Przeczytane 2014 

Wyjątkowo kiepski barbarzyńca, czyżby gniot roku?

cairenGdyby nie pewne okoliczności na bank wyrzuciłbym ten zbiór opowiadań przez okno. Jest naprawdę słabiutki, nawet bardzo słabiutki.

Przeczytałem go jednak w całości z uśmieszkiem błąkającym się cały czas na ustach. Pozwolicie, że się wytłumaczę. Moje pierwsze spotkanie z Conanem z Cymerii miało miejsce w trakcie wakacji. W jeszcze wtedy mało znanej miejscowości Wisła, w bibliotece domu wczasowego znalazłem malutką, bodajże żółtą książeczkę z wielkim facetem na okładce. Z wypiekami na twarzy przeczytałem historie o nieistniejącym już świecie Hyperborei i o osiłku który wcale nie był taki głupi, a do tego cechował się genialną wprost sprawnością fizyczną. Pokochałem Conana miłością wakacyjnie wielką i to właśnie ta miłość pozwoliła mi nie rzucić Cairenem w kąt. Juraszek czerpie całymi garściami z Howarda, jego bohater to wypisz wymaluj Cymeryjczyk osadzony w świecie Czyngis-chan, którego hordy właśnie wyruszyły aby opanować świat. Co prawda w opowiadaniach Mongołowie stali się Mengutami, Chińczycy, Czungami, a Japonia z Kraju Kwitnącej Wiśni stała się Krajem Wschodzącego Słońca, ale przy tworzeniu swojego świata autor nie napracował się specjalnie, zmiany są wyłącznie kosmetyczne.
Historie są prościutkie, bohaterowie niebyt skomplikowani, a autor dość kiepski. Fabularnie jest słabo, momentami nawet bardzo, praktycznie wszystkie historie sprowadzają się do opowieści jak dzielny barbarzyńca radzi sobie z czymś, pożętym/oślizgłym/tajemniczym/pradawnym. Oczywiście czasem musi się pojawić kobieta którą płowowłosy osiłek błyskawicznie rozkocha w sobie i porzuci. Wszystko to byłoby jeszcze nawet zjadliwe, w końcu fantasy miecza rządzi się pewnymi zasadami, gdyby nie językowy koszmar jaki serwuje autor. Co rusz zamiast spojrzenia oczu pojawia się spojrzenie ócz, a z większości niebezpieczeństw Cairenowi udaje się wyjść dzięki barbarzyńskiemu instynktowi. Instynkt ten wspomaga jeszcze barbarzyńska intuicja i barbarzyńska orientacja, w sumie dając coś będącego połączeniem wzmocnionego pajęczego zmysłu Petera Parkera z echolokacją i GPS’em. Całość uzupełniają naprawdę przecudnej urody porównania, moje ulubione to Zerwał się do biegu niczym pies z łańcucha
Książka jest słabiutka, gdyby nie to, że Conan wywarł kiedyś na mnie ogromne wrażenie, a wakacje nastroiły mnie dodatkowo pozytywnie, to nie ma szans, żebym przeczytał więcej niż dwa opowiadania
No chyba, że Juraszek napisał pastisz historii spod znaku Conana, wtedy jest geniuszem.

Informacja tramwajowa
Nie polecam do tramwaju z osłupienia momentami moglibyście zapomnieć o swoim przystanku. Barbarzyńca jeżdżący na kangurze i walczący z obcym ( TYM OBCYM) w podrabianej wersji Austarlii mógłby was za mocno zszokować .

Podsumowanie:
Tytuł: Cairen. Drapieżca
Autor: Dawid Juraszek
Wydawca: RW 2010
Do tramwaju: nie
Ocena czytadłowa: 1/6
Ocena bezludnowyspowa: 0/6

Powiązane posty

10 Thoughts to “Wyjątkowo kiepski barbarzyńca, czyżby gniot roku?”

  1. Lekko będę polemizował.
    Cairen jest tak wyraźną kalką Conana, że faktycznie coś tu nie gra, albo gra ;-)
    Świat Azji jest dla nas tak mityczny, że specjalnych przeróbek nie trzeba chyba. Historią Chin to pewnie można by obdarować wszystkie państwa europejskie i pół Nowego Świata na dodatek. Na ile jest to stylizacja w stylu wuxia? Nie wiem. Oczywiście Cairen to czysta rozrywka na takim sobie poziomie.Ciekawe w tych opowiadaniach jest jedno, kto kogo uważa za barbarzyńcę. Taka ciekawostka, bo z europocentrycznego punktu widzenia ludzi Wschodu generalnie uważało się za dzikusów i vice versa;-)
    Zupełnie inaczej wygląda sprawa z opowieściami o bakałarzu Xiao, które dokładnie odwołują się do tradycji chińskiej, stąd pewnie kłopoty z odbiorem.
    Tylko nie gloryfikuj Conana. Co do Ery Hyboryjskiej Howarda. Doceniam stworzenie spójnego świata przedstawionego. Tylko jak się dokładnie czyta esej Era Hyperyjska to trochę zdziwienie człowieka bierze. Jestem w stanie sobie wyobrazić kogoś, kto nie jest fanem heroic fantasy i wyje ze śmiechu jak Howard próbuje na końcu powiązać to z naszą historią. 10000 lat p.n.e. zakuci w stal rycerze z Poitan, czy Aquilonii? Przed Egiptem? Grecją z epoki brązu? Tak Atlantyda, wiem! To znaczy każdy ma prawo stworzyć taki świat fantasy jaki chce, tylko dlaczego musi to wciskać w rzeczywistość? Zresztą niech sobie wciska, byle to było spójne, światy celtyckie bywają, ale świat Howarda nie jest do końca spójny.
    Co do słownictwa i języka. Znam kilka tłumaczeń Conana, które wywołują we mnie chęć kopnięcia tłumaczy w rzyć. Swego czasu było takie trzytomowe wydanie z „Alfy” co to archaizowanym językiem było zrobione, też się trafiały różne kfiatki ;-)

    Dzięki za ten wpis :-) Nareszcie mogłem coś skomentować u Ciebie! Jak za dobrych czasów :-D A teraz idę kończyć mój wpis i robić porządek w książkach (oczekuję z tego ostatniego powodu wyrazów współczucia ;-)).

    1. Janek

      Ty się tu z komentowaniem nie migaj :)
      Właśnie dlatego przeczytałem do końca, bo pierwszy Conan był koszmarnie tłumaczony, I nie gloryfikuję go, ale przecież od niego zaczął się cały nurt, nie czarujmy się to on jest ojcem wszystkich osiłków z mieczem, Owszem świat jest niespójny, ale ja nigdy nie traktowałem tych historii jako dziejących się na Ziemi.
      Juraszek byłby ok jakby nie przeszarżował z barbarzyńską intuicją i innymi takimi tekstami oraz udziwnieniami językowymi

      1. Conana na chwilę zostawię, mamy czas i myślę, że tak szybko nie skończymy (mam nadzieję).

        Skoro się bawię w adwokata diabła to na początek nazewnictwo. Spójrz co sam autor ma do powiedzenia na ten temat http://latajaca-holera.pl/forum/printview.php?t=580&start=570 Jednak niektóre nazwy mają jakieś tam rzeczywiste umocowanie.
        Barbarzyńska intuicja? No ja Cię proszę, a jakby to był dzielny rdzenny mieszkaniec Ameryki, tfu ta poprawność polityczna, dzielny Indianin co to zostawiony na środku prerii potrafi razem z kumplem dzielnym traperem trafić do najbliższej wioski swojego plemienia gdzieś na drugim końcu świata to OK? Barbarzyńcy i dzikusy tak mają i już! Poza tym to tradycja wschodnia i energia wewnętrzna, medytacje i takie inne są na porządku dziennym i nocnym ;-) Cairen może i uczniem zbyt pilnym nie był, ale coś tam wyniósł z tego filozoficznego przynudzania, czyż nie?
        O, a kangury jako wierzchowce. No a co, na gryfach mieli latać? A taki alien to się wszędzie może trafić :-P
        Nie wdając się w ocenę ogólną opowiadań, myślę, że to co może utrudniać odbiór to właśnie nietypowe dla nas umocowanie w tradycji azjatyckiej trochę przeszkadza.
        No i to w końcu
        fantasy jest ;-)

        Co powiesz na takie podejście do tematu?

        A czytało mi się to lekko, nawet się specjalnie nie krzywiłem. Większość motywów znana skądinąd, a właśnie umieszczenie akcji w świecie niezachodnim, nieceltyckim, generalnie trochę innym to nawet trochę smaczku dodawało. Nie twierdzę, że to arcydzieło, czy nawet Dzieło, ale tak mocno bym w glebę nie wdeptywał ;-)

        Jestem za to ciekawy Twojej opinii o tym drugim bohaterze Dawida Juraszka, bakałarzu Xiao. Nie znam jeszcze całości, brakuje mi tych dwóch nowych tomów.

        Conan jutro. Nabrałem ochoty na dyskusję ;-)

        1. Janek

          Pora już zakończyć działanie mych ócz alem na dyskusję jutro gotów ;)

        2. Janek

          Andrzeju, ale to takie nieprzekonujące jest. No bo niby Ziemia, a jednak nie Ziemia, wszystko takie samo a nie takie samo. Ok, świat równoległy podobny ale odrobinę inny więc odłóżmy sprawę. Ale akcja z pływaniem po jaskini w oparciu o barbarzyńską intuicję i barbarzyńskie wyczucie terenu to dla mnie za dużo. I ten bieg co to się jak pies z łańcucha zerwał :)

        3. Zastanawianie przy takiej postaci jak barbarzyńca, fighter, jak zwał tak zwał, nad niuansami ma faktycznie średni sens. Jest konwencja i tyle, a świat opowieści jest przecież dodatkiem do głównej postaci. Byle jakoś się tam utrzymał w pewnych ramach. W końcu najważniejsza jest walka i przygoda.
          Pomijając mój świadomie prześmiewczy ton, jak na adwokata diabła przystało, to wcale się specjalnie nie różnimy ;-)
          Tyle, że ja na pewne rzeczy nie zwracam uwagi, tylko biorę je z całym dobrodziejstwem inwentarza, w końcu to literatura rozrywkowa ;-)
          Wiem zazgrzytało Ci i potem już widziałeś różne takie detale ;-) No bo czego się przyczepiłeś tych nieszczęsnych kangurów i strusi? U Tolkiena gobliny jeżdżą na wilkach (wiem wargowie, takie zmutowane ale wilki:-)) i to jest OK, a aborygen na strusiu to już nie? W książce fantasy?
          Mnie tam na przykład przy tym opowiadaniu z podmorskim miastem zaświtało w głowie jedno opowiadanie H.G. Wellsa „W głębinie”, z batyskafem. Widać pewne podobieństwa. I nic, przeszło;-)
          Do Twojej oceny warstwy literackiej nie mam nic, pewnie aż tak nisko bym tego nie ocenił, ale w porządku :-)
          Tylko takich dziwacznych detali w książkach fantasy to jest na pęczki i na dobrą sprawę trzy czwarte autorów wypisuje czasami takie brednie, że strach czytać… O wykreowanych światach, nie mówię, bo jest jeszcze gorzej… Ale czytamy fantasy, czyż nie?

  2. A ja bym przeczytała. Gdybym nie miała już zajętej w kolejce niszy pod tytułem „zła literatura”.;)

    1. Janek

      To się szybko czyta i drogie nie jest :)

  3. Ale jak to, na kangurze? To brzmi tak intrygująco, że aż mam ochotę przeczytać ;). (Spokojnie wielka sterta książek do przeczytania nie pozwoli mi na takie brewerie)

    1. Janek

      Ano normalnie. Jedna ekipa Aborygenów na strusiach, a druga na kangurach. Kto autorowi zabroni :)?