Adrian (Secrus) Książka Z zakurzonej półki 

[Z zakurzonej półki] „Golem” – praski koszmar…

GggolmeGolema inicjuje sen. Gdy ten powoli rozpływa się w rzeczywistym czasie, my wciąż nie wiemy, czy bohater wybudza się naprawdę, czy śni głębiej, a kolejne rozdziały są tylko innymi poziomami onirycznej, duchowej wędrówki. Jak odbieracie książki, które lawirują pomiędzy światami, pozwalając gubić się w nich i dawać poczucie wiecznego zdezorientowania? Ja pozwalam im bawić się moją percepcją, bo nie wiedząc, dokąd prowadzi droga, możemy dotrzeć wszędzie. Mimo ryzyka dotarcia donikąd.

Z Gustavem Meyrinkiem za rękę przybywamy do dawnego praskiego getta, ściślej: do kamienicy w Kogucim Zaułku – mrocznego, zamkniętego środowiska, gdzie dzieją się dziwne rzeczy, gdzie w głowach mieszkańców żyją stare legendy i wierzenia, a społeczność jest na tyle niewielka, że ciągle wracają te same twarze i nazwiska: w knajpach, na opustoszałych wieczorami ulicach, w kamienicy. Budzimy się w ciele Athanasiusa Pernatha – konserwatora sztuki i wycinacza kamei – ale nie tylko my wchodzimy w nową postać. On też jakby wybudza się z długiego snu, nieufnie badając otoczenie. Dopiero poznaje swoje nowe wcielenie? Życie bohatera spowija gęsta mgła, bo ten nie pamięta swojej przeszłości; czasy dzieciństwa umknęły mu w wyniku dawnych wypadków z młodości, a przywrócenie sprawności duchowej Athanasiusa było możliwe tylko pod wpływem hipnozy. Dlatego na przykład część mieszkańców getta ma go za wariata. Czas przyprowadza do jego domu dziwną postać, która daje mu zlecenie naprawienia jednego inicjału w księdze Ibbur. Po chwili gość znika – nie tylko z mieszkania, ale też z myśli i pamięci fizycznej Pernatha. Tajemnica tożsamości gościa rozpoczyna ciąg zagadek i mistycznych zdarzeń, w które wplątuje się bohater. Księga znaczeń zapełnia się setkami pytajników, a my nic nie możemy na to poradzić.

Ponury świat Pragi kusi jak grzech – od początku jest otwarty na nasze myśli, pozwala od pierwszych stron wikłać się w nie do końca realną intrygę, która chwilami tylko udaje, że jest zwyczajna. My jednak czekamy na kolejne osobliwości. Tak! Osobliwość – to słowo najlepiej pasujące do literatury, jaką reprezentuje Gustav Meyrink. Trzeba jednak powiedzieć: fabuła Golema, choć nieskomplikowana, wciąga jak diabli, przez co nawet czytelnicy niezainteresowani ezoteryką zostaną prozą Szatana z Pragi zaczarowani. Nie chcę się tutaj wdawać w szczegóły – jest wątek samobójczej śmierci pewnego lekarza oszusta, syna kupca-tandeciarza Wassertruma, który planuje zemścić się na niewinnym Saviolim. Kochanka Saviolego przychodzi do Athanasiusa w stroju Ewy, prosząc o pomoc przez wzgląd na starą znajomość ich ojców. Do tego pojawia się jeszcze student medycyny, który ma powód, by wykończyć Wassertruma, i dlatego manipuluje całą sytuacją. Brzmi to jak dziwnie zawoalowana telenowela, ale w ujęciu Meyrinka, w tajemniczej, sennej scenerii silnie oddziałuje na zmysły i wyobraźnię.

Największym atutem Golema jest sposób, w jaki świat realny miesza się tu ze sferą mistyczną, jak bardzo skomplikowane motywy kabalistyczne wzbogacają treść opowieści. Bez pogłębionej wiedzy na te tematy stracimy bardzo wiele – nic nam nie powie postać hermafrodyty, symbolika kart tarota czy obecność tytułowej glinianej istoty, która nie występuje tu jako przywołanie najpopularniejszej legendy o obronie Pragi, ale stanowi o wiele bardziej złożoną planszę odniesień i śladów. Nie, ja też ich nie zidentyfikowałem: doczytałem zaledwie rozważania mądrzejszych ode mnie, bo sam nie posiadam wiedzy, która mogłaby wnikać w labirynt znaczeń Gustava Meyrinka. Nie potrafiąc erudycyjnie ochrzcić Golema arcydziełem, mogę mieć go za grozę z najwyższej półki i świadomie czytać płycej, niż powinienem – a że książka taką możliwość daje, będąc fantastyczną przygodą dla każdego, to tylko świadczy o jej wyjątkowości. Powieść Meyrinka może przeczytać ktoś po prostu lubiący dreszczyk emocji lub nocny klimat horroru i będzie się świetnie bawił; nie poczuje, że to książka nie dla niego. To duża zasługa autora – możemy wędrować między planami bez poczucia skołowania, możemy śledzić fabułę bądź tylko studiować symbole. W obu przypadkach będziemy zadowoleni.

Do tej pory polscy odbiorcy znali tłumaczenie Antoniego Langego, nowe wydanie Zysku i S-ki proponuje przekład Jerzego Łozińskiego. Tłumacz niejednokrotnie udowodnił, że dobrze czuje się w prozie XIX- i XX-wiecznej (puśćmy na chwilę w niepamięć wiadome kontrowersje… w Golemie tylko delikatnie zmienił niektóre imiona względem poprzednika), i tutaj swój kunszt potwierdza. Archaiczna stylizacja narracji znakomicie pasuje do czasu i atmosfery, a czytelnikom oszczędzono mniej przystępnej gramatyki, przez co tekst śledzi się wybornie. Niektórzy twierdzą, że Meyrink ich męczy, że trudno im przebrnąć przez kolejne rozdziały – w żadnym wypadku! Mnie czytało się lekko (nie mylić z bezrefleksyjnie) właśnie dzięki intrygującym zdarzeniom, które w połączeniu z mrokiem realiów budziły niepokój, a ten kazał tylko brnąć przez kolejne stronice: przez senne wizje praskiego getta, przez nieodgadnione koleje życia mistrza Athanasiusa Pernatha, przez etapy ezoterycznej powieści inicjacyjnej, wwiercającej się w głowę pełnią osobliwości i zostawiającej w niej trwały ślad.

Cenię Golema za to, że dał mi jedyny w swoim rodzaju obraz Pragi, zwinną konfrontację jawy i snu, ucztę słów wciągających w wir tajemnic i pytań bez odpowiedzi. A jeszcze ze świadomością, że znając się na tym, o czym Meyrink wspomina, czytałbym zupełnie inną powieść, czuję, że Golem jest wielki. Ale i tracąc wiele z ukrytych treści, można się zachwycić – zatem to książka przemyślana w każdym calu. I z takim pietyzmem, z jakim została napisana, czytajmy ją. Nawet dziś, równo sto lat od premiery.

Podsumowanie:
Tytuł:
Golem
Autor: Gustav Meyrink
Wydawca: Zysk i S-ka 2015 (premiera: 1905)
Moja ocena: 8/10

Powiązane posty

23 Thoughts to “[Z zakurzonej półki] „Golem” – praski koszmar…”

  1. Ciacho

    Powiem Ci Secrus, że czekałem z zainteresowaniem na tę recenzję. Dlaczego? Ano dlatego, że niegdyś cholernie dużo czytałem grozy a „Golem” w tym środowisku uchodzi za jedną z najwybitniejszych książek, które koniecznie znać trzeba. Fabuła niby prosta, ale głębia tekstu i symbolika są znacznie większe i cięższe do rozgryzienia, przez co trzeba właśnie sięgnąć też najlepiej po jakieś posłowie innych autorów do tej książki. To jest dowód na to, że horror też może być wybitny, na wysokim poziomie. Leży mi to na półce i czeka, i czeka, i już się za to zabierałem, ale nie ufałem sobie samemu, że podołam i wyciągnę z niej tyle, ile chciałbym. Na pewno przeczytam, bo to jest absolutna absolutność znać, jak Kafkę, Poego, Lovecrafta i innych. Ale to jeszcze musi poczekać.

    1. Ciacho

      Aha, i jeszcze jedno: Jeśli lubisz gubić się w książkach, nie wiedząc, co jest prawdziwe, a co nie, co się wydarzyło, a co wydarzyć się może albo nie musi, to Panie!, zapisz sobie Pan Dicka na sam szczyt listy do przeczytania. ;)

    2. Secrus

      „To jest dowód na to, że horror też może być wybitny, na wysokim poziomie” – podpisuję się pod tym zdaniem całym sobą. „Golem” może być sztandarowym przykładem w dyskusjach o tym, czy literatura grozy ma szansę urastać do rangi sztuki, arcydzieła. To oczywiście nie tylko horror, bo gdyby obedrzeć prozę Meyrinka z wszelkiej symboliki, to z jej ogromnych zalet zostałby język, a to często nie wystarcza, ale jednak ten strach ciągle definiuje narrację, ta senność jest podszyta lękiem, a wydarzenia naznaczone charakterystycznym dla horroru budowaniem poczucia niepokoju. Niech więc „Golem” nie leży, nie czeka, tylko będzie czytany. Jeśli to Ci ułatwi: nie wyciągniesz z niej tyle, ile byś chciał, ja też nie, być może nigdy :) To samo np. z powieściami Grabińskiego: autorzy studiują meandry okultyzmu latami, czytają dziesiątki książek, by spisać swoją fabułę tematyczną, o mistyce żydowskiej również zapisano tony kartek, a to wszystko trzeba jeszcze przeżywać, by poznać naprawdę ;) „Golem” może też poczekać, ja też długo zwlekałem (dlatego uwielbiam wznowienia Zysku! One mnie motywują, by sięgać po taką klasykę i się nią zachwycać), ale w tym czasie mógłby już czekać na drugie odczytanie, na pewno pełniejsze. W pierwszym po prostu warto odczuć pisarstwo Meyrinka, może w drugim dopiero rozumieć i interpretować szerzej treść.

      Wiesz, czasem lubię, czasem nie, to gubienie się musi mieć właściwą otoczkę, bo kto się lubi krzątać bez celu ;p Wierzę, że Dickowska literatura taką ma, dlatego też na „Ubika” zerkam od roku… i na razie tylko zerkam, takie prawo dżungli, że ciągle coś go wyprzedza. Samego szczytu wciąż nie mogę zwolnić, ale znowu podpaliłeś mój apetyt na tego autora – i na pewno powędrował o kilka miejsc w górę ;)

      1. Ciacho

        No właśnie, a ludzie często uciekają od określania horrorów mianem wybitnych, bo jak to może być, że horror jest tak wartościową książką? Ja „Golema” nie czytałem, ale naczytałem się sporo opinii, wielu wśród osób, które byle czego nie łykają, czytałem też jedno opracowanie, książka zdecydowanie konkretna. Tak samo sprawa ma się z „Terrorem” Simmonsa – książka kapitalna, wartościowa, warta poznania, i to też jest horror. A ludzie na chamca wciskają ją w ramy thrillera, bo horror nie może być wybitny.

        Jasne, „Golem” to nie jest stricte horror, jak piszesz, ale fajnie, że w tym worku z horrorem też go można tam znaleźć. :)

        Pewnie będzie w moim przypadku tak samo. Czasem nie od razu coś zatrybi, chociaż wiesz, że książka jest fantastyczna. Czasem dotrze do Ciebie coś jak ochłoniesz. Czasem dopiero przy drugim czytaniu. Niekiedy mnie to boli, że nie potrafię wyciągnąć z książki maksymalnie, ile się da. Ale mózgu sobie, niestety, nie przeprogramuje. :)

        Wiem jeszcze odnośnie „Golema”, że on ma dwa, albo nawet i trzy różne posłowia, i jedno jest dobre, ale nie przybliża tak tej symboliki, jak inne. Musiałbym poczytać o tym na forum Gotham Cafe, bo tam jest dwóch ekspertów od klasyki grozy, którzy dużo Ci powiedzą o Meyrinku, Grabińskim, Poem, Lovecrafcie i innych. :)

        Ale to nie jest takie zagubienie definitywne i bezsensowne. Dick specjalnie tworzy taką atmosferę, że czytelnik potrafi się pogubić. A już na pewno gubią się bohaterowie. Ale na końcu, jak wyjaśniają się niektóre kwestie, to pojawia się także olśnienie, i człowiek jest zadowolony. :) Także miej go tam na uwadze i koniecznie sprawdź w wolnej chwili, bo jestem pewien, że Ci się spodoba. :)

        1. Secrus

          A bo ludzi to najlepiej słuchać wtedy, gdy coś chwalą ;) Albo bardzo odradzają – żeby się nie przejechać… a te wszystkie gatunkowe spory i ograniczenie niektórych, że coś nie może być czymś tak po prostu, z gruntu, to wiesz, o co można potłuc ;) „Terror” i w ogóle Simmons to też mój powód do wstydu, że jeszcze nie czytałem. Bardzo mnie intryguje, co pokazał tam, w „Hyperionie”, w „Droodzie” i na pewno sprawdzę, oby jak najszybciej.

          Docierać może mniej lub więcej, ale są takie symboliczne poziomy, do których nie dotrzesz bez głębszej wiedzy. Tak jest z „Golemem”, ale Meyrink nie zatraca się w tym na tyle, by zamykać się na czytelników mniej zanurzonych w temacie. W tym jego siła ;) Na nasze mózgi nie narzekajmy: cieszmy się, że nam służą na tyle, ile potrafią ;p

          Gdzieś, w jakiejś recenzji, przeczytałem, że Zielona Sowa robi niedopracowane wydania, ale literaturoznawców do swoich posłów (dziwnie mi brzmi liczba mnoga…) dobiera rzetelnych. Ktoś pisał, że tak właśnie jest z „Golemem”, dlatego wypożyczyłem wydanie z krótkim podsumowaniem Tomasza Maciosa i nie żałuję ;) Ja chyba zajrzę do Gotham Cafe, bo Panów, których wymieniłeś, to ja bardzo lubię!

          Nie wiem, skąd ta pewność wypływa, ale też czuję, że mi się proza Dicka spodoba. Cóż, liczę, że niedługo podzielimy się spostrzeżeniami :)

          1. Ciacho

            Właśnie. Mnie czasami denerwuje takie gadanie, chociaż staram się mieć wy… Hyperion wrócił w łaski czytelników. Jak ja czytałem to był drugi etap zachwytu, teraz jest trzeci. To jest zawsze powód wznowienia. Jak najbardziej wart poznania z Terrorem. Drooda nie czytałem, ale myślę, że również będzie co najmniej dobry. Nie znam Dickensa, więc nie specjalnie mnie ciągnie do tej książki. Gdyby nie nazwisko Simmonsa na okładce, pewnie nawet bym tego nie kupił.

            W takim momentach zastanawiam się właśnie, czy ta głębsza symbolika to jest kwestia bystrości umysłu, czy bardziej charakteru, bo każdy jest inny i inne rzeczy dostrzega. Może to też dyspozycja dnia? W każdym razie, zawsze mnie to irytuje, bo ja nie lubię nie wiedzieć, przegrywać i nie dawać sobie z czymś rady. :)

            Zajrzyj, zajrzyj. Na GC jestem od dawna, wiele ciekawych rozmów się tam pojawiło dotycząca tematu klasyki grozy, klasyki ogółem i wielu innych. To głównie forum działające w oparciu o serwisy stephenking.pl i Carpe Noctem. Może Ci to coś mówi.

            Rozumiem, że po tym poście popędziłeś do księgarni lub biblioteki? :P

            1. Secrus

              Ale kupiłeś „Drooda”? Teraz chyba ciężko w ogóle dostać tę książkę. Ja na razie jestem przed lekturą „Tajemnicy Edwina Drooda”, więc okaże się, czy na Simmonsa będę miał ochotę. Zdobyłem za to „Terror” i już czeka na półce ;) Trochę poczeka, ale na pewno będzie warto.

              Chyba nikt nie lubi, choć niektórym jest to obojętne ;) Ja mam podobnie jak Ty, dlatego drążę, szukam i cały czas się uczę. Staram się np. nie czytać klasyki tak, by po lekturze rzucić ją w kąt i odznaczyć na ogromnej liście, że przeczytałem. Często dopiero później trafia się na wspaniałe opracowania, opinie innych, ciekawostki i książka nabiera innego znaczenia, jest wzbogacona o biografię autora, odniesienia itp. Warto się starać!

              Kojarzę te serwisy. Właśnie sobie krążę i zaglądam do wątków – pisać na razie nie będę, bo od wielu lat jestem antyforumowy ze względu na to, ile czasu taka aktywność pożera, ale poczytam trochę ;)

              Jeszcze nie popędziłem :P „Ubika” będę chciał mieć na półce, więc albo kupię, albo spróbuję dostać do recenzji.

              1. Ciacho

                Wygrałem w jakimś konkursie. Ja mam wszystko od Simmonsa wydane w ostatnich latach. No to jak masz „Terror” to teraz już zacznie Cię kusić. :D

                Czasem też jest tak, że coś trafia do ciebie za jakiś czas. Dzień, tydzień, miesiąc, rok. Podczas czytania innej lektury, rozmowy z kimś itp. Tak miałem np. z Rokiem 1984 Orwella, który skomplikowany jakoś nie jest, ale jego wartość dotarła do mnie nieco później.

                Ja też się za dużo nie udzielam już teraz. Kiedyś częściej. Teraz zależy jaki temat. Po to między innymi założyłem bloga, żeby najwięcej u siebie pisać. Ale na Gotham akurat udzielam się najwięcej ze wszystkich serwisów.

                Chciałem wyprosić od Rebisa więcej książek Dicka do recenzji, bo miałem na niego faze, i w sumie mam chyba dalej. ale poza nowościami nie da rady. Będę musiał kupić coś znowu. Ale na tak wydane książki warto wydać więcej kasy. :)

                1. Secrus

                  Farciarz! Ale jeśli mam być szczery, to ja „Terror” też wygrałem :D

                  To prawda, i takie momenty udowadniają, że dana książka jest kompletna, a oprócz tego my możemy nie być na nią gotowi i dorosnąć do niej po czasie. Dlatego jestem za odświeżaniem starszych lektur, które już kiedyś czytaliśmy, choć sam na razie rzadko to robię (kiedyś będę tylko wracał i nic innego nie będzie mnie obchodziło ;p).

                  Fora i blogi to największe pożeracze uwagi i czasu, ale stwarzają taką platformę do dyskusji z ciekawymi ludźmi, że nie można się im oprzeć.

                  Ja postaram się swoimi sposobami dotrzeć do tych Rebisowskich wydań Dicka sprzed kilku lat ;) Jeśli nie poskutkują, to zostanie to, o czym mówisz – portfel…

                  1. Ciacho

                    Hehehe, żartowniś jeden. :D

                    Pewnie część lektur szkolnych dotrze do niektórych z nas, jak po nie sięgniemy po latach. Jeśli zaś o same odświeżanie chodzi to na pewno nie będę miał tego problemu z Kingiem, którego chyba będę czytał całe życie w kółko, bo są pozycje, które czytałem już 2-3 razy, a Wielki marsz to nawet 5. :P

                    Swoimi sposobami, mówisz? Rozumiem, że mówisz o bibliotece. :) Pewnie tam Dicka znajdziesz.

                    1. Secrus

                      Ooj tak, ja do niektórych książek już teraz wracam myślami, podczytując ulubione fragmenty albo rozdziały (na razie nie całe powieści). Bo one bywają jak znajome osoby i miejsca, z którymi i w których chce się być :) A są to fragmenty przeróżne, autorów wszelakich… King właśnie, McCammon, Hesse, Kleibaum, Huelle, Bradbury od niedawna, Williams… I coś jest w tym, o czym mówisz, że Kinga będziesz czytał zawsze. Ja też!

                      Biblioteka w drugiej kolejności, najpierw małe wpływy ze współprac, niekoniecznie z wydawcami :) Ale tu nigdy nie wiadomo, może się udać lub nie.

                    2. Ciacho

                      Ano są tacy pisarze i książki, które można czytać kilka razy z taką samą frajdą. King ma to do siebie, że ma cholernie obfitą bibliografię (ponad 60 książek!), a ciągle pisze, więc spokojnie Ci starczy do końca życia jakbyś sobie chciał odświeżać po kilka tytułów co rok. :P
                      Mówisz Williams? Jaki? Tad Williams?

                      Aha, a to spoko. Do mnie się ostatnio odezwały 2 osoby same o współpracę. Fajna sprawa, jak sami piszą i masz z nimi bezpośredni kontakt. :)

                    3. Secrus

                      Skończyła się gałązka odpowiedzi, więc odpisuję tutaj :)

                      … a ja wciąż jestem z Kingiem w takim tyle, że aż głupio. Ale przez to wystarczy nowości na wiele lat.
                      John Williams i jego „Profesor Stoner”! Tada nie czytałem, cykle fantasy to trochę nie moja bajka.

                      Dokładnie, z tego mogą się tworzyć fajne współprace, a poza tym takie kontakty dowartościowują człowieka, że nie tylko on prosi i pisze, ale i jego praca stanowi dla kogoś wartość, o którą warto zabiegać ;)

                    4. Ciacho

                      Ja wiem, Ty nie jesteś takim maniakiem jak ja, ja jestem w tej grupie, która jawnie się ogłasza jako kingomaniacy, którzy łapią wszystko, co wyjdzie spod jego pióra, czy to powieść, czy opowiadanie, wiersz, short itp. :)

                      Aha, wiem co to. Książka Soni Draga, szumnie ogłaszana jako bardzo dobra. Miałem ochotę ją przeczytać około-premierowo, ale coś mnie od tego odciągnęło. Jednak chętnie ją przeczytam jak będzie okazja.

                      Nie zauważyłem u was czy też współpracowaliście osobiście z autorami. Ale w zakładce widzę dobre wydawnictwa. Szczególnie ten Mag. :)

                    5. Secrus

                      Fakt, kingomaniakiem nie jestem, ale gościa po prostu uwielbiam i sławię, gdzie i kiedy tylko mogę :)

                      „Profesora Stonera” polecam w ciemno, swój egzemplarz pożyczałem już kilku osobom i jeszcze żadna się nie zawiodła, rozmowy z nimi bardzo często wracają do tej książki, jest pięknie napisana i wyjątkowa. I ma już swoje lata, bo pochodzi z lat 60., choć u nas premierowo ukazała się właśnie nakładem Soni Dragi. Sam nie wiedziałem, czy powieść wywrze na mnie dobre wrażenie (nie brałem do recenzji, lecz zdecydowałem się na zakup rok temu na Targach Książki w Krakowie), ale okazała się prawdziwym przeżyciem. Czytaj koniecznie i dziel się wrażeniami :)

                      W zakładce różnie z aktualnością. Owszem, współpracowaliśmy z MAG-iem, teraz chyba ucichło. Ja mam tylko jedną stałą współpracę z Zyskiem i S-ką i jestem bardzo zadowolony – zawsze znajdę w ich ofercie coś godnego uwagi. Kiedyś kontaktowałem się z wydawnictwami częściej, teraz nie chcę się ograniczać i być skazanym na czytanie książek po części z przymusu, dlatego pozostała praca dla portali albo kontakty z księgarniami internetowymi. Nie narzekam :D Autorzy wielokrotnie pisali: bardzo często ja lub Oisaj odmawialiśmy, ale zdarzało się, że przyjmowaliśmy oferty i współpraca przebiegała owocnie.

  2. Ciacho

    A już dziś premiera: http://swiat-bibliofila.blogspot.com/2015/11/to-juz-dzis.html :D

    Wiem, że polecasz. Czytałem wczoraj Twoja obfitą recenzję. :) Na pewno przeczytam, ale nie w tej chwili. Będę na Śląskich Targach w Katowicach w ten weekend, będzie Sonia Draga, jeśli zrobią dobre promocje to pomyślę. :)

    Mi się lepiej ogółem z wydawnictwami współpracuje. Miałem propozycje i z jednego bardzo dobrze znanego portalu i z matrasa, ale nie skorzystałem. Wolę bezpośredni kontakt z wydawcą lub autorem. :)

    1. Secrus

      Ech, wiem, wiem… trochę kusi, ale będę musiał się wstrzymać ;)

      Zastanawiałem się, czy nie wpaść do Katowic, ale przetargowałem się w Krakowie i obecnie regeneruję siły :D

      Jeśli chodzi o sam kontakt, o niebo lepiej współpracować z autorami bądź wydawcami, ale możliwość większej swobody recenzenckiej (ważnej dla mnie, gdy np. planuję recenzować nie tylko najświeższe tytuły) ostatnio popycha mnie właśnie w stronę księgarń ;) Choć nie zamykam się na zaprzyjaźnione wydawnictwa, które znam i z którymi miło mi się pertraktuje.

  3. Ciacho

    Spoko. Z siekierą nad Tobą nie stoję przecież. Ja kuszę, Ty robisz, co uważasz za stosowne. :)

    Może za rok będzie okazja. Ja chciałem bardzo w tym roku do Krakowa jechać. Niestety, czas i finanse mi nie pozwoliły. Ale do Katowic sobie jutro pojadę, zobaczyć z ciekawości, co nowy organizator wymyślił. Autorska do dupy dla mnie, ale będzie o niebo lepiej – w porównaniu do poprzednich lat w Katowicach – z wydawnictwami, więc chętnie to sprawdzę. Kurde, Katowice duże miasto, przydałoby się, żeby literacko też urosło do wyższej rangi. Może nie tak, jak Wawa czy Kraków, ale Lublin czy Wrocław są w zasięgu pod względem konwentów i innych eventów.

    To jest racja. Jeśli chcesz być nieco lepiej obeznany niż na bieżąco. to księgarnie czy portale są dobrym rozwiązaniem. Matras jak mi wysłał listę do wyboru to było wymieszane tych książek.

    1. Secrus

      I jak wizyta w Katowicach? ;) Nie tylko tam, ale w całej Polsce powinno się dużo dziać literacko, a jeszcze lepiej, gdyby ludzie o tym wiedzieli i chcieli hucznie uczestniczyć. Targi na odpowiednim poziomie to świetny początek.

      A widzisz, to ja ze swoimi księgarniami/sklepami mam jeszcze luźniejszą umowę: sam proponuję i nie mam z góry wytyczonej listy tytułów, oby tylko były w magazynach. Nie ukrywam, że to pomaga w oszczędzaniu pieniędzy, a do tego pozwala stykać się ze świetną literaturą (i nie ma odkładania na później, i nie ma odpoczynku od pisania! – czyli nieustanny rozwój w kierunku, jaki lubię ;)).

  4. […] Secrus z Tramwaju Nr 4 o „Golemie” Gustava Meyrinka: TUTAJ […]

  5. Ciacho

    Bez szału. Ale nie żałuję ani chwili, że się tam wybrałem. Dużo ludzi było, więc wierzę, że przyszłoroczne przyniosą więcej atrakcji i przede wszystkim autorów Na dniach napiszę krótką relację. :)

    No to tym lepiej. :) To masz pole manewru szerokie. :) Jasne, pomaga oszczędzać bardzo. Mi w zeszłym miesiącu przyszło aż 8 egzemplarzy recenzenckich. Gdyby nie te współprace to bym ich tak szybko nie kupił, bo czasy, kiedy kupowałem po 8-10 pozycji miesięcznie sięgają rok wstecz, kiedy jeszcze się nie remontowałem. A remontuje mieszkanie od podstaw, więc każda kasa niemal na to idzie. Ale liczę, że sute czasy nadejdą w ciągu najbliższych miesięcy. :)

    1. Secrus

      Na przyszłych może i ja zawitam, czas pokaże ;) Jeśli nie, to liczę na Twoją wizytę w Krakowie.

      Ja unikam zamawiania aż tylu recenzenckich, nie lubię być pod presją, choćby wyimaginowaną, że przede mną stoi stos, który MUSZĘ sukcesywnie zmniejszać. Obecnie i tak mam ok. 5 takich tytułów, ale czuję dyskomfort, gdy tego przybywa ;) Gdyby nie współpraca, wiele nowości by mnie omijało, zakupowy sknera ze mnie ;p Cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze, czasem nawet od książek!

      1. Ciacho

        Będę bardzo się starał pojawić w Krakowie. W ogóle w przyszłym roku to ja muszę sobie dać miesiąc wcześniej jakieś przypomnienie, żeby pamiętać i się przygotować finansowo.

        Hehe, też nie robię jakichś mega tych stosów. W tym miesiącu tak jednorazowo wyszło, bo nałożyło mi się kilka tytułów, które koniecznie musiałem przeczytać. Ale na spokojnie. :) Znam natomiast osoby, które potrafią miesiąc w miesiąc zgarniać stosy wielkością sięgające Kaczyńskiemu do czubka głowy. :P