Przeczytane 2014 

Nigdziebądź – prawdziwe zaskoczenie

nigdziebadzCo można napisać o książce, którą pewnie czytali już wszyscy, a przynajmniej wszyscy miłośnicy Gaimana. Kurczę no nie wiem, ale spróbuję.

Richard Mayhew jest Szkotem który pracuje w Londynie, prowadzi zwyczajne, trochę nudne życie i ma narzeczona z którą łączy go nie do końca zrozumiała dla mnie relacja. Pewnego wieczoru pomógł jednak zupełnie nieznajomej rannej dziewczynie i tak zaczyna  się jego nowe życie. Spotkanie z Drzwi, bo tak miała na imię nieznajoma, spowodowało, że nudny i zwyczajny facet trafił do innego świata, do Londynu Pod. Czytaliście to prawda? Bohater trafia do innego świata, ratuje go do zagłady, zostaje królem i takie tam. U Neila to co na pozór już znacie jest jednak inne, zupełnie. Ta nowa rzeczywistość, to miejsce do którego trafił Richard jest pełne niespodzianek. Można w nim spotkać dwóch największych psychopatów w historii świata Pana Croupa i Pana Vandemara, to tutaj regularnie odbywa się Ruchomy Targ na którym kwitnie handel wymienny, szczuromówcy są poddanymi szczurów i nic nie jest takie jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Londyn Pod to magiczne miejsce, piekielnie niebezpieczne, ale też pełne uroku, zaskoczeń i poczucia, że naprawdę żyjesz, choć czasem na kolację do wyboru jest tylko kocia pierś lub nóżka. Richard kiepsko sobie radzi na początku, ale jest zdeterminowany by przejść bardzo trudną drogę i odzyskać swoje stare życie, a na końcu czeka go jeszcze ogromna niespodzianka, Gaiman się popisał

O Gaimanie pisałem już tu i tu, trochę jego tytułów już przeczytałem, choć nie o wszystkim pisałem i wiedziałem, że nieważne o czym będzie książka, to na pewno czeka mnie spotkanie z Magią. I tak jest! To zupełnie inna magia niż w Oceanie na końcu drogi czy w Księdze cmentarnej, bo tutaj poza ludzkimi bohaterami jest On, Londyn. Jest kilka miast które mają swoich piewców, jest kilka książek w których miasto staje się nowym światem, ale chyba żadne z nich nie jest tak często opisywane jak Londyn. Nigdziebądź to książka która niesie na pewno w sobie mnóstwo dodatkowej frajdy i smaczków dla znających Londyn, ja byłem tam tylko przez 3 godziny, ale i tak to miejsce mnie urzekło, a po przeczytanym Gaimanie mam ochotę wybrać się tam raz jeszcze. Przyznać jednak trzeba, że poza Londynem autor zafundował nam też całą plejadę absolutnie świetnie wymyślonych postaci. Dwóch absolutnych psychopatów, koleś od ptaków i przede wszystkim markiz de Carabas są jak dla mnie wykreowani po mistrzowsku.

Gaiman jak zawsze czaruje stylem, jego sposób opowiadania historii bardzo mi odpowiada. Powinienem teraz coś jeszcze napisać o historiach drogi, o sprawdzeniu bohatera, o archetypach i takich tam, ale kiepsko się na tym znam w zamian napiszę tylko, że podobało się bardzo. Ale żeby nie było, że krótko i bez sensu opowiem wam o jednej rzeczy która najbardziej mnie w tej książce zaskoczyła. Zanim zacząłem czytywać Gaimana zupełnie nie zdawałem sobie sprawy dla jak wielu pisarzy był on inspiracją. Cykl o Matthew Swift’cie napisany przez Kate Griffin, czy książki Ben’a Aaronovitch’a tak „pachną” Gaimanem, że po prostu masakra. Oczywiście żadna z nich nie jest plagiatem, czy korzystaniem z pomysłów Neila, ale jak dla mnie żaden z tych świetnych cykli nie miałby szans powstać gdyby nie Nigdziebąź. Nie wiem, możne i Neil się kimś inspirował, ale zupełnie nie wiem kim. Jest jeszcze jedna możliwość, że  ten magiczny Londyn o którym pisze istnieje naprawdę i cała ta trójka, Gaiman, Griffin i Aaronovitch, po prostu wpadli tam na chwilkę. Ja bym zaryzykował i się wybrał, gdyby było to możliwe.

Informacja tramwajowa
Czytać można wszędzie, jednak ze względu na jakość wydania proponowałbym do tramwaju którąś z wcześniejszych wersji tej książki. Na pewno jeżdżenie z nią Londyńskim metrem będzie sporym przeżyciem, ale jakiegoś szczuromówcę pewnie można znaleźć i w Krakowie :)
Podsumowanie:
Tytuł: Nigdziebądź
Autor: Neil Gaiman
Wydawca: Wydawnictwo MAG
Do tramwaju:  wszędzie
Ocena czytadłowa: 6/6
Ocena bezludnowyspowa: 5/6

Powiązane posty

11 Thoughts to “Nigdziebądź – prawdziwe zaskoczenie”

  1. A wiesz, chyba mnie natchnąłeś pewną myślą. Gaimana lubię i cenię, ale cyklu Griffin nie zdzierżyłam, podobne zastrzeżenia miałam do Aaronovitcha (choć w jego przypadku zamierzam się jeszcze zmierzyć z tomami drugim i dalszymi). Zakiełkowało we mnie podejrzenie – to tak a propos wtórności, a właściwie czerpania przez G. i A. z Gaimana – że może TO mnie właśnie w ich książkach uwierało, owo wrażenie, że wszystko to już było, tylko znacznie lepiej. Magia Gaimana jest niezwykła, niepowtarzalna i trudno się dziwić, że inspiruje rzesze innych pisarzy. I w sumie w wielu innych przypadkach czerpanie z dobrodziejstwa popkultury mi nie przeszkadza, ba, uważam wręcz, że odpowiedni nowy miks może być wartością samą w sobie. Może jednak podświadomie człowiek inaczej odbiera takie „kopie”…

    1. Janek

      Griffin czytałem przed Gaimanem, ale został mi jeszcze jeden to zobaczymy czy nadal się będzie podobało.
      A Aaronovitcha „kupiłem” z całym dobrodziejstwem inwentarza i pięknie mi pasuje do Gaimana :)

    2. Gaiman ma jeszcze jedną przewagę, pisze ( w zasadzie) rzeczy unikalne, magia jego pisania nie rozmywa się na cykl! Nie wiem, czy Aaronovitch utrzyma jako taki poziom w całym cyklu? To wcale nie takie łatwe. Poza tym wprowadzenie wątków kryminalnych jednak utrudnia sprawę. Trzeba pilnować i magii i śledztwa;-)
      Z drugiej strony, gdyby Gaimanowi przyszło do głowy (na szczęście nie przyszło?) kontynuować zabawę z wiktoriańskim Nowym Albionem i prozą Conan Doyle’a to też nie wiadomo jakby to się skończyło. Chyba jednak A Study in Emerald takie jakie jest wystarczy :-D

  2. Powiem tak : przeczytałem Twoją recenzję, udałem się do księgarni (a tam -25% na wszystko !), nabyłem „Nigdziebądź” i teraz czytam. Świetna książka !

    1. Janek

      Miło mi ogromnie :)
      Podziel się wrażeniami jak skończysz.

      1. Przeczytałem i jestem pod wrażeniem :)
        Mój apetyt na Gaimana rośnie !

  3. Nie tylko trójka.
    Jest jeszcze China Miéville!
    W podziękowaniach do swojej młodzieżowej książki „LonNiedyn” (2007) dziękuje Neilowi Gaimanowi za zachętę do pisania i za „Nigdziebądź”. Bo też wcale nie ukrywa, że wiele aspektów LonNiedynu jest wziętych z Londynu Pod. Jest jeszcze jego „Kraken” (2010), gdzie istnieje drugi Londyn, Londyn kultów i magii, współistniejący z „normalnym” Londynem, a dziwnie nie zauważany przez zwykłych mieszkańców ;-)Chociaż bohaterowie nie nazywają tych mocy „klasyczną” magią. Co ciekawe, w „Krakenie”, na rok przed publikacją „Rzek Londynu” odnaleźć można oddział londyńskiej policji zajmujący się oficjalnie przestępstwami na tle sekciarskim (kultowym), ale zajmujący się też sprawami magicznymi. Cóż, taka posterunkowa (sic!) Collingwoods to nawet pewnymi mocami dysponuje ;-)
    China Miéville, chociaż nie gra w tej samej lidze co Neil Gaiman, czy Ben Aaronovitch, jego literatura jest bardziej „brudna”, bardziej weird niż urban fantasy jest jednak bardzo londyński, przecież Nowe Crobuzon, szczególnie w „Dworcu Perdido” woła do nas – „tak naprawdę też jestem Londynem, trochę dziwnym, trochę weird, ale Londynem” :-)
    Przepraszam, za OT, ale siedzę od jakiegoś czasu, od lektury „Rzek Londynu” i „Nigdziebądź”, po uszy w Londynie, tym literackim i wszystko mi się kojarzy ;-)

    Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o takich powieściach jak „Drood” Dana Simmonsa, czy przepięknych „Wiekach światła” Iana R. MacLeoda (tak tutaj też jest Londyn, między innymi… http://lekturykruka.blogspot.com/2013/09/wiek-magii-i-eteru.html) :-)

    1. Janek

      #szczuja!
      #ksiazkoszczuja!

      1. Szczuje, nie? Ale jak dam się poszczuć na Drooda, tak na „Wieki światła” nosem pokręcę, bo mi nie pasowały.

        A „Nigdziebądź” świetne.

Leave a Comment