Luky LukeKomiks 

Jesse James – Lucky Luke powrócił!

Lucky Luke to dla mnie naprawdę ważna komiksowa postać. Zaintrygował mnie i zainteresował jeszcze w czasach, gdy w naszym kraju właściwie istniały trzy komiksy. Kapitan Żbik, Kajko i Kokosz oraz Tytus, Romek i Atomek królowały niepodzielnie w sercach miłośników rysowanych historii. To właśnie w tym ostatnim pierwszy raz zobaczyłem tego rysunkowego kowboja, na jednym z kadrów Tytusa, którego akcja działa się w kinie. A teraz Lucky Luke powrócił! No dobra może nie zniknął nigdy na stałe, ale teraz Egmont wziął się znów za wznowienia i robi to w formie, która zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Wolę duże albumy zamiast tych niewielkich, trzyalbumowych zbiorków.

Koń, pies i Daltonowie

W większości albumów o przygodach dzielnego kowboja pojawiają się trzy elementy: pewien wyjątkowo głupi pies imieniem Bzik, czterej bracia Daltonowie oraz wierny koń Jolly Jumper. W tym albumie występuje tylko ten ostatni, ale w zamian dostajemy jedną z ikon Dzikiego Zachodu. To Jessie James, czasem nazywany amerykańskim Robin Hoodem. Zaczynamy jednak trochę nietypowo, bo od króciutkiej wstawki na temat prawdziwego bohatera tej serii komiksowej. Nie czarujmy się, to wierny koń jest wyjątkowy, Lucky Luke jest tylko dodatkiem do niego, przynajmniej tak wynika z pierwszych stron komiksu.

Bandyta o złotym sercu

Później pojawia się jednak tytułowy bohater i zaczyna się właściwa historia. Jessie James to nie jedyna z legend, z którymi przyszło się zmierzyć komiksowemu kowbojowi. W jednym z albumów pojawił się już bowiem Billy Kid, a wsparcia Luke’owi udzielała także Calamity Jane. Goscinny czerpie sporo inspiracji z historii Dzikiego Zachodu, owszem, na swój sposób, ale jednak. Pojawiają się tutaj także pozostali członkowie bandy Jessiego oraz poszukujący go agenci sławnej Agencji Pinkertona. Są tchórzliwi mieszkańcy pewnego miasteczka oraz bank, który, jak wiemy, należy do najniebezpieczniejszych miejsc na świecie.

Tak czy nie?

Lubię przygody Lucka, właściwie wszystkie historie napisane przez Goscinnego są zabawne, pięknie czerpią ze stereotypowych elementów kojarzących się z Dzikim Zachodem, każda z nich w udany sposób łączy humor i akcję. Nasz dzielny kowboj kolejny raz jest szybszy od swojego cienia, umiejętnie rozwiązuje problem z bandytkami, a tam, gdzie nie można użyć rewolweru, korzysta z głowy i sprytu.
O rysunkach Morrisa nie ma co pisać, klasa! Cieszę się bardzo, że Egmont zdecydował się na kolejne wznowienia, może tym razem uda się skompletować wszystkie albumy. Ten o Jessie’em to jeden z lepszych.

Tak na marginesie

Abstrahując nieco od Lucky Luke’a, za każdym razem zaskakuje mnie to, jak wiele cudownych postaci stworzył Goscinny. Miał facet talent!

Podsumowanie:

Tytuł: Lucky Luke – Jessie James
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Morris
Tłumaczenie: Marta Mosiewicz
Wydawca: Egmont
Do tramwaju: komiksów nie czytamy w tramwaju :)
Ocena czytadłowa: 5/6
Ocena rysunkowa: 5/6

 

Powiązane posty

Leave a Comment