Książka Przeczytane 2016 

Projekt Mefisto, czyli swojski diabeł

Zygmunt to jednak niezbyt zaskakujące imię jak na diabła. Behemot, Azazel, od biedy Boruta mogą być, ale tekst: „Hej, jestem Zygmunt i przyszedłem zabrać twoją duszę” nie brzmi jakoś przesadnie przekonująco czy przerażająco.

Jeśli jeszcze taki przedstawiciel piekła dostał robotę w miejscowości o pięknie brzmiącej nazwie Wypluty, to robi się naprawdę grząsko. Marcin Mortka tak właśnie to sobie wymyślił i wyszło mu całkiem interesująco, bo poza nietypowym diabłem okrasił całą tę historię innymi dość niecodziennymi postaciami.

Piekło ma spore tyły w pozyskiwaniu porządnych i zaangażowanych grzeszników, zatem decyduje się na wprowadzenie standardów korporacyjnych, nowoczesnych technologii, intensywnych programów szkoleniowych i premii motywujących dla swoich pracowników, po czym wysyła ich na ziemię, oczekując spektakularnych efektów. Zygmunt ma przerąbane, cały czas obserwowany, rozliczany i mobbowany, musi się ostro brać do roboty. Cóż z tego, że staje na głowie, czy wręcz na rogach, skoro Wypluty to miejsce, w którym czas się zatrzymał, prym wciąż wiedzie wójt, czy raczej burmistrz, z plebanem, a atmosfera beznadziei i marazmu nieustająco przypomina tę, którą świetnie odmalował Machulski w filmie Pieniądze to nie wszystko.

Może jakimś cudem piekielnik coś by z tego materiału jednak wycisnął, gdyby nie miejscowy wilkołak, wiedźma, leszy, wodnik i kilka innych lokalnych indywiduów, które zachowały jeszcze nieco swoich pierwotnych, słowiańskich mocy. No i jest jeszcze Bieda, Tadeusz Bieda, a ten koleś to już przeciwnik z najwyższej półki.

W Projekcie Mefisto początkowo było tak sobie, ale na szczęście dość szybko przeszło i zrobiło się po mortkowemu, czyli zabawnie, z pomysłem, a na dodatek, co jest nieco nietypowe u niego, z odrobiną gorzkiej refleksji. Autor napisał świetne rodzime urban fantasy bez wzorowania się na jakiś zachodnich pomysłach. Wypluty są na wskroś polskie, leszy pędzący pięknie pachnący bimber, taki, który za każdym razem wywołuje cudowne skojarzenia, to wytwór wyłącznie słowiański, a diabeł Zygmunt z Rokitą do kompletu to znakomita wariacja na temat chłopskiego i szlacheckiego biesa.

Czyta się to naprawdę dobrze, bawi, wciąga, a na dodatek mam wrażenie, że po raz pierwszy u Mortki mamy tak dużo satyry. Takiego zaskakującego u niego podejścia, które wykpiwa nieco polską mentalność, zarówno tę wielkomiejską, jak i prowincjonalną, jak dotąd w jego książkach nie było. Owszem, to ciepła ironia, ale jednak niespotykana wcześniej na taką skalę u Pana Marcina. Efektem tego jest książka wciąż zabawna i rozrywkowa, ale jednak dojrzalsza. Chyba podoba mi się takie spojrzenie na otaczającą rzeczywistość, poproszę o więcej. Zygmunt z Rokitą mają potencjał jako para ziemskich diabłów.

Informacja tramwajowa
Jasne, lekka i sympatyczna lektura spisze się nieźle, ale przy weselszych momentach jakoś będziecie musieli się opanować. Jednak sugerowałbym, żebyście pomyśleli o niej przede wszystkim, kiedy będziecie wsiadali do autobusu PKS, zwłaszcza w takie miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc ;)

Podsumowanie:
Tytuł: Projekt Mefisto
Autor: Marcin Mortka
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
Do tramwaju:
Tak
Ocena czytadłowa: 5/6
Ocena bezludnowyspowa: 2/6

Powiązane posty

3 Thoughts to “Projekt Mefisto, czyli swojski diabeł”

  1. To takie połączenie „Zapomnianego diabła” Drdy z „Agentem dołu” Wolskiego?

    1. Janek

      Może nie aż tej klasy, ale niezłe ;)

      1. A już myślałem, że będę miał trzecią ulubioną diabelską książkę :P

Leave a Comment