disneya, growych pikselach lat 80. i symbolicznej opowieści dziejącej się w więzieniu. Zachęcam serdecznie, bo niektóre z tych olśniewających produkcji można pochłonąć w trakcie oczekiwania na zaparzenie herbaty, jako zamiennik dla krótkiego rozdzialiku ulubionej książki lub podczas reklam w telewizji. Mam nadzieję, że moje typy przypadną wam do gustu :)

I to już naprawdę wszystko, widzimy się za miesiąc – lipiec trwa w najlepsze, więc zapewniam, że wrażeń nie braknie. Trzymajcie się!

Powiązane posty

14 Thoughts to “[Czerwiec] okiem Secrusa”

  1. Cudowne stosy ; D Widziałam film ,,Wszystko co kocham” i średnio mi się podobał :D

    1. Secrus

      Dziękuję ;) Fakt, film jest dość specyficzny i nie każdemu przypadnie do gustu, ale jest w nim jakaś atmosfera, która przyciąga, ciekawy zamysł i przyzwoita realizacja. Dla mnie po prostu dobry, ni mniej, ni więcej.

  2. Oho, widzę, że nie tylko mnie końcówka Thora się spodobała! :) Już zarzekam się, że pożyczę 'Zieloną milę’, ale najpierw te 14… tfu 13 książek :D

    1. Secrus

      Marvelowskie końcówki już z reguły są dobre i jeśli sam film nie wciąga, choćby na nie się czeka ;)
      „Zieloną milę” pożyczę z przyjemnością. Sam też mam wreszcie okazję, by przeczytać, kiedy stoi na półce, bo aż wstyd nie znać pierwowzoru.
      A te 13 książek – rzuć je :D Skoro nie skończyłaś ich z marszu w dwa dni, to nie mogą być aż tak dobre!

  3. Odkurz Żuławskiego ;-) Pozycja z napisem wstyd, że nie czytałeś :-P
    Klub Pickwicka warto, chociażby po to, żeby stwierdzić ilu brytyjskich pisarzy gdzieś w tle inspiruje się książkami Dickensa :-)

    1. Secrus

      Odkurzę na pewno, planuję już od jakiegoś czasu, a gdy zobaczyłem całą trylogię na wyciągnięcie ręki – ucieszyłem się jak dziecko ;)
      Przed „Klubem Pickwicka” chcę przeczytać „Davida Copperfielda” (i może „Tajemnicę Edwina Drooda”…), ale będę pamiętał, żeby zwrócić uwagę np. na motywy. W gruncie rzeczy Dickens był dobrym materiałem do naśladowania :)

  4. Jakie szaleństwo zdobyczne czytelnicze :D Nic mnie tak nie raduje, jak bogactwo książek :D
    Co do filmów, to napiszę tylko jak okropnie drażni mnie Thor, ale ja po prostu chyba tej całej postaci nie lubię i Natalie Portman też w tym filmie, bo jej bohaterka jest ekstremalnie pustawa (ale to moje całkiem prywatne odczucie i nie znoszę takich „piszczących” lasek). Loki uratował wrażenie całości ;) Ogromnie podobał mi się „Kapitan Phillips” (Tom Hanks <3) i "Prawnik z Lincolna" (Matthew wymiata jak zwykle). W "Zniewolonym" Michael Fassbender wygrał dla mnie wszystko – doskonała rola, chociaż film tylko tematyką w pełni oscarowy.
    Trzymam kciuki za lipcowe zaczytanie! :)

    1. Secrus

      Nie mogę się nie zgodzić z pierwszym stwierdzeniem :D
      „Thor” to nic oszałamiającego i zauważyłem, że o ile sporo osób lub „Iron Mana” albo „Avengers”, to z „Thorem” już bywa różnie. Głupsza od Portman była Dennings, zwłaszcza gdy oglądało się z przesadzonym polskim dubbingiem… Za McConaugheyem nie przepadałem jeszcze dwa lata temu, ale to, co robi teraz zgarnia mój pełny podziw :) Fassbender w „Zniewolonym” rzeczywiście wyśmienity, choć Ejiofor też dał radę. A że film skrojony na Oscary – był dobry, więc można mu wybaczyć tematykę poruszaną ostatnio w kinie stale i wciąż, tutaj jeszcze odpowiednio ubarwioną na potrzeby Akademii.
      Za kciuki dziękuję i z wzajemnością ściskam swoje :D

  5. Król szczurów i Dzień szakala to absolutnie do przeczytania, Klub Pickwicka to sama bym chciała :) Dyla czytałam, ale bez zapału http://mcagnes.blogspot.com/2012/06/osobliwe-przygody-dyla-sowizdrzaa-karol.html, Reflektorem w mrok znakomite, ale nie dałam rady całości.

    1. Secrus

      Te trzy pierwsze tytuły, które wymieniłaś, na pewno przeczytam, bo chodzą za mną od dłuższego czasu (a braki w znajomości takich książek bolą, sromotnie bolą…).
      Do „Dyla…” mnie może nie zachęciłaś, ale za to już komentarz pod recenzją, że Kaczmarski bardzo lubił… No no, chyba jednak skuszę się choć na próbę, ale swoje też będzie musiała odleżeć. Z literaturą sowizdrzalską w ogóle różnie bywa, raczej trudno o coś porywającego od początku do końca. Choć na przykład taki Rolland ze swoim Colasem daje radę – udało Ci się przeczytać od tamtego czasu? :) Jeśli nie, to bardzo polecam, odczaruje każde złe podejście do literatury błazeńskiej. Swoją drogą: w Twoim wydaniu (pożyczonym) Rolland miał do „Dyla…” przedmowę, ja mam inne, a wstęp też jest. Chyba z ciekawości przeczytam na razie sam początek :)
      „Reflektorem w mrok” trzeba będzie sobie dozować, bo wierzę w poziom Boya-Żeleńskiego i szkoda byłoby dużo stracić z jego felietonów ze względu na nieuważne czytanie.
      Pozdrawiam! ;)

      1. Co do Boya. „Reflektorem w mrok” to jednak wybór. Trzeba sięgać do źródeł. A źródła są na wyciągnięcie myszy… Tak namawiam Cię do elektrycznego czytania i do Wolnych Lektur. Tu masz link do Biblioteczki Boya, gdzie ja sam zobaczysz oprócz jego książek jest wiele smakowitości z jego tłumaczeń http://wolnelektury.pl/katalog/lektury/boy/ Muszę w końcu zacząć to czytać. Nawet Balzaca ;-)

        1. Secrus

          Wolne lektury znam od pewnego czasu, ale do tej pory w miarę możliwości unikałem :) Cóż, i Balzaca, i Racine’a i Rabelais chcę poznać, a za Biblioteczkę dziękuję, spróbuję się przemóc i coś z ekranu przeczytać. Będę miał dobre przygotowanie przed zajęciami z Boya na studiach ;)

  6. O rany, dużo tego! Pewnie trochę sobie poprzewijam ekran, publikując ten komentarz ;).
    „Zielona mila” to moje must have zarówno książkowe, jak i filmowe, ale o tym już wiesz.
    Co do filmów…
    O rany, dużo tego, muszę się powtórzyć ;).
    Interesują mnie: „Kapitan Phillips” (myślę, że mojemu tacie mógłby się spodobać ten film), „Ona”, „Człowiek bez twarzy”, „Zniewolony” (książkę już znam, dlatego chciałabym to, o czym przeczytałam, ZOBACZYĆ; trochę zmartwiła mnie Twoja uwaga o braku duszy…), „Prawnik z Lincolna” może niekoniecznie, ale muszę zwrócić wreszcie uwagę na twórczość Connelly’ego!
    „Millerów” widziałam całkiem niedawno – zrobiliśmy sobie taki rodzinny seans domowy. Jak na dzisiejsze komedie, nie było źle i rzeczywiście trochę się pośmialiśmy (rola Poultera rewelacja!). Od dziecka lubiłam komedie, ale te współczesne to już nie to samo, co te z lat 80. i 90. Teraz humor w większości z nich jest robiony na siłę albo całość jest tak głupkowata, że nie da się jej znieść. Zarówno do „Kac Vegas”, jak i „Dużych dzieci” czy ich kontynuacji mnie nie ciągnie ;).
    Będę czekać na podsumowanie lipca, jak najbardziej :).
    Pozdrawiam!

    1. Secrus

      Co do „Zniewolonego” – być może po przeczytaniu książki będziesz odbierać tę opowieść na ekranie bardziej emocjonalnie i nie przyjdzie Ci do głowy, że na przykład po części ten film był tworzony z myślą o Oscarach… A może po prostu za dużo historii o podobnej tematyce miało swoją premierę w ciągu ostatnich 10 lat i czuję lekki przesyt :)
      Tak, rola Poultera w „Millerach” pasowała idealnie :D Ja też uwielbiam oglądać powtórnie komedie z lat 80. i 90., bo wydaje mi się, że nie są jednorazowe i to właśnie do nich mogę wracać dowolną ilość razy. Teraz, gdy jakaś premiera naprawdę mnie rozbawi, już jestem zadowolony, a 20 lat temu takie filmy były tworzone znacznie częściej. Głupkowate komedyjki też zdarza mi się oglądać i jeśli tylko wywołają głupkowaty śmiech – nie wybrzydzam :) Nie zmienia to jednak faktu, że moje ulubione komedie to właśnie takie, które oglądałem w TV za dzieciaka: „Wyścig szczurów”, pierwsza część „Zemsty frajerów”, „W krzywym zwierciadle”, komedie z Carrey’em itp. Z nowszych też znajdzie się kilka godnych uwagi, ale już z mniejszym natężeniem :)
      Pozdrawiam i dziękuję za wyczerpujący komentarz!