Przeczytane 2015 

Czarne światła: Łzy Mai – mam ochotę kogoś trzepnąć

lzyPierwsze spotkanie z Martyną Raduchowską to była Szamanka od umarlaków, niezłe urban fantasy pozycjonowane powyżej średniej dla wydawanego w Polsce. Potem był Demon luster, niby kontynuacja, ale coś jakby inne trochę to było, mroczniejsze. A teraz mamy Czarne światła i powiem szczerze, że jeśli autorka nie napisze dalszego ciągu, to pojadę siędę sobie pod jej domem, ogłoszę strajk głodowy i się oplakatuję. A że zbywającej masy mam sporo, to i strajk może być długi, tak więc ten tego, żeby nie było, ostrzegam Pani Martyno!

Porucznik Jared Quinnjest człowiekiem, a właściwie może lepiej napisać, był człowiekiem. Właśnie obudził się po koszmarnie ciężkich obrażeniach, jakich doznał podczas ataku terrorystycznego na siedzibę firmy produkującej reinforsynę, cudeńko robiące magiczne rzeczy z ludzkim mózgiem. Przed zapadnięciem w śpiączkę farmakologiczną dowiedział się jednak jeszcze, że ów lek potrafi dawać emocje androidom. Dopiero teraz, po naprawdę długiej przerwie w życiorysie będzie miał okazję przekonać się, jak wiele zmieniło się na świecie kiedy spał. A kiedy zaczną ginąć młode kobiety, będzie musiał w swoim nowym scyborgizowanym mocno ciele udać się na poszukiwania Mai, kobiety androida, która go uratowała i która prawdopodobnie wie, co jest przyczyną morderstw

Kiedy sięgałem po książkę byłem przekonany, że wiem czego się spodziewać: przyzwoitego czytadła na niezłym poziomie i nawet koszmarna okładka nie sugerowała niczego innego. Okazało się, że zawartość zaskakuje i to zdecydowanie na plus. Raduchowska napisała bowiem rasowe SF ocierające się o takie klasyki gatunku jak choćby Łowca androidów, czy Pamięć absolutna. Oczywiście książka jest gatunkowo lżejsza niż film Ridleya Scotta, ale jednak zadaje podobne pytania o granice bycia człowiekiem i to, jak niewiele może różnić ludzi i androidy. Czarne światła to także znakomicie napisany kryminał, zagadka morderstw zaskakuje, a odkrywanie wraz z Jaredem i jego współpracowniczką kolejnych elementów układanki sprawia dużą frajdę.

Ewidentnie z książki na książkę widać, że autorka ewoluuje, jakość jej pisarstwa rośnie, a przeskok z lekkiego fantasy do futurystycznego kryminału jest naprawdę duży. Nie twierdzę, że Szamanka… była słaba, po prostu Łzy Mai są naprawdę dobre. Należy też dodać, że autorka jest absolwentką psychologii i kryminologii oraz neurobiologii poznawczej , więc wszystko o czym pisze w nowej powieści wypada naprawdę wiarygodnie, nie znajdziecie tu rozwiązań fabularnych i pseudonaukowych na miarę Star Treka, a to naprawdę spory bonus jeśli chodzi o współczesne tytuły SF.

Przyznam szczerze, że dawno nie czytałem tak udanego połączenia literatury rozrywkowej z pytaniami dotyczącymi tego, w jakim kierunki zmierza nasz świat, kiedy technologia zacznie mieć na nasze życie tak wielki wpływ, że nie będziemy potrafili bez niej egzystować. A może ten moment już nadszedł? Zastanówcie się, czy wy i wasze dzieci potraficie wytrzymać tydzień bez smartfona ;)

A jeśli chodzi o trzepnięcie z tytułu, to czemu nie ma, do cholery, jeszcze następnego tomu, Pani Autorko, czemu! Ile można czekać ! ;)

Informacja tramwajowa
Nie, zdecydowanie nie! Przejechałem swój przystanek i musiałem potem w deszczu kwitnąć na przystanku, nie bierzcie!

Podsumowanie:
Tytuł: Czarne światła: Łzy Mai
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawca: Wydawnictwo Fabryka Słów
Do tramwaju: wszędzie
Ocena czytadłowa: 6/6
Ocena bezludnowyspowa: 4/6

Powiązane posty

6 Thoughts to “Czarne światła: Łzy Mai – mam ochotę kogoś trzepnąć”

  1. Książkę mam i to z podpisem. Sam jesteś koszmarny! Okładka jest zajebista! Mam ją na ścianie :)
    Teraz tysiąc pytań do :D
    Autorka na spotkaniu mówiła, że książka nie jest zabawna, aleeee czy można się czasami pośmiać? Jakoś nie podchodzą mi książki, gdzie nie ma zupełnie poczucia humoru. Nie piszę tu o płakaniu ze śmiechu, zwijaniu się i tarzaniu ze śmiechu przez całą książkę. Pytam czy jest ogólnie jakiś humor. Teraz kolejne pytanie, czy androidy dostają świadomość? Nie znam się na tym zupełnie, ale jak zwykły android stwierdza, że ma uczucia, to mam ochotę wyjść z siebie. W filmach familijnych jest to jak najbardziej wskazane, ale niekoniecznie w „poważnych” produkcjach czy książkach. Chodzi mi o… nie wiem, zwykłe: wszczepiany do androidów świadomość i wtedy ja przyjmuję na klatę wszystkie uczucia robotów. Kolejna rzecz, to jak bardzo jest to sci-fi? Czy świat też jest „posunięty” do przodu z budynkami, pojazdami itd, czy raczej tylko dostajemy muśnięcie sci-fi XD Muszę wiedzieć jak mam podejść do książki, także to są niesamowicie ważne pytania.

  2. Kaora

    Pomagam! Jest humor. Sarkazm bohaterów to także humor, prawda? Zwłaszcza, jak „dobrze leży” na charakterze postaci. Na pewno książka Cię nie zdołuje, chyba że Ci smutno jak na pierwszej stronie kryminału dostajesz informację, że ktoś nie żyje. Wtedy polecam zagryźć zęby i czytać dalej, bo warto ;D Drugie pytanie: jest przekonujący opis tego jakim cudem androidy „dostają” emocje. Nie będę psuła zabawy spoilerami, ale spokojnie przyjmuj na klatę, zaufaj mi ;) Wszystko ma swoje wyjaśnienie, całkiem spójne i trzymające się logiki. Żadnych „plot holes” nie odnotowano. Trzecie pytanie: budynki bez zmian, pojazdy do przodu. Są drony, są wszczepy, są upgrade’y zmysłów, są meble z tabletami, są androidy wyglądające jak ludzie. Jest też wojna, jest kryminał, są egzystencjalne pytania, ale bez smętów. Nie ma rozwlekania w stronę pseudo-filozofii. Jest dużo akcji i dobrze skonstruowanych bohaterów.

    Mnie też nie podoba się okładka, ale na szczęście nie dałam się jej zwieść.

  3. No proszę, to tu takie dobre książki są opisywane, a ja nic nie wiem? Po okładce to bym tego nie wzięła. ;)

    1. Janek

      No właśnie dlatego warto zwrócić uwagę, Martyna Raduchowska NAPRAWDĘ pięknie się rozwija pisarsko.

  4. […] książce możecie również przeczytać na blogach: Czworgiem oczu; Drewniany most; Tramwaj nr 4; Z […]

  5. […] Łzach Mai Pierwszej części cyberpunkowej historii Martyny Raduchowskiej pisałem już ładnych [parę lat […]