Przeczytane 2014 

Jakoś mnie ta Ameryka Cejrowskiego nie urzekła

wyspaNo i wyjdę kolejny raz na marudę i malkontenta, wszędzie zachwyty, a mnie jakoś nie przekonało. Wcześniejsze książki Wojciecha Cejrowskiego znam i lubię, pierwszy „Gringo..“ nawet mi się rozleciał odrobinę, ale jak książka z autografem, to przecież nie wyrzucę.  Uwielbiam jego programy podróżnicze, część cyklu Boso przez świat traktującą o drodze krzyżowej uważam wręcz za genialną. Nie przepadam za jego poglądami i podejściem do czytelników przy spotkaniach autorskich, ale w sumie przecież nie przeszkadza to w czytaniu.

Kiedy pojawiła się Wyspa na prerii, nabyłem pędem i przeczytałem. Czytało się znakomicie, ale ja tej historii nie kupuję, no po prostu nie. Owszem, autor pisze we wstępie, że można uznać ten tekst za zmyślony i potraktować jako historię fabularną, a nie jak podróżniczą, ale nawet przy takim założeniu momentami książka zgrzytała. Wiadomo, że Cejrowski pisać umie, wiadomo, że jest ciekawie, nie czepiam się nawet niektórych zupełnie nieprawdopodobnych spraw związanych z ojcem czy ze stadem (termin, jakim określa Pan Wojtek ludzi mieszkających w miasteczku i okolicach). Mnie zupełnie nie przekonuje, ba, wręcz odrzuca uwielbienie autora do Ameryki. Może czegoś nie doczytałem, nie zrozumiałem albo jestem tendencyjny, ale Stany Zjednoczone oczami Cejrowskiego to jakaś ziemia obiecana, cudowny ląd, w który problemy rozwiązują się same, a wszystko zorganizowane jest lepiej niż gdziekolwiek indziej na świecie.  Wiem, jestem prostym, zaściankowym Europejczykiem, ale jakoś mnie zaczęło w pewnym momencie mdlić od wychwalania Walmarta. Ba! Na prerii nawet wariaci są fajniejsi niż gdziekolwiek indziej.

Żeby nie było niedomówień, książka jest przyzwoitą historią podróżniczą, ale słabą opowieścią Wojciecha Cejrowskiego. Zawsze ceniłem go za pokazywanie różnych aspektów odwiedzanego kraju.
Za to, że Ameryka Południowa potrafiła być piękna i zabójcza w jego opowieściach.
Za to, że kiedy przybliżył pięknie ostatnią drogę Chrystusa, potrafił pokazać zarówno sacrum jak i profanum.
Za ten zmysł, który pozwalał mu na świetne połączenie realizmu i krytycyzmu z ciekawością świata.

Tutaj mi tego zabrakło, Ameryka w Wyspie na prerii to cudowny kraj, który najlepiej na świecie wymyślił sprawy księgowe, zwrot towarów w sklepach, szambiarzy, utylizację śmieci i wiele innych spraw.  Ale w końcu nie byłem tam, nie znam się.

Informacja tramwajowa
W tramwaju z tą książką może być odrobinę niewygodnie, bo oprawa twarda i ostre kanty. Ale z drugiej strony jest tak solidnie wydana, że nie zaszkodzi jej ani tłok, ani lekka mżawka. Ja bym brał w podróż, zwłaszcza gdybym wybierał się do Stanów sprawdzić, jak cudowny to kraj ;)

Podsumowanie:
Tytuł: Wyspa na prerii
Autor: Wojciech Cejrowski
Wydawca: Zysk i s-ka
Do tramwaju: tak, ale lepiej do samolotu
Ocena czytadłowa: 5/6
Ocena bezludnowyspowa: 1/6

 

Powiązane posty

5 Thoughts to “Jakoś mnie ta Ameryka Cejrowskiego nie urzekła”

  1. Właśnie czytam; sięgnąłem, choć do wielbicieli WC nie należę. Sięgnąłem dla Arizony. Wychowałem się na Haliku i jego znakomitych książkach, a przy nim Cejrowski to szołmen i pozer. Tak na szybko odrzuca mnie wciskanie jawnie zmyślonych historii (wątek ojca – oh, nigga, please!) jako prawdziwych, no i brak WIARYGODNYCH zdjęć. Takie jak te zamieszczone, niewątpliwie efektowne, można kupić na shutterstocku. Dom na jednym z nich nie pasuje mi do opisywanego w książce, nie wspominając o rzekomym niebieskim krześle, którego też nigdzie nie ma, a tyle WC się o nim rozpisuje. Sorry, ale kiedy Halik opisywał swoje równie barwne historie, no na zdjęciach była do tego DOKUMENTACJA, a nie ILUSTRACJA. A to różnica.

    Na plus parę fajnych obserwacji obyczajowych. Doczytam to coś napiszę u siebie więcej…

    1. Janek

      Podrzuć linka jak doczytasz :)
      Co do konfabulacji to Autor uprzedza że tak można to odebrać, ale mnie bardziej razi jago uwielbienie do Stanów.

  2. Do tramwaju bym nie polecała – za ciężka ;)

    1. Janek

      Niee, pomarańczowy Gringo był cięższy :)