Adrian (Secrus) Książka 

„Od glorii do infamii” – Bliżej literatów…

InfamiaDziś odchodzimy od wakacyjnych klimatów, bo przecież ile można wygrzewać się pod ostrzałem piekącego słońca. Będziemy mówić o literatach. Tych, którzy tworzyli w XX wieku, którzy zmagali się z trudami wojny i wirem ustrojowych zmian. W szkołach wielu z nich pomijaliśmy, a jeśli byli uwzględnieni w kanonie, to raczej przemawiali za pomocą swojej twórczości, zwykle kilku sztandarowych tytułów. Krzysztof Masłoń też skupia się na dziełach, ale w inny sposób. Kreśli drogi charakterów, które przeorała historia, nierówno przejeżdżając grubą krechą po ich życiorysach. To książka, jak podpowiada tytuł, o glorii i infamii, do których zmierzały indywidualne ścieżki dwudziestowiecznych twórców. To niebanalny przekaz unikający sztampy. Zapewniam, że choć mówi o starym, wiele w nim nowego i intrygującego.

Mamy do czynienia ze zbiorem sylwetek polskich pisarzy ubiegłego wieku, publikowanych na przestrzeni lat przez autora w miesięcznikach „Historia. Uważam Rze” i „Historia. Do rzeczy”. Jak Masłoń mówi w krótkim wprowadzeniu do lektury, spoiwem książki jest wojna jako ta, która podporządkowała sobie każdy element życia. Trzeba dodać, że autor nie sili się na obiektywizm – często ocenia twórców według własnych upodobań, wartościuje i nie unika ostrych sądów, ale tak ma być, przecież sylwetka to gatunek publicystyczny, w niej musi się dziać. A skoro sylwetka, to nie oczekujmy wypieszczonych biogramów o tym, gdzie się wieszcz urodził, jak pisał i czym się wyróżniał – książka nie wyczerpuje tematu, ale też wyczerpywać nie zamierza, stanowi zaledwie wprawkę do całej działalności literatów, jest obrazem obserwowanym pod lupą, która wyciska z życiorysów ciekawe, nieprzeżute przez podręcznikowy schemat fakty. Krzysztof Masłoń motywuje, by sięgać do źródeł. Pokazuje, ile ciekawostek można się w nich doszukać.

Jest tego mnóstwo. Dowiadujemy się, który skamandryta którego lubił, dla kogo był przyjacielem, by potem popaść w konflikt, poznajemy polityczne akcje Tuwima i jego rosyjskie sympatie, Lechoń maluje nam się jako neurotyk, hipochondryk, homoseksualista i samobójca (kolejność dowolna; w ogóle byłem aż zadziwiony, ilu pisarzy oficjalnie lub nie miało się ku sobie, na jeden wieczór bądź dłużej), czytamy o cudownej nocy „z księżycem i słowikiem” Iwaszkiewicza i Miłosza spędzonej w celi Konrada u Bazylianów w Wilnie, o tym, jak Pilch miesza z błotem Dzienniki Lechonia, a Masłoń raczy mieć zdanie wręcz przeciwne, o antysemityzmie Gałczyńskiego i jego słownych utarczkach z Tuwimem. Oraz wielu innych anegdotach, dykteryjkach, aferach i domysłach. Co najlepsze – za grosz tu plotkarstwa, autor tworzy bardzo kontekstowe sylwetki, podszyte intelektualizmem i wiedzą, którą z miejsca przypisuje czytelnikom. Bo bez niej, i bez chęci sięgania głębiej, choćby do zapisków pisarzy lub literaturoznawców, na których powołuje się Masłoń, prace ujęte w zbiorze okażą się niewiele warte.

Muszę zaznaczyć, w jaki sposób autor konstruuje swoje krótkie formy. Każda postać jest pokazywana w pewnym kontekście, wycinku życia i działalności. Czasem Krzysztof Masłoń cytuje stronicowe ustępy z naukowych publikacji o autorach – podpiera się rzetelną pracą researchera i redaktora. Jeśli mówi o poetach, to pozwala przemówić ich wierszom, a sam tylko dopowiada, uzupełnia, komentuje (widzi się prywatne zdanie autora; łatwo stwierdzić, że za Hłaską to on niespecjalnie przepada, a i Tuwima nie wychwala jak wszyscy). W swoją publicystyczną rzekę myśli wplata polemiki autorskie, jak to się literaci wszędzie obrzucali błotem, jak jeden na drugiego pisał w swoim dzienniku – a wybór tych smaczków jest wartościowy, bo chcąc dotrzeć do podobnych informacji, trzeba spędzić naprawdę wiele godzin na studiowaniu zapisków poszczególnych twórców. Krzysztof Masłoń drąży temat, który go zainteresuje, i nie odpuszcza, odmalowując zazwyczaj jedną z wielu twarzy wielkich nazwisk. To wszystko składa się na mocno poszatkowany, ale interesujący urywek świata literackiego, a w nim realiów politycznych XX-wiecznej Polski.

Ważne, że Masłoń nie charakteryzuje twórców, ale oddaje im miejsce przy mównicy. Gani czasem, gdzieś pochwali, uzna, że lubi tę poezję, a tego ma za nic, ale to wszystko w płynnym nurcie postawy: „Nie wierzysz? Zobacz, tu masz przykład, czytelniku”. I te przykłady warto odnotować, te spostrzeżenia dobrze zapamiętać, bo nie znajdzie się ich tak szybko i wszędzie. A czy sylwetki autora okażą się czymś nowym? Nie wiem, dla czytelników wstępujących w epokę ze szkolną wiedzą – na pewno, bo dziennikarz daje możliwość spojrzenia na znane i mniej znane nazwiska z zupełnie innej strony, przepuszczonej przez bardzo subiektywne poglądy, ale też gruntowną selekcję, która pozostawiła tylko najsmakowitsze kęsy. Warto wreszcie się dowiedzieć, który ze znanych nam twórców zdobył glorię, a który infamię. Albo przeczytać i nie dowiedzieć się, bo to nie tak łatwo powiedzieć, nie tak prosto stwierdzić.

Podsumowanie:
Tytuł:
Od glorii do infamii
Autor: Krzysztof Masłoń
Wydawca: Zysk i S-ka 2015
Moja ocena: 7+/10

Powiązane posty

Leave a Comment