Adrian (Secrus) Książka 

Świat w pokoiku…

PokójLiteratura jest pełna historii, które porażają, wzruszają i przywołują na twarz grymas niedowierzania. Mimo że istnieją na papierze, mają dość siły, aby wyrwać się ze stron i grać na wrażliwości. Mogą wejść po cichu do małego pokoiku, w którym rozgrywa się bestialski dramat, i choć są fikcją, to my wiemy, że takich pokoików nie brakuje w naszym świecie, że może jeden z nich mijamy codziennie w drodze do pracy. Mówi się o tych historiach, że ich powstanie było czymś zainspirowane: nieszczęściem z wieczornego wydania wiadomości, głośną sprawą opisywaną w gazetach, na pozór odległą rodzinną tragedią. Gdy te ludzkie traumy ktoś przekuwa w literaturę, powinien mieć niebywałe wyczucie i świadomość, że choć chciałby opowiadać całkowitą fantazję, to tak nie jest. Emma Donoghue napisała Pokój pod wpływem wydarzeń z Austrii trwających 24 lata – tych wydarzeń, które zainicjował Josef Fritzl.

Pokoik miał jedenaście stóp kwadratowych. Od siedmiu lat mieszkała w nim młoda kobieta, dokładnie od pięciu wraz z synkiem Jackiem, którego ojcem był Stary Nick. To on przed siedmioma laty porwał 19-letnią studentkę i umieścił ją w wygłuszonej szopie za domem. Przychodził nocami i gwałcił. Kobieta ukrywała Jacka, każąc mu spać w szafie na czas wizyt oprawcy. Chłopiec usypiał, nie licząc owieczek czy baranków, ale skrzypnięcia łóżka Mamy. Książka opiera się na szczegółowym opisie codzienności tej dwójki – opisie niezwykłym, bo imitującym spojrzenie nieświadomego pięciolatka, dla którego mały pokoik jest całym światem, a Mama i zły Stary Nick jedynymi ludźmi, jakich zna. Gdy nastąpi moment, w którym chłopiec zacznie zadawać pytania, a bezpieczeństwo jego i matki zostanie zagrożone, będzie trzeba zaryzykować i odciąć się od więziennej uległości.

Dziecięca perspektywa odgrywa w powieści główną rolę, a Emma Donoghue tak mocno wrasta w nią językiem i warstwą psychologiczną, że jeszcze długo po lekturze nie daje o sobie zapomnieć. Pokój jest heroiczną walką matki o zachowanie normalności w świecie brutalnie ograbionym z uśmiechu; o wykreowanie innej, przeznaczonej dla synka rzeczywistości, w jakiej może dorastać bez strachu i być paradoksalnie szczęśliwy. Kobieta musi uważać, żeby nie zniszczyć skrupulatnie podtrzymywanego kłamstwa – ponieważ w pokoju jest telewizor, uwięziona tłumaczy chłopczykowi, że kanały w pudełku z obrazkami to planety (jest choćby taka przyrodnicza, w której są zwierzątka, jakie lubi mama, bo tych naprawdę, mrówek na przykład, mama nie lubi i je zabija, a chłopcu jest wtedy smutno), że za jedynym oknem umieszczonym w suficie jest kosmos, a w nim te planety z telewizora: z Dorą i SpongeBobem. Wszystko, czego nie ma w Pokoju, nie jest naprawdę – a więc brokuły są naprawdę, ale te lody z TV już nie. Z tego względu relacje matki z synem to ciągła zabawa w ganianego z dosłownością, z każdym dniem coraz trudniej utrzymać tajemnicę i pielęgnować w młodym umyśle wizję świata w czterech ścianach, świata o jedenastu stopach kwadratowych. We fragmentach, gdzie codzienność przybiera złudzenie normalności, autorka bardzo prawdziwie oddaje ciepło kontaktów dwóch kochających się osób, które mają tylko siebie, okraszając je wielością gier i aktywności z synkiem. Wszystko po to, aby było normalnie, choć my wiemy, że nie jest, a uśmiech przy opisach beztroskich zabaw szybko znika, kiedy przypominamy sobie, że to radość jednostronna – po drugiej stronie zderzająca się z pancernymi drzwiami, za którymi w małym pokoiku-więzieniu, skulona w kącie, siedzi kobieta złamana i poniżona.

Taka opowieść mogłaby być depresyjnym, przygnębiającym dramatem w ciemnej, ponurej tonacji, gdyby narratorem nie było dziecko – ale ja nie wyobrażam sobie takiego spojrzenia, tutaj należało oddać głos ciekawemu, bystremu Jackowi, to on musiał opowiedzieć swoje przeżycia z krainy szczęścia, w której żył z ukochaną Mamą; tego szczęścia urojonego, jakim mógł być dla chłopca znany wyłącznie i od zawsze mały pokój. Perspektywa pięciolatka sprawia, że my też trochę chcemy nie wierzyć w to, co nam sugerują zdarzenia, i pragniemy przyjąć dziecięce, naiwne spojrzenie. Jednak prawdziwe piekło uwięzienia atakuje nas nieustannie i udawanie nie pomaga. Od smutku odrywa natomiast stylizacja języka, jakim posługuje się mały Jack. Tłumaczka Pokoju, Ewa Borówka, stanęła na wysokości zadania, ozdabiając mowę pięciolatka oryginalnymi, nieporadnymi błędami, co wymagało dużej kreatywności. Poza tym chłopiec nie zasypia, ale „wyłącza się”, mama również jest w nocy „wyłączona” lub „nieobecna”, gdy ma gorsze dni. Elementy pomieszczenia jak zlew, szafa czy okno to Zlew, Szafa i Okno, z którymi Jack codziennie rano się wita. Czas, kiedy Stary Nick przynosi jedzenie i potrzebne przedmioty, „prezenty”, mama z synem nazywają Niedzielą Rozpusty, a świecąca kula widoczna w dzień przez okno w dachu szopy to buzia Pana Boga. Sposób, w jaki chłopiec odbiera życie, przypomina nieustanną paradę dziwienia się światu – Jack jest bacznym i dzielnym obserwatorem, więc podczas tego dziwienia się można trafić na prawdziwe perełki dziecięcej percepcji:

Bardzo bym chciał oglądać telewizor cały czas, ale on ogłupia. Zanim zeszłem z Nieba, Mama miała go włączony ciągle i stanęła się zombi, co jest jak duch, ale chodzi łup łup łup. I teraz zawsze wyłącza po jednym odcinku, potem komórki się rozmnażają na nowo przez dzień i po kolacji możemy obejrzeć następny program i wymądrzeć we śnie.*

Myślę, że czas się rozprowadza po świecie cienko jak masło, po drogach i domach i placach zabaw i sklepach, tak że na każdym miejscu jest tylko troszkę rozsmarowanego czasu, a potem każdy musi pędzić do następnej porcji.**

Ta perspektywa, te przemyślenia małego odkrywcy ograniczone czterema ścianami, które chłopiec przyjmuje za całą planetę, to jak poznawanie świata przez noworodka, ale z niepowtarzalną możliwością opowiedzenia tego magicznego procesu w pierwszej osobie.

Emma Donoghue napisała powieść o radzeniu sobie zarówno w zamknięciu, jak i w wielkim, dzikim i nieznanym świecie, o bezgranicznej miłości matki do syna oraz pełnym oddaniu drugiej osobie. To też dziwna, symboliczna rozprawa o ponownych narodzinach albo „wchodzeniu w dorosłość” w wieku pięciu lat. Obawiałem się, ze dziecięca narracja nie wzbudzi we mnie emocji, a obszerna relacja z przebywania matki i syna w zamknięciu spowszechnieje i nie podtrzyma uwagi, ale Pokój porusza na swój nieprzeciętny sposób i oferuje takie spojrzenie na miłość, ludzką krzywdę i poświęcenie, jakiego nie ma nigdzie indziej. Może oczekiwałem trochę większych emocji, może wzruszenia, którego mimo wszystko nie doświadczyłem, ale to już rzecz bardzo indywidualna – wiem, że Pokój zawiera wszystko, by wstrząsać i wyciskać łzy, ale nie w sposób łatwy i tani. Pamiętacie, jak pisałem, że Jack dzielił zwierzątka na te, które są naprawdę, i te będące w telewizorze? Pragnąłbym, aby takie małe, zapomniane pokoiki nie istniały naprawdę. Ale istnieją.

* Emma Donoghue, Pokój, Katowice 2016, s. 21-22.
** Tamże, s. 361.

lubimyTekst jest oficjalną recenzją dla portalu lubimyczytać.pl

Podsumowanie:
Tytuł:
Pokój
Autor: Emma Donoghue
Tłumaczenie: Ewa Borówka
Wydawca: Sonia Draga 2016
Moja ocena: 8/10

Powiązane posty

8 Thoughts to “Świat w pokoiku…”

  1. Dziecięce słowa i wyrazy zdziwienia, choć często nieświadome, są aż nadto prawdziwe, potrafią zaboleć. O tej powieści przeczytałam już kilka recenzji i Twoja opinia potwierdza, że warto sięgnąć po tę pozycję, chociaż nie będzie to przyjemna historia. Pozdrawiam.

    1. Adrian

      Raczej smutna, zastanawiająca i być może pełna wzruszeń. Ale przy tym to też kawałek świetnej literatury, wart poznania. Pozdrawiam!

  2. Świetna recenzja. Oglądałam film, dwa razy i za każdym razem tak samo mnie poruszył. To mocna historia. Taka, którą się pamięta długo po obejrzeniu filmu/przeczytaniu książki. Teraz muszę zabrać się za książkę, bo mam wrażenie, że też się nie zawiodę.
    Pozdrawiam :)
    Gaba

    1. Adrian

      Dziękuję ;) Ja najpierw przeczytałem książkę, potem poleciłem ją mojej mamie, która też przeczytała, a dopiero następnie razem obejrzeliśmy film. Oba przekazy poruszają, film nawet mocniej, choć książka ma wiele innych atutów, jakich adaptacja nie mogła uchwycić. Tak jak mówisz – bardzo mocna historia, która zostaje w człowieku.
      Pozdrawiam!

  3. Przy czytaniu Twojej recenzji (nie wiem czemu wcześniej mi się to nie nasunęło), przypomniał mi się film „Życie jest piękne”. Ile trzeba mieć w sobie siły, by każdego dnia przedstawiać rzeczywistość tak, by dziecko czuło się bezpiecznie…

    1. Adrian

      Tak, bardzo dobre spostrzeżenie, podczas lektury kilkakrotnie świtał mi w głowie wydźwięk filmu „Życie jest piękne”; aż nie wiem, czemu nie wspomniałem o tym w recenzji. Ale problem właściwy obu historiom poruszyłem, bo to bardzo w „Pokoju” uderza, a u Benigniego było wręcz rozdzierające. To bezgraniczne staranie, by uchronić od zła najbliższą, niewinną osobę, przemieniać świat na dobry i bezpieczny jak najdłużej się da.

  4. Planuję. Ale chyba mnie przerasta. Podczas filmu musiałam pauzować i czekać. Jak dziecko, które zakrywa oczy, a jednak chce widzieć dalej. Książki się boję, słowo pisane zawsze bardziej działa, niż obraz.

    1. Adrian

      Film był bardzo emocjonalny, nie dziwię się, że niektórym może nadszarpnąć wrażliwość, zwłaszcza że obserwuje się w nim krzywdę dziecka. Nie wiem, co działa bardziej – w kinie przekaz potęguje muzyka, wzrok ofiar, mimo że tylko aktorów, i łatwiejszy dostęp do emocji; w książce jest intymność, narracja pięciolatka i jego myśli, które w filmie są tylko małym elementem. Jeśli przebrnęłaś przez adaptację, koniecznie poznaj spojrzenie Donaghue; może nie dziś, nie jutro, ale za jakiś czas, kiedy trochę oswoisz się z tą historią, Książka zapewni zbliżone wrażenia, ale jednak trochę inne, bogatsze.