Tragiczna pomyłka

Tytuł: Kurs do Genewy
Autor:  Bartłomiej Rychter
Wydawca: W.A.B
Do tramwaju: niewygodna trochę do noszenia
Ocena ogólna: 3/10
 
Po powieść Bartłomieja Rychtera, bankowca z Sanoka, sięgnąłem w ramach wyzwania Czytam kryminały. Zachęciła mnie do tego opinia Agnieszki i uprzejmość Viv, a opinie o autorze także wskazywały na to, że można spodziewać się przyjemnej lektury.
 
Niestety nie wiem, czy tytuł zostanie zaliczony do wyzwania, jest przeczytany w lutym, jest polskiego autorstwa, ale według mnie to jednak niestety nie kryminał, tylko powieść sensacyjna. Jeśli chodzi o tytuł opinii to nie jest jednak związany z błędnym doborem książki, cały tragizm polega na tym, że nie cierpię literatury sensacyjnej. Ogólnie, szczegółowo, organicznie i biologicznie. Aby nie psuć sobie przyjemności recenzji Agnieszki nie czytałem, ale z racji tego, że nasze opinie z reguły są zbliżone zasugerowałem się oceną no i klops.
Bohaterami książki są Tomasz Bartel, krakowski taksówkarz i dziewczyna o imieniu Estera wychowana w domu dziecka w niewielkiej bezimiennej miejscowości. W wyniku splotu okoliczności związanych z pewnym starodrukiem zostają oni wplątani w szpiegowską aferę. Do tego gangsterzy, władza i ogromne pieniądze w tle.
Moje ulubione gatunki to kryminały i fantastyka. O ile w tej drugiej z założenia nierzeczywiste sytuacje bez przerwy się zdarzają, o tyle w innej literaturze tego nie lubię. Sensacyjne opowieści są tego najgorszym przykładem. I niestety Kurs do Genewy nie zmienia mojej opinii w tej sprawie. Przeciętny facet w średnim wieku i młoda kobieta bez większego uszczerbku na zdrowi załatwiają grupę wyszkolonych szpiegów, jakby przy okazji wymykają się grupie gangsterów mających wiele do powiedzanie w Krakowie i rozwiązują zagadkę sprzed 20 lat. A na koniec lądują z dziką ilością kasy w cudownym domu na hiszpańskim wybrzeżu.
Że tak powiem jak mawia Doda, NO HELOŁ! Praktycznie każdy normalny człowiek znalazłszy w swojej bryce kradzioną książkę natychmiast oddałyby ją przyciśnięty przez grupę przestępców. Bartel naprawdę nie ma realnego powodu, żeby ukryć starodruk przed gangsterami. Dla mnie samo to początkowe założenie położyło całą książkę. A potem to już mnie tylko wszystko irytowało. Ze szczególnym uwzględnieniem 59 letniego starca.
Jako kryminał nie polecam, jak ktoś lubi sensację może się spodobać.
Książkę przeczytałem w ramach wyzwania Czytam kryminały, ale nie wiem, czy mi zaliczą :)

Powiązane posty

20 Thoughts to “Tragiczna pomyłka”

  1. No ładnie… Żeby tak się rozminąć z opinią?! Ja nadal jestem zdania, że to dobra książka. Bartel nie miał realnego powodu by ukryć znalezisko?… On był strasznie napalony na tajemniczą dziewczynę, to może nie realny, ale jednak silny motor działania, wierz mi.
    Ale uczucie irytacji po pierwszym zgrzycie w lekturze dobrze znam. I właśnie się z nim zmagam;-)

  2. No ładnie… Żeby tak się rozminąć z opinią?! Ja nadal jestem zdania, że to dobra książka. Bartel nie miał realnego powodu by ukryć znalezisko?… On był strasznie napalony na tajemniczą dziewczynę, to może nie realny, ale jednak silny motor działania, wierz mi.
    Ale uczucie irytacji po pierwszym zgrzycie w lekturze dobrze znam. I właśnie się z nim zmagam;-)

    1. Opinia jest całkowicie subiektywna, rzutuje na nią moja kosmiczna wręcz niechęć do literatury sensacyjnej :). Jak mawia pewien człowiek w popularnym serialu można uznać, że jest „Legen – wait for it… Dary!”

    2. Opinia jest całkowicie subiektywna, rzutuje na nią moja kosmiczna wręcz niechęć do literatury sensacyjnej :). Jak mawia pewien człowiek w popularnym serialu można uznać, że jest „Legen – wait for it… Dary!”

    3. To z „How I met your mother”, nie?…
      Ale skoro nie lubisz sensacji, to jesteś trochę usprawiedliwiony:-)

    4. To z „How I met your mother”, nie?…
      Ale skoro nie lubisz sensacji, to jesteś trochę usprawiedliwiony:-)

    5. Po Tożsamości Bourne’a praktycznie już nic nie wzbudziło moich pozytywnych emocji. Sensację trawię tylko w wersji filmowej :)

    6. Po Tożsamości Bourne’a praktycznie już nic nie wzbudziło moich pozytywnych emocji. Sensację trawię tylko w wersji filmowej :)

  3. viv

    Naprawdę tragiczna pomyłka, i w dodatku książka niewygodna do noszenia, więc umęczyłeś się i psychicznie, i fizycznie ;)
    U mnie też sensacja jest strawna tylko w wersji filmowej – jeśli w książce jest agent specjalny, a dobrnę do końca i uznam, że jest niezła, to mimo agenta, a nie dla niego. Dlatego tytuł zapamiętany trafia na listę „nie dla mnie” :)

    1. Cieszę się że ktoś jeszcze tak ma :)

    2. Cieszę się że ktoś jeszcze tak ma :)

  4. viv

    Naprawdę tragiczna pomyłka, i w dodatku książka niewygodna do noszenia, więc umęczyłeś się i psychicznie, i fizycznie ;)
    U mnie też sensacja jest strawna tylko w wersji filmowej – jeśli w książce jest agent specjalny, a dobrnę do końca i uznam, że jest niezła, to mimo agenta, a nie dla niego. Dlatego tytuł zapamiętany trafia na listę „nie dla mnie” :)

  5. Starzec to najmarniej osiemdziesiątkę ma mieć, co nie? ;)

    1. Nie upieram się, ale koleś latający z bronią po mieście i skaczący przez płoty jakoś mi nie pasuje do tego co staje mi przed oczyma na hasło starzec :)

    2. Nie upieram się, ale koleś latający z bronią po mieście i skaczący przez płoty jakoś mi nie pasuje do tego co staje mi przed oczyma na hasło starzec :)

  6. Starzec to najmarniej osiemdziesiątkę ma mieć, co nie? ;)

  7. Viv

    Jakoś przegapiłam tą recenzję, a dziś zupełnym zbiegiem okoliczności czytam już drugą notkę o tej samej powieści. I to co tutaj tak bardzo ci się nie podobało, u tej drugiej osoby robiło za największy plus. Ergo, pozostaje samej przeczytać… Ale teraz już wiem, żeby spodziewać się sensacji, bo ja za tym gatunkiem tez niekoniecznie szaleję, ale czasem mam ochotę.

    1. Z sensacjami tak już mam. Podobnie było na przykład z Larssonem. Jedynka ok, trójka ok, w dwójce szpiedzy, dużo więcej sensacji i masakra.

    2. Z sensacjami tak już mam. Podobnie było na przykład z Larssonem. Jedynka ok, trójka ok, w dwójce szpiedzy, dużo więcej sensacji i masakra.

  8. Viv

    Jakoś przegapiłam tą recenzję, a dziś zupełnym zbiegiem okoliczności czytam już drugą notkę o tej samej powieści. I to co tutaj tak bardzo ci się nie podobało, u tej drugiej osoby robiło za największy plus. Ergo, pozostaje samej przeczytać… Ale teraz już wiem, żeby spodziewać się sensacji, bo ja za tym gatunkiem tez niekoniecznie szaleję, ale czasem mam ochotę.