Książka Przeczytane 2016 

Maluchem przez Afrykę

Maluch

Jeszcze nie tak dawno, wzorem Wałów Jagiellońskich, mogłem z pełnym zaangażowaniem zaśpiewać:

Myślę „O cholera, ale wrażenie wywiera, na mnie proza pana Arkadego Fidlera.”

I tak rzeczywiście było, Motyle mego życia, Dywizjon 303, Kanada pachnąca żywicą to książki, które kiedyś szalenie mi się podobały. To właśnie za sprawą Fiedlera bardziej niż Amazonkę polubiłem Orinoko, to ta rzeka budziła zdecydowanie większą fascynację u młodego Jana. Oczywiście nie jestem aż tak głupi, żeby nie zdawać sobie sprawy, że teraz mój odbiór prozy tego pisarza byłby prawdopodobnie zupełnie inny, więc nie próbuję sięgać do młodzieńczych fascynacji.

Przyznać jednak trzeba, ze kiedy pojawiła się szansa na przeczytanie książki wnuka pisarza, Arkadego Pawła Fiedlera, zdecydowałem się po nią sięgnąć bez zastanowienia. Do tego temat wydał mi się nieco bliski, co prawda nie pędziłem przez Afrykę, ale przejechałem całą Polskę takim samym środkiem lokomocji, mój Maluch w kolorze piaskowy koreańczyk wzbudził całkiem spory podziw w pewnej pod elbląskiej wsi, a trasa z Krakowa zajęła nam wtedy blisko dwanaście godzin.

Autor przez pewien czas pracował w sieci brytyjskich kin, odnosił ponuć nawet całkiem spore sukcesy, ale czegoś mu wciąż brakowało. Geny odziedziczone po dziadku w końcu się odezwały i Pan Arkady rozpoczął swoją afrykańską podróż. Po dość intensywnych kłopotach w Egipcie poprzez Sudan i kilka kolejnych krajów, udało mu się dotrzeć na drugi koniec kontynentu, do RPA. Ponad szesnaście tysięcy kilometrów, dwa samochody Maluch i Toyota, afrykańskie bezdroża i dwie próby udokumentowania tej fascynującej przygody. Filmowa, której nie dane mi było zobaczyć i pisarska, którą trzymałem w swych rękach. Czy coś mogło pójść nie tak?

Ano poszło, zdjęcia które pojawiają się co jakiś czas, kiedy przerzucamy książkę, rozbudzają apetyt na tę historię, wstęp obiecuje wiele, pierwsze kartki zapraszają w interesującą podróż. Niestety potem już nie jest tak zajmująco. Nie wiem, czy to pewna monotonia podróży, czy sposób pisania Arkadego Pawła Fiedlera, ale mnie ta książka znudziła śmiertelnie, nie będę próbował twierdzić , że tak nie było. Jeszcze do setnej strony, do pierwszych zdjęć czytało się jako tak, ale potem zupełnie nie szło, próbowałem, podczytywałem, ale nie dałem rady, nie udało mi się jej skończyć. Coraz większa nuda, monotonna narracja i powtórzenia wynikające zarówno z przyjętej konwencji, w końcu to pamiętnik, jak i ze sposobu pisania, wymęczyły mnie dość mocno. Podejrzewam, że spora w tym wszystkim jest też wina Tomka Michniewicza, którego książki są zdecydowanie bardziej nowoczesnym sposobem na pokazywanie podróży i otaczającego świata. Pamiętam również, że przy podobnej podróżniczej książce-drodze, którą napisała Kinga Choszcz o Nepalu nie miałem tego problemu co z Maluchem przez Afrykę. Może to zatem kwestia kontynentu?
Jeśli macie ochotę na ciekawą wyprawę, to sięgnijcie po inne książki, choćby te do których linkuję, moim zdaniem Maluch jedzie jednak zbyt powoli.

Informacja tramwajowa
Można, ale czy warto?

Podsumowanie:
Tytuł: Maluchem przez Afrykę
Autor: Arkady Paweł Fiedler
Wydawca: Wydawnictwo Muza
Do tramwaju:
raczej nie
Ocena czytadłowa: 2/6
Ocena bezludnowyspowa: 2/6

Powiązane posty

11 Thoughts to “Maluchem przez Afrykę”

  1. No i patrz, u mnie też dzisiaj Afryka :) Ale sto kilka lat wcześniej ;)

    1. Janek

      Doktor Livingstone jak sądzę? ;)

  2. Widziałam ją w empiku na promocji i prawie kupiłam na prezent dla taty. Po Twojej recenzji cieszę się że jednak zdecydowałam się na coś innego :)

    1. Janek

      Mnie nie porwała, to chyba przede wszystkim kwestia sposobu pisania Pana Arkadego

  3. J.

    Ja polecam za to „Do ciepłych krajów” Wróblewskiego. Temat podobny i nie nudzi ;).

    1. Janek

      Zapisane! Jak zapragnę przygody, to poszukam :)

  4. A ja właśnie zastanawiałam się, czy warto po nią sięgnąć, bo zapowiadała się ciekawie.

  5. Chyba nie odważę się po nią sięgnąć, by nie prysł czar książek Arkadego Fiedlera (dziadka) przeczytanych w młodości. Mój egzemplarz „Orinoko” aktualnie rozpada się w rękach, więc jest przechowywany w woreczku. Ta książka wywarła ogromny wpływ na moje życie, głównie dlatego, że została przeczytana w latach, kiedy wszystko, co opisywał kojarzyło się z nierealnością, swoistą magią i tajemniczością, bo było nieosiągalne dla zwykłego, małoletniego mieszkańca komunistycznego kraju.

    1. Janek

      Fiedler z tym swoim bajecznie kolorowym światem jawił się niczym bajkopisarz :)
      Tutaj tego czaru nie ma, przynajmniej ja go nie znalazłem :/

  6. Też ją przeczytałam i właśnie nie wiem co do niej czuję. Chyba czytało mi się ją najsłabiej, porównując do innych podróżniczych książek, które miałam przyjemność czytać. Zdjęcia świetne, to głównie one zainteresowały mnie i skusiły do sięgnięcia po książkę. I podobnie jak Ty nie wiem, czy chodzi o styl, czy o monotonię (chociaż nie wątpię, że zobaczył wiele pięknych miejsc)