Adrian (Secrus) Książka elektroniczna Z zakurzonej półki 

[Z zakurzonej półki] „Ciało” – Gdzie poprowadzą tory…

4Stephen King dedykował nowelę Ciało George’owi MacLeodowi, staremu kumplowi z college’u. Ten, zapytany kiedyś przez Kinga, nad czym obecnie pracuje, opowiedział mu o wspomnieniu z dzieciństwa, gdy wraz z przyjaciółmi wyruszył wzdłuż torów za pogłoską o ciele porzuconym gdzieś za miastem. W lesie MacLeoda spoczywało truchło psa, u Steve’a ludzkie zwłoki. Ten pierwszy nigdy nie spisał swojej historii, King – i owszem. Po latach przyznał się, że „pożyczył” opowieść od kumpla w celu skonstruowania własnej. MacLeod nazwał go kiedyś „popkulturowym rzepem, do którego wszystko się przykleja”. Miał na myśli też cudze opowieści i ich kradzież. Zaczął dopominać się o swoje na fali sukcesu ekranizacji Ciała – filmu Stand by me. Gdy żądania o procent od zysków i nazwisko w czołówce nie poskutkowały, przyjaźń dwóch panów zakończyła się na zawsze. Stephen King wchłonął tę opowieść i nadał jej własną duszę, może też powiązaną z traumatycznym wydarzeniem z dzieciństwa, które w wieku 4 lat wyparł na długi czas: kiedyś podczas wspólnej zabawy przy torach jego mały przyjaciel podszedł za blisko i został rozczłonkowany przez nadjeżdżający pociąg. Szczątki malca zbierano do wiklinowego kosza. King o tym zapomniał, a dopiero po latach tę autentyczną historię przekazała mu matka. To fakty, które każą traktować Ciało w dorobku Steve’a bardzo osobiście. To wyjątkowa opowieść o dojrzewaniu, jedna z najlepszych – a poznałem ich już trochę.

Fabułę już znacie. Bohaterowie to grupka przyjaciół, z których jeden po latach opowiada wakacyjną przygodę mającą wpływ na przyszłość każdego. To było ostatnie lato ich dzieciństwa, bardzo upalne, wymarzone na młodzieńcze wojaże. W radiu lecieli Fleetwoodsowie i Buddy Knox, Castle Rock było małe i senne, dało się godzinami iść wzdłuż torów i trafić donikąd. Każdy z młodych przeżywał jakiś problem – jednego uznawano za chuligana, choć był dobrym chłopakiem, jego ojciec ostro pił; innemu tato, z oznakami szaleństwa wyniesionymi z wojny, przypalił ucho przy piecu, a chłopiec i tak go podziwiał; natomiast Gordie’emu zmarł brat i tamtego lata rodzice błądzili po domu jak w amoku, nie mogąc się pogodzić ze stratą i zaniedbując drugiego syna. Ta podróż była dla nich granicą, za którą czekał inny świat. Ramię w ramię, nawet „gdyby niebo, na które patrzeli, miało runąć i przepaść”, stawiali stopę za stopą, wypełniając lato roku sześćdziesiątego melodią mglistych oczekiwań i brutalnością świata obserwowanego oczami niedojrzałości.

Tutaj postaci dzieci są do bólu wiarygodne mimo tego, że bliżej im do dorosłych – King precyzyjnie zatrzymuje myśli w momencie przejścia w dorosłość, która nadchodzi za wcześnie, a podróż w kierunku zwłok jest tylko jej podstemplowaniem, bo prawdziwy przełom dzieje się od dawna, w niełatwym dzieciństwie tej czwórki. Najlepsze opowieści o lecie i młodości to nie sielanka – nie, znacznie częściej sięgają do schyłku, utraty niewinności i beztroski. Pokazują drogę, która bardzo płynnie zamyka pewien etap, ale w naszej świadomości trzaska też drzwiami. I nie ma już dzieciństwa, z czasem zapominamy, że w ogóle było. Coś, co najpierw jest młodzieńczą przygodą, zamienia się w Ciele w poważną drogę. Gdzieś w tle majaczy sprawa pisarstwa Gordie’ego, niesprawiedliwości dostrzeganej przez Chrisa (rozdzierający dialog o szkolnym incydencie z kradzieżą mleka – szczerość tej sceny rozbraja) i przyjaźni, która zanika, gdy przyjaciele ciągną w dół, zamiast wynosić ponad przeciętność.

Prozaiczny wymiar tej opowiastki jednocześnie kryje w sobie prawdziwą życiową pieczęć. I ten powrót do małego Castle Rock, które już nie jest tym samym miejscem. I to milczenie, te ostatnie słowa – mądrzejsze, dojrzalsze, odarte przez ostatnie dni z naiwnej dziecięcej skorupy. Ta zmiana jest dobitna, choć na kartach noweli trwa krótką chwilę.

Czytając powtórnie Ciało, poczułem zapach i smak lata, delikatny powab pamiętany z dzieciństwa i daremnie przywoływany przez ostatnie wakacje. Znów zostałem zaczarowany, znów postawiony przed niełatwymi dylematami. Taką moc ma ta minipowieść w maksiformie. Kiedyś za najlepszego ze zbioru uznawałem Pojętnego ucznia, mając Ciało za dobre, ale ocenione przez pryzmat moich czytelniczych upodobań i uwielbienia ekranizacji Roba Reinera – otóż nie! Historia czwórki przyjaciół z Castle Rock nie jest nudna, jak twierdzą niektórzy, jest wyjątkowym zapisem nostalgii goniącej za wspomnieniami. Ciało nie ma sobie równych, jesień niewinności to najdoskonalsza pora roku u Kinga. Z Gordie’em, Chrisem, Teddym i Vernem wszędzie, choćby wzdłuż torów, by się zagubić i odnaleźć odmienionym.

Podsumowanie:
Tytuł: Ciało
Autor: Stephen King
Wydawca: Albatros 2015 (premiera: 1982)
Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję księgarni internetowej bookmaster.com.pl

Powiązane posty

16 Thoughts to “[Z zakurzonej półki] „Ciało” – Gdzie poprowadzą tory…”

  1. Ciacho

    Piękne opowiadanie. Napisałeś wszystko, co na jego temat sam bym napisał. Najlepsze jest to, że przywołuje wspomnienia z własnego dzieciństwa. Te Kinga jak widać, nie zawsze było piękne. Ta sytuacja ze zmasakrowanym ciałem kolegi, które widział. Konkret. King ogółem czuje dobrze dzieciństwo i potrafi o tym, i o dzieciach pisać dobrze. Wiele razy wspominał, że pisał wiele tekstów patrząc na własne dzieci, jak się zachowuję, dlatego tak mu to dobrze wyszyło.Ale powiem Ci, że nie wiedziałem, że pokłócił się o te opowiadanie z jakimś kolegą. Pewnie tego drugiego do dzisiaj szlag trafia, jak czyta o kolejnych doniesieniach o majątku Kinga. :P No cóż, tak bywa.
    Tak sobie uświadomiłem podczas czytania Twojego tekstu o dzieciństwie, że najgorsze w nim jest to, że będąc takim małym szkrabem 8-letnim i wyżej, nie zdajesz sobie sprawy, że to najlepszy okres, jaki Ci leci, widzisz to dopiero po latach.

    1. Secrus

      Dokładnie tak. Kiedy myślę o dzieciństwie w literaturze, King zajmuje w mojej głowie zaszczytne miejsce. „Ciało” przywołuje nasze wspomnienia z dzieciństwa, a także budzi irracjonalną tęsknotę za tym, czego nie udało nam się doświadczyć w przeszłości. I po to czytamy takie książki – już jako dorośli, coraz bardziej skłonni do wracania myślami w odległe czasy. Niewątpliwie ta obserwacja i doświadczenie rodzicielskie bardzo pomagają, myślę, że King wiele też ze swoimi dziećmi rozmawiał, porównywał, inspirował się. Anegdotę z George’em MacLeodem poznałem dzięki biografii Kinga Lisy Rogak. Gość na początku się ucieszył, że dostał dedykację, a później zdziwienie: „ej, to przecież moje!”. Ogromnie się cieszę, że King sobie pożyczył tę opowieść, nikt nie napisałby jej lepiej :)
      To jest przykre – będąc dzieckiem, chcesz jak najszybciej dorosnąć; jako stary pryk albo młody dojrzały szukasz każdej możliwości, aby choć przez chwilę pobyć dzieciakiem. Taki paradoks, z którym trzeba się pogodzić. Można się zastanawiać, ile by się zrobiło, gdyby wiedziało się, że uciekają nam najlepsze lata życia :) Ale najważniejsze to pielęgnować w sobie tę cząstkę wczesnej młodości, żeby ona nie znikła. Ostatnio dużo o tym myślałem i czytałem: King w „Sercach Atlantydów” poruszał ten temat, Bradbury w „Słonecznym winie” pięknie podsumował w jednym akapicie – pewnie i o tym niedługo wspomnę.

  2. Ciacho

    Hehehe, dokładnie tak. Kto potrafi napisać dobry horror o złym psie, klaunie czy samochodzie? Tylko King. :P Nie czytałem tej biografii jeszcze. Podobno jedna z lepszych o Kingu. Może w przyszłym roku przyswoję.
    Właśnie, taki paradoks. Jednak wydaje mi się, że gorsze od tego będzie mówienie sobie na starość, że nie zrobiło się czegoś i się tego żałuje, bo to jest zależne od Ciebie. dzieciństwo to jednak opiera się na wychowaniu i jest takie, na jakie pozwalają Ci rodzicie i otoczenie. Ale miejmy nadzieję, że żaden z nas takich żalów mieć nie będzie. :)
    To co, jak zacząłeś już taką przygodę z tekstami dziecinnymi Kinga to teraz „To” albo „Wielki marsz”? :)

    1. Secrus

      Dobrze powiedziane, przez dzieciństwo jesteśmy determinowani, ale to nie my do końca je kształtujemy. A te żale to nawet mogą się zacząć wcześniej niż na starość, choć, oczywiście, oby nie :) (ale kogo oszukujemy: jasne, że jakieś będą. Oby jednak więcej było fantastycznych opowieści dla wnuków i dumy z tego, co się osiągnęło, gdzie się było, kogo się poznało…).
      O „Wielkim marszu” to my już nawet rozmawialiśmy – oczywiście czytałem :) Natomiast „To” koniecznie do nadrobienia, ale że jest cegłą, a mnie się zaczyna pracowity rok na uczelni, to pewnie wstrzymam się do przyszłych wakacji. Pierwszy w kolejce King to będzie chyba „Dallas ’63”, ale nie wiem, na ile jest „dziecinny” :] No i nie mogę też dopuścić do przesytu, bo ostatnio dużo takiej tematyki pochłonąłem: tutaj kilka Kingów, tam Bradbury, teraz jeszcze „Guguły” Grzegorzewskiej, a w kolejce czekają „Zmory” Zegadłowicza i opowiadania Czycza (o troszkę późniejszej młodości). Co w takim razie zostanie na przyszłość? :)

  3. Ciacho

    Dokładnie tak, zawsze się coś znajdzie. Najlepiej żyć zasadą Carpe Diem, ale nie zawsze się da. Niestety sam należę do tych ludzi, którzy myślą zbyt dużo. :)
    Wybacz, faktycznie rozmawialiśmy. Skleroza. ;) O „To” jednak pamiętałem, że nie znasz i pomyślałem, że w tej chwili może się za to chwycisz. Ale masz rację, że lepiej sobie zrobić chwilę oddechu, bo zbliżysz się niebezpiecznie blisko przesytu tematem, a „Dallas ’63” to mimo wszystko – moim zdaniem – lepsza książka od „To”. Także czekam na wrażenia. :)
    Zostanie coś na pewno. „Jakiś potwór tu nadchodzi” Bradbury’ego (nie pamiętam, czy czytałeś) ,”Ocean na końcu drogi:” Gaimana. „Władcy much” to taka książka, którą można machnąć kilka razy, a ciągle zachwyca. Cykl z Enderem też jest niezły. :)

    1. Secrus

      Witaj w klubie, też cierpię na nadmiar myślenia :)
      „Dallas ’63” chyba najbardziej mnie teraz przyciąga. Mam nadzieję, że znajdę czas, żeby spokojnie się delektować tak dobrym Kingiem (ja już właściwie wiem, że książka do mnie trafi. Nie pytaj skąd, bo trudno powiedzieć).
      „Jakiegoś potwora…” nie czytałem, po „Fahrenheit 451” będę chciał sięgnąć. Gaiman i Golding są mi znani, nawet pojawili się na wakacyjnej liście w drugim z sierpniowych wpisów (tych o wszystkim i niczym, byle gorącym, słonecznym i z toną cytatów :D). Do „Władcy…” na pewno kiedyś wrócę, żeby skonfrontować wrażenia; „Serca Atlantydów” dodatkowo mnie do tego skusiły. A „Ocean…” był cholernie intrygujący dzięki swojemu oniryzmowi i skrajnie niebanalnej fabule. Podczas lektury jednak mnie nie zachwycił, lecz mimo to teraz wspominam książkę jako niezwykłe przeżycie, a to też nastraja do powtórki :) Wtedy nawet nie zdecydowałem się, żeby napisać choćby parę słów opinii.
      Ender gdzieś tam majaczy w dalszych planach. Na pewno przyjdzie na niego kolej, ale jeszcze nie teraz.

      1. Ciacho

        No właśnie, to wiesz, jak jest. ;)
        Zobaczymy. Ja myślę, że nie ma opcji, by Ci się nie podobała. Ale poczekam aż przeczytasz.
        Gaiman jeszcze napisał „Księgę cmentarną”, ale bardzo różną od „Oceanu” i niby dobra, ale typowo dla dzieciaków.
        Ja jeszcze nie skończyłem tej serii, ale wszystkie, jakie czytałem do tej pory, są bardzo dobre.

        1. Secrus

          Mnie też się wydaje, że „Dallas ’63” otrzyma ode mnie jakąś egzaltowaną recenzję, bo innej nie zdołam napisać… ale zbyt duże oczekiwania to też niedobrze, bo się zawiodę!
          Właśnie zawsze staram się jeszcze przed lekturą ustalić, czy coś jest o młodości, ale dla dorosłych, czy typowo dla nastolatków. Do tej drugiej grupy sięgam rzadziej, ale od czasu do czasu lubię takie lektury nadrabiać (w dzieciństwie nie czytałem nałogowo ;p). Gaimana znam jeszcze „Nigdziebądź” – bardzo przyjemnie się czytało.

  4. Ciacho

    Ja w dzieciństwie nie czytałem nic poza lekturami. Dlatego wiele książek umknęło mi, które najlepiej było czytać w tym okresie, albo nieco później. I dlatego też nadrabia się wiele rzeczy, które normalnie byś już znał. Ale tak to miało wyglądać. Co się tyczy Gaimana, najlepsza książka to „Amerykańscy Bogowie” – moim zdaniem, więc jesli podobało Ci się „Nigdziebądź” to ta książka powinna też Ci się spodobać.

    1. Secrus

      Ja podobnie, nawet zdarzały się lektury, których nie kończyłem :) Niby mógłbym teraz żałować, bo nie mam tak dalekich czytelniczych wspomnień jak niektórzy, ale nie ma powodu – są inne: z boiska, podwórka itp., a na nadrabianie mam jeszcze wiele lat. „Amerykańskich Bogów” już mi polecano, pewnie przeczytam, gdy znów przyjdzie mi ochota na Gaimana. Jestem też ciekawy „Gwiezdnego pyłu”, film był bardzo dobry :) Teraz, zdaje się, wydawane są jego opowiadania, i tutaj już się wstrzymuję.

  5. Ciacho

    Przez weekend przypomniała mi się jeszcze jedna pozycja filmowa z dzieciństwa, dość znana – The War z Costnerem i Woodem (Frodem). :)
    „Gwiezdny pył” będzie bardzo niedługo wznowiony, także będziesz miał okazję. Ja zresztą tez. ;)

    1. Secrus

      „Wojnę” widziałem daawno temu, przez długi czas nie powtarzałem. Muszę niebawem obejrzeć, na pewno z sentymentem. Wood we wczesnej młodości miał wiele dobrych ról. Warto choćby wspomnieć wspaniały „Radio Flyer”, który po raz pierwszy widziałem dopiero ostatnio i nie mogę wyjść z podziwu.
      Jeszcze nie wiem, ale chyba się skuszę :) Jeśli nie od razu po premierze, to np. w okresie świątecznym/wakacyjnym.

      1. Ciacho

        Ja jeszcze widziałem Synalka, poza tym nie kojarzę innych filmów z nim. Musiałbym jednak jeszcze bliżej się przyjrzeć na filmwebie.
        Ja łykam od razu, jak się pojawi. Filmu w ogóle nie kojarzę. Może widziałem. Ale wolę sobie nie przypominać przed lekturą, bo takie czytanie jest okej tylko, jeśli film jest mocno różny z oryginałem, albo pominął wiele rzeczy (np. Władca Pierścieni).
        Ale już odbiegamy ostro od tematu. :P Czekam na reckę Dallasu. W tym roku chyba łykniesz jeszcze, co?

        1. Secrus

          Ja się właśnie martwię, że książka nie zrobi na mnie takiego wrażenia poprzez to, że film widziałem dwukrotnie.
          A zbliżając się do głównego tematu: jeszcze jej nawet nie mam na półce :D Bardzo możliwe, że pochłonie mnie rok akademicki i nie znajdę czasu na kolejną cegłę Kinga. Choć bardzo, bardzo bym chciał, bo już długo mnie kusi :) Nic nie obiecuję. No, może tylko to, że gdy już przeczytam, to uraczę godną książki recenzją!

  6. Ciacho

    Może niekoniecznie. Pewnie sam dobrze wiesz, jak to czasem producenci filmu potrafią spartolić taka adaptację i nakręcić coś całkiem innego. Pamiętam, jakie męki przeżywałem, gdy przyszło mi oglądać ekranizację „Sklepiku z marzeniami” Kinga.Oby jak najmniej takich przygód!
    Może tam w okolicach bliżej Świąt znajdziesz więcej czasu. No nic, będę śledził wpisy. ;)

    1. Secrus

      Na pewno uprościli książkę, ale film mi się jednak podobał, nawet bardzo, więc pewnie skuszę się na jeszcze jeden kontakt z tą historią ;) Tacy „Mali ludzie w żółtych płaszczach” też okazali się na ekranie czymś zupełnie innym, ale że ekranizację widziałem najpierw, to miałem okazję ją pokochać… bo nie wiem, jak byłoby to po lekturze.
      Wtedy na pewno, choć już teraz czuję, że inne lektury zwalą mi się na głowę, trochę bardziej naukowe i związane z pracą licencjacką… ale czas pokaże. Za śledzenie dziękuję!