Przeczytane 2014 

Rosyjska klasyka

guslar
Może kilkoro z was pomyślało, że Oisaj zrobił rzecz zaskakującą i zaczął czytać Dostojewskiego czy Tołstoja. Spokojnie, tym razem na tapetę trafił Kir Bułyczow, jeden z najlepszych autorów fantastyki, jakich czytałem. W twórczości tego rosyjskiego pisarza znaleźć można dwa nurty, ten poważny i ten zdecydowanie poważny mniej. Do książek poważnych należą między innymi Osada i Miasto na górze, które przeczytałem wieki temu, wydane w trzech tomach dzieł zebranych autora. Przyznam szczerze, że nie pamiętam, o czym są oba tytuły, ale pamiętam, że mocno mną potrząsnęły. Trzecia z książek wchodzących w skład dzieł zebranych to były opowiadania guslarskie i one zostały ze mną na dłużej. To krótkie historie, które dzieją się w nieistniejącym rosyjskim mieście Wielki Guslar i poza bohaterami rzeczą, która łączy je wszystkie, jest świetny, niewymuszony humor i naprawdę zaskakujące pomysły autora.

Jakiś czas temu Solaris zdecydował się na przypomnienie tej części twórczości Bułyczowa i podzielił opowiadania na dwa tomy. W jednym spotkamy Obcych, którzy dość często odwiedzają Guslar, w drugim mamy do czynienia tylko z Ziemianami. I właśnie ten „ziemski” niedawno skończyłem. Znaczna część opowiadań była mi już znana z dzieł zebranych, ale doszło też kilka nowych. Przyznam szczerze, że z ogromną przyjemnością przypomniałem sobie perypetie emeryta Łożkina, dokonania profesora Minca, prawdziwego geniusza na skalę wszechświatową. Nadal bawiły mnie perypetie Korneliusza Udałowa i jego małżonki, a świeży transport świeżych rybek okazał się wciąż być moim marzeniem.

Bułyczow pisze lekko, z polotem, zaskakuje regularnie na plus. Nawet jeśli już znałem jakieś opowiadanie, to za każdym razem znajdowałem w nim coś nowego, co sprawiało przyjemność przy czytaniu. Miłym zaskoczeniem było także to, że jak dla mnie historie te nic a nic się nie zestarzały, ale to może kwestia sentymentu i tego, że pamiętam socjalistyczne realia. Tak w ogóle to Wielki Guslar bardziej pasuje do komunizmu, chyba humor Bułyczowa lepiej się wpisuje w ten sposób myślenia, bo słabsze opowiadania, które można znaleźć w książce, dzieją się współcześnie, już po nastaniu w Rosji kapitalizmu.

Polecam wszystkim, którzy czytali i wszystkim, którzy nie czytali, mnie się podobało i to nie tylko w związku z tym, że książka przywołuje miłe wspomnienia. Ogromnie się cieszę, że na półce leży jeszcze drugi tom, tym razem z Obcymi przybyłymi z kosmosu :)

Informacja tramwajowa
Można czytać wszędzie, opowiadania są na tyle krótkie, że spokojnie da się je pochłonąć pomiędzy przystankami czy nawet na przystankach. Wchodzi gładko i w tramwaju i w autobusie. Kłopotem może być tylko gabaryt książki.

Podsumowanie:

Tytuł: Wielki Guslar wita
Autor: Kir Bułyczow
Wydawca: Solaris
Do tramwaju:  Można sie przesadnie chichrać
Ocena czytadłowa: 5/6
Ocena bezludnowyspowa: 5/6

Powiązane posty

6 Thoughts to “Rosyjska klasyka”

  1. Przede wszystkim to chyba Janek wita czytelników :-), a Kruk wita Janka :-D
    Tak, guslarska część twórczości Bułyczowa to klasyka klasyk. Od śmiechu do łez czasami, ale humor i chęć życia to jest to co Kruki lubią! No i czekam co napiszesz o tym drugim wyborze z Obcymi. Swoją drogą masz rację, te nowoguslarskie opowiadania to już nie to, myślę, że sam Bułyczow sam się już w nich z lekka pogubił.
    No i liczę na to, że przestaniesz powoływać się na niepamięć, tylko zajrzysz gdzieś w źródła ( Solarisowa Encyklopedia Fantastyki na ten przykład) zobaczysz co oprócz Przełęcz.Osada jest w cyklu o Pawłyszu (kilka opowiadań), przeczytasz i dasz nam świadectwo, że ten cykl jest równie świetny jak opowieści rodem z Wielkiego Guslaru!

    BTW Dostojewski i Tołstoj nie gryzą :-P

  2. Czytałam w latach nastoletnich Było to za sto lat, nawet nie wiedziałam, że to była część cyklu.
    Po zobaczeniu tytułu, przez chwilę pomyślałam o Kareninie ;)

  3. Och, cudne są. Jak wszystko Bułyczowa w sumie.

  4. Osada jest wielka, odśwież sobie, sam zobaczysz. A Guslar jest taki, ach, taki rosyjski, taki przaśny, a pod tym błyszczący inteligencją.

  5. Szczułem Janka cyklem o Sławie Pawłyszu i się sam poszczułem ;-) Zdaje się zresztą, że mam sojuszniczkę w szczuciu ;-) Prawda Agnes?

    1. Ba :) Trzynaście lat już za mną. Teraz czekam na powrót do domu, żeby przejrzeć półki, co tam jeszcze mam. Osadą sama się szczułam przy okazji „Ciemnego Edenu”, ale odpuściłam, bo mnie czcionka pokonała – na szczęście od tego czasu zaopatrzyłam się w nieco silniejsze okulary. Wszystko przede mną!
      Jeszcze tylko muszę sobie chronologicznie poukładać.