Adrian (Secrus) Książka 

[Z zakurzonej półki] Kolejny antyklasyk…

huxŚwiat w siódmym stuleciu Ery Forda nie pamięta wolności. Pozbawia się tym samym wynikających z niej korzyści, ale też bólu, cierpienia, odrzucenia i strachu. Na rozwój człowieka wpłynął przemysł naukowy, mądre głowy stworzyły system, w którym obowiązuje jednolitość i bezuczuciowość, oraz opracowały plan chroniący ten stan rzeczy. Populacja została ustabilizowana, produkcja masowa wtłoczona w prawa biologii, społeczeństwo poddane standaryzacji. Natura zastąpiona przez ludzką wynalazczość, człowiek o nieuniknionym przeznaczeniu społecznym. Aby idylla nie zaczęła szwankować, działają Państwowe Ośrodki Warunkowania, które wychowują dzieci w pełnej kontroli ich życia. Pawłow eksperymentował na psach – u Huxleya psami są młodzi ludzie, warunkowani elektrowstrząsami. Neopawłowowska koncepcja kreuje wychowanie oparte na hipnopedycznych mądrościach – garści fraz wpajanych przez sen, na których opiera się jeden właściwy światopogląd. Proces bokanizacji tworzy w miejsce jednego człowieka 96 identycznych jednostek, a wszystko podlega głównej zasadzie Nowego wspaniałego świata: WSPÓLNOŚĆ, IDENTYCZNOŚĆ, STABILNOŚĆ!

Znów biorę się za coś, co obrosło zbyt dużą legendą, by komukolwiek musieć to polecać. Pisałem już o Burgessie, Lowry i Goldingu – jakoś poszło, ale klasyczności Huxleya bliżej do Roku 1984 niż Władcy much. Opisywany autor stworzył swoją antyutopię po Zamiatinie, a przed Orwellem, był zatem jednym z pionierów antyutopijnych XX-wiecznych ideałów, rozwijających zamysł XVIII-wiecznych niszczycieli utopii. Stojąc przed monumentem, można mu się poddać lub wejść w polemikę. Pierwsze nie przystoi recenzentowi, drugi stawia go w pozycji przegranej. Wypróbujmy więc postawę pośrednią, najprostszą – podobało mi się to czy nie?

Cała wizja książki opiera się na totalnej władzy nauki, więc u Huxleya nie może być mowy o częstym błędzie gatunku – niedookreśleniu świata i jego genezy. W tym wypadku akcja zaczyna się aż nazbyt rzetelnie, bo długą i wyczerpującą sekwencją oprowadzania studentów po Ośrodku Rozrodu i Warunkowania. Otrzymujemy przytłaczającą niemal wiedzę w sposób suchy, a przez to bardzo uderzający. Dowiadujemy się większości faktów o kondycji świata ze słów dyrektora placówki, dla którego to nuda i rutyna. A jednak ma to swój cel – autor woli przeprowadzić nas przez swoją skomplikowaną przyszłościową wizję, by po tym nie przerywać porywającej historii dziejącej się w jej ramach, egzemplifikującej już tylko mechanizmy, które mają wpływ na życie bohaterów, na ich historię. Tutaj otrzymujemy pewne standardy: utopijna konstrukcja wymaga tego, by pojawiły się jednostki odrębne, z bardziej niż u innych rozwiniętą indywidualnością, i by wokół nich toczyła się akcja wypełniona elementami moralnej gry z konwencją.

Tutaj naturalnym spoiwem dla jednostki wyjątkowej, chcącej odmienić stan rzeczy, i tej, na którą pragnie wpłynąć (mężczyzna i kobieta, a jakże!), jest rozumiana różnorako miłość, uczucie – skrajnie jednostronne. W świecie Huxleya bowiem każdy należy do każdego, seks to zabawa uprawiana dobrowolnie i bez konwenansów, nie ma stałych partnerów i ślubów, od złości i złych nastrojów uwalnia narkotyk, zbliżający ludzi bez nutki krępacji, a jedynie z szanowaniem granic kastowej społeczności. Jeśli więc otrzymujemy dwie postaci: mężczyznę widzącego w tym nieprawidłowość i kobietę poddaną w pełni systemowi, w której ten się zakochuje, akcja przybiera formę niebanalnej love story. Tak naprawdę to książka o ludziach – ich wzajemnych relacjach, osamotnieniu i uczuciach. Huxley porusza problemy, które można znaleźć w średnio ambitnym romansidle i literaturze młodzieżowej, ale osadza te dylematy w konwencji uwznioślającej je, windującej do rangi przeżycia. Gdy w dalszym etapie fabuły do „świata idealnego” dostaje się Dzikus z niecywilizowanej głuszy (a więc czegoś na wzór codzienności z naszego życia, tyle że w warunkach ubóstwa i brudu), historia nabiera tempa, bo jakikolwiek scenariusz musi odkryć finał, który z reguły nie zadowoli każdego.

I tak dobiegamy do końca recenzji, a ja dziwię się, że wyszła z niej przede wszystkim pochwała. Bo jednak Nowy wspaniały świat, choć dostarczył mi mnóstwo wrażeń i nierzadko zatrzymywał w skupieniu nas losami postaci, to nie sprawił, bym myślał o nim przez następne tygodnie (czytałem jakiś czas temu, więc mogę to stwierdzić). Bogdan Baran nazwał tę książkę „powieścią idei” i choć dziś już takie wizje nie oszałamiają, ta Huxleyowska coraz bardziej dociera do nas w swym przerażającym realizmie. Trochę szkoda, że warstwę czysto fabularną zbudowano na prostych założeniach, a wykreowany świat nie burzy losów postaci intensywniej, dramatyczniej i z większym oddziaływaniem destrukcyjnym. Może też zabrakło w głównych bohaterach charakteru?

Mimo to Nowy wspaniały świat ma w sobie coś, co pozwala rozbudzić intensywną refleksję, czy na pewno szczęście, jakie społeczeństwo otrzymuje na drodze sztucznego warunkowania, nie jest lepsze od cierpień i wojen. Czy aby na pewno nieprawidłowe jest zapewnianie ludziom wiecznej radości kosztem wolnej woli? Nie wiem, myślę. I chyba to było głównym zamierzeniem Aldousa Huxleya, byśmy się zastanowili, czy słowa z tytułu powieści bezwzględnie należałoby traktować jako ironię. A książkę, choć nie podburzyła mnie wewnętrznie, tak jak tego oczekiwałem, polecam. Zwłaszcza że te klasyczne utopie w formie anty- i dys- nie są literaturą, która w jakiś sposób ogranicza grono odbiorców – to przekaz dla wszystkich ludzi, i to jest najpiękniejsze.

Podsumowanie:
Tytuł:
Nowy wspaniały świat
Autor: Aldous Huxley
Wydawca: Wydawnictwo Literackie, 1988 (premiera: 1932)
Moja ocena: 7/10

Powiązane posty

12 Thoughts to “[Z zakurzonej półki] Kolejny antyklasyk…”

  1. Kolejna klasyka, którą na pewno powinnam poznać. Z tego co czytam to protoplasta dzisiejszych antyutopii, szczególnie w ostatnich latach powstających jak grzyby po deszczu. Muszę sobie zrobić listę lektur z klasyki, które powinnam poznać.

    1. Secrus

      Podczas sporządzania listy można śmiało odwiedzać tytuły [Z zakurzonej półki] ;)

  2. Mnie „Nowy wspaniały świat”, mocno trzepnął kiedy czytałam go po raz pierwszy, znaczy się gdzieś w ogólniaku, czyli lata świetlne temu. Potem czytałam go jeszcze parę razy, bo omawiam ze studentami na zajęciach, i zaczęłam widzieć pewne mankamenty – w warstwie fabularnej właśnie. Jednak, ta książka nadal stoi wysoko na mojej liście – nie zestarzała się, nadal pozwala popatrzeć na świat, w którym żyjemy przez okulary, które nie zawsze chcemy wkładać. Warto znać Huxleya w tej odsłonie.

    1. Secrus

      Jak najbardziej warto, bo to właśnie klasyk, który z każdym rokiem zamiast tracić na aktualności, staje się bardziej prawdopodobny. I ważne jest to, o czym wspominasz – ani trochę się nie zestarzał. Mimo że mną nie wstrząsnął, w głowie na pewno pozostanie, gdyż Huxley nie należy do autorów, o których się szybko zapomina (za to wraca wielokrotnie, co potwierdza choćby Twój przykład).

      1. Pewnie „nie wstrząsnął” bo masz za sobą inne lektury dystopijne ;)

  3. „Nowemu wspaniałemu światu” najbliżej jest do „My” Zamiatina, który jest dla Huxleya tym, czym „Orkan na Jamajce” dla Goldinga.
    Dzisiaj Zamiatin, Huxley i Orwell nie mają już takiej siły rażenia ale jeszcze w latach 80-tych to było na prawdę coś. Tak na marginesie polecam, z tego rodzaju książek „Inwazję jaszczurów” wydaje mi się, że jeśli chodzi o modus operandi człowieka jest znacznie bardziej aktualna niż „My”, „Nowy wspaniały świat” i „1984”

    1. Secrus

      O tak! na „Inwazję jaszczurów” też poluję; podobnie mam z Zamiatinem i Hughesem. Poznałem tych panów na razie teoretycznie, bo, nadrabiając klasykę utopijną, nie chcę tego robić hurtem, by nie popaść w rutynę (a mimo często odmiennych wizji, punkt wyjścia jest ten sam i trochę obawiam się przesytu konwencją). Na razie trudno mi powiedzieć, w jakiej kolejności będę kontynuował, ale pewnie Čapek bądź Zamiatin okażą się pierwsi. Dzięki za propozycje ;)

      1. Fakt, przesyt konwencją jest możliwy ale też przy seryjnym czytaniu wyraźniej widzi się powiązania, coś za coś. No i nie zapominajmy naszym, rodzimym „Mordzie założycielskim” Wnuka-Lipińskiego :-)

        1. Secrus

          Też prawda, czasem dobrze jest poświęcić się na możliwość wypalenia tematu w zamian za szerszy jego ogląd. Co do „Mordu założycielskiego”, to muszę się po cichu przyznać, że nie znam i chyba nawet nie słyszałem :( Ale mogę od teraz zapewnić, że nie zapomnę i w odpowiednim czasie spróbuję przeczytać.
          Zerknąłem natomiast na Twój blog i widzę, że zbiegliśmy się w czasie z tymi naszymi antyutopiami (chyba że ktoś tu na czyjś wpis wpłynął ;p).

          1. To możesz być przyjemnie zaskoczony, co prawda późno powstał ale dzięki niemu mamy swój udział w antyutopiach i jak powiadał klasyk „otwieramy oczy niedowiarkom: patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane – i to nie jest nasze ostatnie słowo!” :-)

    2. Dzięki, że wspomniałeś o „Inwazji jaszczurów”. Faktycznie jej wymowa jest tak jakoś dziwnie aktualna. Chociaż to nic miłego, prawdę mówiąc. Doszły nowe zjawiska, których Karel Čapek nie miał szans antycypować – globalizacja, czy terroryzm (też zglobalizowany).
      Tyle, że z jednym się z Tobą nie zgodzę. „1884” jest aktualna i to bardzo (bardziej?). Z jednej strony mamy wyrafinowaną technologię, z drugiej strony wyrafinowaną socjotechnikę. Nie nazywamy tego totalitaryzmem, ale dlaczego? Bo metody są bardziej subtelne? Bo nie ma zcentralizowanego ośrodka władzy (chyba, że ktoś wierzy w Rząd Światowy i Reptilianów ;-)) Robienie wody z mózgu jest robieniem wody z mózgu, ktokolwiek to robi ;-)

  4. Tak trochę pobocznie do tematu – tramwaj ze zdjęcia ma odwrotnie napisy ;)