Różne 

10 polskich pisarzy, którzy na was nie nakrzyczą

pisarzPomysł był wcześniej, zaraz po pierwszym wystąpieniu KTL’a, ale stwierdziłem, że jest zbyt nieelegancki, choć bardzo nośny. Niestety po Targach w Katowicach wyszło na to, że blogerzy autentycznie zastanawiają się nad tym, czy warto pisać krytyczne recenzje o polskich autorach. I co tu zrobić?

Zebrałem swoje własne doświadczenia, z jednym wyjątkiem, i  pozwolę sobie podzielić się nimi z wami, może komuś się przyda przy wybieraniu kolejnego tytułu z półki. Większość z tych osób, które wymienię to autorzy fantastyki, ale z nimi miałem najczęściej jakiś kontakt, na pewno nie są to „jedyni sprawiedliwi”, ale od czegoś trzeba zacząć. Oczywiście nie czarujmy się, każdy, nawet najbardziej cierpliwy autor się wścieknie, kiedy przekroczycie granicę dobrego smaku i bądźcie pewni, każda osoba z tej listy potrafi zjeść was na śniadanie jeśli tylko będzie chciała, ale jestem przekonany, że zrobi to tak, że sami będziecie przepraszali :)

Marta Kisiel – czytuje recenzje swoich książek, czasem udostępnia na Facebooku, zdarza się jej również puszczać dalej niepochlebne teksty, zawsze elegancko, uprzejmie i z humorem

Jakub Ćwiek – popełniłem co najmniej dwa krytyczne teksty, nie było niesympatycznych zachowań, przy podpisywaniu książek zawsze miły,

Andrzej Ziemiański – był krytyczny tekst, a potem wywiad z autorem, nie zająknął się nawet na chwilę,

Anna Kańtoch – świetnie się z nią dyskutuje, potrafi być delikatne złośliwa, słowo klucz to delikatnie

Agnieszka Hałas – przyjmuje krytykę, wchodzi czasem w polemiki, ale zawsze elegancko

Aneta Jadowska – tutaj naprawdę miłe zaskoczenie, mimo sporej krytyki z mojej strony nie było żadnych problemów, zostałem grzecznie sprowadzony do pionu

Robert M. Wegner  – udało mi się go zirytować, ale nawet zirytowany nie przestał być uprzejmy i konkretny

Sasza Hady – chodzą słuchy o jednym przypadku, kiedy się naprawdę wkurzyła, recenzent żyje, nie został ukamienowany, napiętnowany, ani potraktowany niesympatycznie

Gaja Grzegorzewska – zaczepiłem ją z pytaniami o jedną z wcześniejszych książek, byłem nawet odrobinę niegrzeczny, ale szybko do bycia grzecznym zostałem przekonany, bardzo elegancko i z klasą na dodatek

Katarzyna Bonda – jedyna autorka z listy z którą nie miałem do czynienia osobiście, ale zakładam, że Facebook’owa deklaracja nie pozostanie li i jedynie deklaracją

Czytajcie polskich autorów, są naprawdę świetnymi twórcami! Pamiętajcie zawsze o kulturze i umotywowaniu krytyki ;)

Photo credit: djking / Foter / CC BY-NC-SA

Powiązane posty

167 Thoughts to “10 polskich pisarzy, którzy na was nie nakrzyczą”

  1. Dodam od siebie, że Rafał Dębski też lubi konstruktywną krytykę, a Pilipiuk ma niesamowity dystans do swojej twórczości. Też uważam, że jeśli krytyka się pojawia, to niech będzie konstruktywna albo satyryczna, wyciągająca wady w sposób złośliwy, ale z humorem. Bloger nie krytyk literacki, prywatną opinię mieć powinien, bo dzięki temu jesteśmy tak fajnie różni i jest to okazja do ciekawych dyskusji. Tak z ciekawości – czym zdenerwowałeś Wegnera?? :D

    1. Janek

      Zapytałem go
      Kiedy i dlaczego zacząłeś pisać?
      :)

  2. Serio, to teraz mamy się bać polskich autorów, mamy tylko słodzić, naprawdę ktoś się zastanawia nad czytaniem książki i pisaniem o niej ze względu na możliwą reakcję autora? Poważnie???? Paranoja, oj nie zamierzam się do niej przyłączać.

    1. Janek

      Kasia właśnie nie mamy :)
      A dla tych bojących jest wstępna lista :)

  3. Niestety ostatnie głośne problemy z polskimi autorami rzeczywiście mogą zastanawiać, czy brać do ręki ich książki i je recenzować. Osobiście nie miałam nigdy żadnych problemów pod tym względem, choć pisze różne opinie. Oczywiście w granicach dobrego smaku, jeśli dana pozycja mi się nie podoba zwracam uwagę co i dlaczego. Z wymienionych wyżej autorów czytałam/znam/lubię: Kubę Ćwieka, Anetę Jadowską, Annę Kańtoch. W ogóle polscy pisarze fantastyczni mają dystans do swojego pisarstwa.

    1. Janek

      W większości przypadków tak jest i z radością o tym piszę :)

  4. Ja od siebie dodam jeszcze Aleksandra Sowę – pomimo krytycznej recenzji jego pierwszej książki przysłał bardzo sympatycznego maila a po kilku miesiącach odezwał się z propozycją przeczytania kolejnej powieści.

    1. Janek

      Opowiadałaś w samochodzie, pamiętam :)

  5. Nie ma się znowu co tak dziwić autorom, że bronią swoich „dzieci”, nawet jeśli nie są zbyt udane – ludzka rzecz :-) Przecież gdy w Krakowie jakieś blogerki pozwoliły sobie na krytyczne uwagi i sugestie pod adresem blogosfery to rozpętała się burza w szklance wody i potwierdzona została słuszność starego porzekadła uderzyć w stół a nożyce się odezwą :-) C’est la vie :-)

    1. Janek

      Dlatego trzeba na tą burzę wylać choć odrobinę oliwy ;)

  6. Lara Notsil

    Carla Mori, Jadowska… tak samo :D Babeczki z klasą.

    1. Lara Notsil

      A kto skrytykował Hady? Coś mi się wydaje że ja już tak uprzejma nie będę :D Właśnie zauważyłam, ze Aneta Jadowska jest wypisana. Za pierwszym razem przeczytałam Tadowska…

      1. Janek

        Taki jeden koleś wieszał psy na Trupie

        1. Lara Notsil

          Pewnie opłacony :D

  7. Kazimierz Szymeczko też świetny gość :)

    1. Janek

      Nie znam, ale może poznam? :)

  8. Potwierdzam – pani Kasia Bonda nie nakrzyczy. ;)

    1. Janek

      Sądząc po tym jak ostro zareagowała na wojenkę to na pewno nie nakrzyczy.

  9. kinga

    a ja od siebie dopiszę panią Kordel. Jej reakcja na niepochlebną recenzję: „daje do myślenia, dziękuję”.
    Zróbcie listę krzykaczy, to nie będziemy czytać ;)

    1. Popieram! Z resztą na początku źle przeczytałam tytuł posta i naprawdę miałam nadzieję, na listę tych, którzy na nas nakrzyczą. ;)

      1. Janek

        Nie maiłem takich doświadczeń,żeby zebrać tylu krzyczących.

  10. Ech ani słowa o mnie, a ja bym co najwyżej dał się pogłaskać :)

    1. Janek

      Wydaj książkę ! :)

      1. jak ma mieć więcej niż dwie strony to nie ma szans, bo resztę rękopisów zaraz bym zjadł – znam siebie, takie rzeczy są silniejsze ode mnie :)

  11. No i ci nieżywi też nie nakrzyczą, chyba, że wyjdą z grobu, ale wtedy będą wołali „aaaaarghhhh”;)

    1. Janek

      Nieżywych autorów czytujemy również :)

  12. Sil

    Znalazłeś tylko 10 takich autorów? To nie wiem, czy to dobrze, czy źle świadczy o PA. Czekam na wpis „setka aurotów, która na pewno zjedzie cię od góry do dołu za słowa krytyki”.

    1. Janek

      Sil to byli ludzie z którymi osobiście miałem kontakt, dlatego tak krótko :)

  13. Mag

    a ja miałam bardzo miłą i konstruktywną dyskusję z Hanną Kowalewską po tym, jak napisałam niezbyt pochlebny tekst. To była naprawdę miła i kulturalna wymiana zdań :).
    Ciekawa jestem tej dyskusji z Katowic, bo ja myślę, że nie ma się co zastanawiać nad tym, czy pisać krytycznie o polskich autorach, czy nie. Jeżeli potrafimy uargumentować nasze wrażenia, a książka jest do bani, to przecież trzeba o trym napisać. Większość blogerów przecież pisze w zakładce „O mnie”, że ich recenzje są subiektywne. Krytyczne podejście może być fajnym punktem wyjścia do merytorycznej dyskusji, ale pod warunkiem, gdy obie strony potrafią kulturalnie wymieniać się poglądami, a nie rzucać mięchem i robić wycieczki ad personam.

    1. Janek

      Rzucanie mięchem jest proste, konstruktywna krytyka już nie :/

  14. Jedna prośba. Przecinek w tytule, błagam.

    1. Janek

      Morderco! Na życzenie dodany

      1. Dziękuję serdecznie! I pozdrawiam!

  15. A ja dodam od siebie, że Autorki obyczajówek też są bardzo kulturalne i odporne na krytykę. Przykładowo jedną powieść Katarzyny Michalak „zjechałam” od góry do dołu, przy spotkaniu z Autorką nawet napomknęłam o popełnianych przez nią błędach, a obyło się bez kłótni i niemiłej atmosfery! :)
    O Marcie Kisiel i jej stosunku do własnych książek słyszałam wiele dobrego. Myślę, że Katarzyna Bonda również wykazałaby się kulturą – zwłaszcza po swojej deklaracji :)

    1. Janek

      Pani Michalak musi mieć ogromny dystans do swojej twórczości ;) Tutaj na przykład oberwała od Królowej Matki
      http://polaherbaciane.blogspot.com/2014/11/suplement-czyli-nie-chcem-ale-muszem.html

  16. Róbmy swoje, i tyle… Każdy ma prawo do polemiki. Tyle, że są pewne granice, których nie powinno się przekraczać. Dla mnie, ktoś korzystający z ataku ad personam przekracza tę granicę. Tylko mam takie wrażenie, że do obrzucania się błotem potrzebne są dwie strony. Lepiej czasami zostawić takiego kogoś samego i tyle.
    Druga sprawa to sposób w jaki ludzie budują swój wizerunek. Można budować korzystając z negatywnych emocji. Nie dajmy się w coś takiego wkręcić. Jeżeli ktoś robi to świadomie, to ma wkalkulowane to w koszty, akcje „przeciwko” to jego zysk.
    Czyli dajmy autorowi prawo do repliki jeśli nas nie obraża.
    No i Janek ma rację, jeśli my sami przekroczymy te granice, to prawdopodobnie polegniemy, bo autorki i autorzy to cwane bestie są i nas zjedzą na przekąskę, ale z kulturą :-)

    1. Janek

      Andrzeju tekst powstał, żeby jakoś oswoić temat, pisanie o polskich twórcach jest jak najbardziej sensowne, w wielu z nich to znakomici pisarze. Nie chciałbym po prostu, aby ktoś niepotrzebnie rezygnował z czytania Polaków :)

      1. Rezygnować z czytania Polaków? No coś Ty, co chwilę kogoś ciekawego odkrywam :-)
        Obiecuję Ci, że pojawi się kilka tekstów o polskich autorach, jak się trochę ogarnę. Zresztą nawet wiesz o kim, nawet jeśli wprost nie mówiłem, dwoje na pewno :-)

  17. A i jeszcze dołożę Renatę Kosin, która ma nawet na swoim blogu zakładkę „Recenzje osób, w których gust czytelniczy nie udało mi się trafić”.

    1. Janek

      Mam „w czytaniu” jedną jej książke, zobaczymy jak będzie

  18. Do pozytywnych autorów zaliczyć też należy Waldemara Płudowskiego, który po przeczytaniu mojej opinii (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/61871/mistrzyni-burz/opinia/1494592#opinia1494592) przesłał mi bardzo przyjazną wiadomość na Lubimy czytać. I tam odpisał, kulturalnie i z sensem, na wszelkie moje wątpliwości i zarzuty :)

    1. Janek

      Czyli jak widać się da :)

  19. Jak bardzo chciałabym mieć podpis pana Andrzeja Ziemiańskiego na 'Toy Wars’…Czytałam już dawno, ale ma honorowe miejsce na półce! :)))

    1. Janek

      Szukajcie a znajdziecie, czasem bywa :)

  20. A ja, jako czytelniczka tak książek jak i blogów, mam wielką nadzieję, że odtąd wszelkie recenzje w blogosferze będą merytoryczne, poparte wiedzą i doświadczeniem czytelniczym. Absolutnie bez różnicy czy będą pozytywne czy negatywne, byle konstruktywne, a nie: „złe bo mi się nie podoba”, „niedobre, bo nie lubię takich książek” albo: „dobre, bo bohaterka fajna” czy „podoba mi się bo lubię ten motyw.” Jeśli bloger wyrażając własną (subiektywną!) opinię, nie popartą żadnym argumentem zarzuca pisarzowi „błąd” to pisarz ma prawo się wkurzyć. Nie na zarzut (że ktoś w ogóle śmiał), ale na formę i sens. Oczywiście, że pisarz nie powinien wyzywać (bo nikt nie powinien), ale odesłać do pogłębionej lektury podręczników – owszem już może (a nawet powinien). Wymagamy od pisarza warsztatu (i bardzo dobrze!) – to oczywiście naturalne, bo nikt nie chce czytać gniotów. Ale nie zapominajmy, że jako krytycy musimy posiadać taką samą wiedzę teoretyczną jak pisarz, aby ten warsztat oceniać. Oczywiście, że pisarze popełniają błędy, nawet najlepszym się zdarza. Ale nie wolno nazywać „błędem” własnego czytelniczego „widzimisię” czy subiektywnego gustu – trzeba uzasadnić merytorycznie tak, żeby autorowi ten „błąd” udowodnić. Jak w sądzie. Pisanie recenzji to istotnie trochę jak rozprawa sądowa. Myślę, że prawnicy byliby świetnymi recenzentami. Chętnie czytałabym blog oceniający książki pisany przez prokuratora. Może ktoś pokusi się o taki zabieg :-) Pozdrawiam serdecznie!

    1. Janek

      Pisanego przez prokuratora nie znam, ale za to jest na pewno jeden który pisze dziewczyna komornik ! :)
      Dopóki będą blogi to będą merytoryczne i byle jakie, będą lepsze i będą gorsze, będę ciekawe i nudne. W sumei sam nie wiem do jakich zaliczyć Tramwaj :D

  21. Ja co prawda nie będę się ograniczać jeśli chodzi o polskich autorów, ale do listy mogę dodać: wspomnianego Rafała Dębskiego, Marcina Przybyłka, Karolinę Jankowską, Marcina Brzostowskiego, Aleksandra Kowarza, Martę Guzowską, Agnieszkę Krawczyk, Mariusza Zielke, Jarosława Prusińskiego, Ewę Formellę, Tomasza Graczykowskiego – jeśli już podejmują dyskusje to zawsze na poziomie.
    Z podanych przez Was mogę potwierdzić panią Saszę i Panią Kasię, z którymi miałam przyjemność „pracować” ;)
    pozdrawiam ciepło!

    1. Janek

      Wychodzi na to, że jest co czytać. Tylko ja ten niedobry, że się odezwałem wypuścić listę ;)

  22. Ja dodaję Elżbietę Cherezińską. Pisze genialne powieści historyczne, których na naszym rynku jak kot napłakał.

    1. Janek

      Musze ją w końcu przeczytać.

      1. Przeczytaj, naprawdę warto :-) Tylko dużo tego jest… No i są elementy „fantastyki” ;-)

  23. Problemem Konrada T. Lewandowskiego jest to że mając osobowość bardzo ekspansywną i indywidualistyczną nie bardzo umiał się dostosować do otoczenia. Nie łapał prostych zasad komunikacji – wolał zawsze mówić niż słuchać. Czasem w ogóle nie był w stanie słuchać. Co gorsza nie chwytał że rozmówcy przy stole niekoniecznie chcą gawędzić o filozofii. Nie wyczaił że czasem zbierają się ludzie którzy nie widzieli się od miesięcy i że każdy przy stole ma swój limit czasu – nikt nie powinien monopolizować całej dyskusji tylko dla siebie. Zwłaszcza jeśli przyszedł ostatni i się dosiadł. Taka prosta sztuka konwersacji, której każdy uczy się w domu, nas potkaniach rodzinnych, w szkolnej stołówce.
    *
    Gdzieś od końca lat 90-tych polski fandom go izolował, marginalizował a często i okazywał niepotrzebnie złośliwości. Rósł zastęp ludzi których KTL zwyczajnie irytował. W którymś momencie KTL zaczął reagować hejtem, Potem coraz większą agresją werbalną, wreszcie zatracił podstawową w naszym świecie umiejętność odróżniania przyjaciół i sojuszników od przeciwników. Pogrążył się w świecie urojonych wrogów, zaczął węszyć nieistniejące spiski. No i w efekcie po kilku latach narastających spięć został definitywnie wysadzony z naszego pociągu – tzn przestano go zapraszać na imprezy branżowe. Powyrzucano go też praktycznie ze wszystkich branżowych z list dyskusyjnych. (w archiwach tychże list można sobie prześledzić jak dyskutował, jaki poziom kultury prezentował i za co go wybanowano). Najwyraźniej nie jest w stanie tego przeboleć – ale powrotu nie ma i już nie będzie miał.
    *
    Co więcej nie zdaje sobie chyba sprawy z bardzo prostej rzeczy. Na pocz lat 90-tych były 3 liczące się nazwiska w polskiej fantasy: Lewandowski, Kres i Sapkowski. (w tej kolejności!). Sapkowski także dzięki licznym przyjaźniom i pewnym układom towarzyskim skoczył bardzo szybko i wysoko. Kres się wypisał i odwiesił lutnię na kołek. Lewandowski pisywał regularnie, wydawał książki w firmach krzakach, kasy z tego specjalnie nie było bo też i nikt nie dbał o dystrybucję. W efekcie kilkanaście (!!!) opublikowanych książek nie zbudowało Mu nie tylko kariery, ale żadnej liczącej się pozycji. Jeśli porównam karierę moją i Jego – zaczynał z o wiele lepszej pozycji. Tylko nie trafił na odpowiedniego wydawcę. A wyciągniętą rękę odtrącał. I chyba nigdy nie dopuścił do siebie świadomości jakie były przyczyny tej przegranej.
    *
    W efekcie błędów własnych, przesadnej reakcji otoczenia, odrzucania dobrych rad, obrażania nielicznych życzliwych mu ludzi zapiekł się w frustracji i efekt jest jaki jest. Zawsze twierdziłem że potraktowano go źle. Ale i z drugiej strony – w moim odczuciu ciążko na to zapracował. Smutne memento dla nas wszystkich.

    1. I kropka. Nie ma co więcej dodawać i budować dalej tej fali nienawiści, która napędza się obustronnie. Dostaliśmy komentarz, który powinien sprawę zamknąć.

    2. Janek

      Panie Andrzeju dziękuję za komentarz. Prosiłbym jednak zrozumieć, że nie ośmieliłbym się napisać mojej dziesiątki, gdyby nie głosy, że KTL nie jest odosobniony w swojej werbalnej agresji.
      Obiecuję również, że nie będę ciągnął tematu, choć spokojnie zebrałaby się druga dziesiątka, albo i setka ;)

      1. Ja bym jeszcze radził omijać p.Sapkowskiego – zwłaszcza jeśli się lubi Jego prozę. Kontakt z Nim powoduje pewien dyskomfort i dysonans poznawczy.

        1. Janek

          Byłem raz, zobaczył przebijającą pieczątkę ekslibrisu i z szyderstwem zapytał z jakiej biblioteki ukradłem książkę, to był mój ostatni raz.

    3. Przewodas

      Pilipiuk, odpieprz się!
      Przez 8 lat słuchałem w kółko tych samych twoich opowieści:
      a/ o rewolwerze pradziadka (raz na miesiąc)
      b/ o rzyganiu przez szkolne okno po klasówce z polskiego (co kwartał)
      c/ o przeczytaniu wszystkich książek w szkolnej bibliotece, za co zostałeś ukarany przez polonistkę (co miesiąc)
      d/ o chwalebnej służbie twojego pradziadka w carskiej Ochranie (co dwa tygodnie)
      Więc każdy by ześwirował.

      1. Hej! Ale ja nie znam tych opowieści (przynajmniej nie wszystkich)! Być może gdzieś w mediach krążą, ale nie miałam okazji na nie natrafić. Chętnie posłucham (poczytam). Niektórzy pewnie też, nawet jeśli mieliby to robić nie po raz pierwszy. Panie Andrzeju – może jakaś opowieść dla tych, co jeszcze nie ześwirowali?

        1. Przewodas

          Może o tym jak umówiliśmy się na pędzenie bimbru i AP zapomniał zacieru…?

          1. Ale co Pan próbuje osiągnąć tymi komentarzami? Proszę spróbować wejść z nami w jakąś normalną rozmowę, bez prób ośmieszania kogokolwiek, bo, na moje oko, nie ma Pan tu wrogów :)

            1. Przewodas

              Reaguję szyderą na protekcjonalny ton.
              Andrzej Pilipiuk przez całe lata 90. robił w branży za kompletnego frika (i był nim, szczerze mówiąc), którego ja jeden traktowałem życzliwie. W zamian, kiedy wreszcie do niego uśmiechnęło się szczęście, w ramach wdzięczności zaczął mi robić kolejne świństwa. A teraz jeszcze wchodzi w buty moralnego autoryteta i rozsiewa po sieci powyższą teoryjkę na mój temat, zapominając choćby o tym, że banów w tych samych miejscach nałapał tyle co ja.
              Czemu zaś on odniósł większy sukces ode mnie? – Miał więcej szczęścia, nic więcej.
              Od początku lat 90. na polskim rynku książki dominowały kryzysy – najpierw zalew tłumaczeń zachodnich, kiedy w ogóle nikt nie chciał drukować Polaków, potem kryzys przełomu wieków (i czekanie aż tytuł trafi na tanią książkę) i teraz kryzys nadprodukcji książek.
              Pomiędzy nimi były trzy krótkie okresy koniunktury – powrót mody na polskich autorów, związany z sukcesem Sapkowskiego (1997-98), fenomen „Fabryki Słów” (2004-2005) i renesans polskich kryminałów (2007-2009). Na własny użytek nazywam te okresy „chwilami kiedy winda jechała w górę”. Na pierwszą windę się nie załapałem, bo za mało piłem z Kowalskim z Supernowej (dlatego Dębski, a nie ja), z drugiej windy wypchnął mnie sam Pilipiuk swoimi intrygami (i teraz się wybiela), na trzecią się załapałem (cykl o Drwęckim). Niestety, na początku 2010 w grupie Publicat miała miejsce noc długich noży i całe Wydawnictwo Dolnośląskie zbiorowo złożyło wypowiedzenie i założyło Bukowy Las, ja pozostałem uwiązany umowami jako wraży autor anciene regime. Moja dobra passa (8 powieści) padła ofiarą rozgrywek, na które nie miałem żadnego wpływu.
              Poza tym produkcja czytadliny dla minogów nigdy nie była moim życiowym celem.

              1. Teoryjka na Pana temat, jaką wysnuł tutaj Pilipiuk, czy była prawdziwa, czy też nie, na pewno postawiła Pana w lepszym świetle, niż sam się Pan ostatnio stawia. Myślę, że ci, którzy mieli okazję ją przeczytać, popatrzyli na Pana o wiele łagodniej, niż bez tego komentarza. Pan teraz mówi o intrygach Pilipiuka a my, czytelnicy, nie możemy tego w żaden sposób zweryfikować. Dlatego nie warto jest tego wyciągać i prać publicznie brudów. Protekcjonalny ton, który Pan zarzuca Pilipiukowi, nie działa na Pana niekorzyść. Próby ośmieszenia kogokolwiek sprawiają, że zaczynamy patrzeć na Pana jak na niewychowanego buraka, a coś mi mówi, że Pan taki nie jest. Że to maska. Ktokolwiek zawinił i sprawił, że słupek popularności nie wzrósł o tyle, o ile Pan by sobie wymarzył, ten ktoś już swoje zrobił. Teraz Pana kolej. Na zrehabilitowanie się i pokazanie, że jest wartościowym pisarzem i człowiekiem.
                Jeszcze kilka dni temu, gdy przyglądałam się historii niepochlebnej recenzji i „dialogu”, jaki wywiązał się między Panem a blogerami, powiedziałam, że szkoda mi czasu na kiepskich ludzi, choćby nie wiem jak dobre książki pisali. Powiedziałam to mając na myśli „Perkalowy dybuk”, którego jeszcze nie czytałam, a który czekał w kolejce do recenzji, bo znalazł się na półce w moim domu. Dzisiaj myślę inaczej. Pan chyba faktycznie się po prostu zgubił, ale głupim człowiekiem nie jest. Proszę nie dać się ponosić emocjom, bo bywają one zgubne. A „Perkalowy…” przeczytam, bo wierzę, że znajdę w nim coś wartościowego.
                Pozdrawiam Pana serdecznie i życzę sukcesów.
                Szczerze.

                1. Janek

                  Szkoda, że nie da się tu wcisnąć „Lubię to”
                  Świetna wypowiedź.

                  1. Dziękuję. Po prostu staram się całą sytuację ocenić obiektywnie.

                2. Przewodas

                  Jestem autorem publikującym systematycznie od 24 lat. W sieci można znaleźć bodaj ze 20 wywiadów, które udzieliłem. Artykułów, recenzji, felietonów multum… Zatem wybaczy Pani, ale wyrabianie sobie opinii na mój temat na podstawie scysji sprzed dwóch tygodni pachnie hm… odkrywaniem Ameryki w XXI wieku (że wyrażę się tym razem delikatnie w ramach ćwiczeń stylistycznych).
                  Cudza ignorancja mnie do niczego nie zobowiązuje, ale zaszczycony jestem niezmiernie łaską, że zapoznawanie się z 5-tomowym cyklem zacznie Pani wielkodusznie od 4 tomu…

                  1. Drogi Pani, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to 4. tom. Ale taki posiadam, innych nie. Widocznie bardzo zależy na tym, żeby mnie zniechęcić. Niestety, Pana żale mało na mnie działają.
                    Jeśli chodzi o wywiady, to może i one sobie istnieją. Ale wywiad to co innego niż emocjonalna reakcja. Ona pokazuje człowieka. Może to Pan nazywać sobie ignorancją, że z 20 wywiadów ja przeczytałam dwa, może trzy. Po prostu nie mam potrzeby biegać po sieci i innych mediach, żeby zdobyć wszystkie informacje na temat kogokolwiek. Opisuje to, co widzę.
                    A Pan wyraźnie faktycznie lubi podgryzać ludzi, którzy w sposób delikatny starają się powiedzieć to, co powinni zwyczajnie wykrzyczeć: więcej luzu w du…e!

                    1. „… bardzo zależy Panu na tym…” – przepraszam za niedopatrzenie.

                  2. Przewodas

                    Może jednak trochę pomogę. Tu grzeczny wywiad dla pensjonarek:
                    http://kulturownia.pl/artykul/index/id/1279
                    A to projekt mojego życia:
                    http://www.youtube.com/watch?v=yhK1IOy267Q
                    A tu ja w wersji Autorytet dla Młodzieży:
                    http://www.youtube.com/watch?v=sdUb2NdYDIM
                    http://www.youtube.com/watch?v=xyxxndEPHWo
                    Natomiast fakt, że pozwalam sobie włazić na głowę, to inna bajka.

                    1. Przewodas

                      Miało być „nie pozwalam”, freudowskie przejęzyczenie…

                    2. Przewodas

                      Jeżeli zaś dla oszalałych grafomanek z blogosfery książkowej okazanie minimalnego szacunku dla mojej pracy i dorobku jest za trudne, to będziemy dalej załatwiać tę sprawę świńską nogą… (i grubym słowem)
                      http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/838489,konrad-t-lewandowski-mozna-nazywac-mnie-chamem.html

                    3. No nie wiem jak inne oszalałe grafomanki, ale ja, proszę być łaskawym to zauważyć, od rana nic innego nie robię, tylko piszę, że nie wierzę w to, że jest Pan złym literatem czy człowiekiem.
                      A wywiad oczywiście przeczytam, bo, wbrew Pana opinii, ignorantką nie jestem.

                  3. Konradzie – patrząc obiektywnie:

                    Ja swoją postawą doprowadziłem że ludzie najczęściej uważają mnie za sympatycznego świra. Jest też mniejszość która patrząc głębiej docenia moją pracę dla środowiska, badania i publikacje regionalistyczne, pomoc świadczoną początkującym pisarzom etc.

                    Ty swoją postawą stworzyłeś sytuację że ci sami ludzie uważają Ciebie za paranoika,niesympatycznego, potencjalnie groźnego świra, frustrata leczącego obsesje w wirtualnej przestrzeni, gbura, często wręcz chama obrażającego kobiety (i nie tylko kobiety) na forach.

                    Nie jest to efekt spisku, propagandy nielicznych wpływowych wrrrogów – ale powszechna opinia bardzo różnych ludzi o bardzo różnych światopoglądach.

                    Literatura? To się przekłada. Po książki człowieka który jest postrzegany jako sympatyczny ludzie sięgną częściej. Podobnie sięgną chętniej po książki człowieka który zrobił na nich dobre wrażenie na imprezie branżowej. Na imprezie na którą organizatorzy nawet Cię już nie zaproszą – pomni wcześniejszych wyskoków. Smutne.

                    Ja wszędzie jestem mile widziany. Ot w tych Katowicach które przywołujemy blogerzy których tak tu z zapałem opluwasz przytulili mnie na godzinkę u siebie w sali i zaproponowali herbatę z termosu. Było miło i mi i im.

                    Ty wybierasz inną postawę: nie pospolitujesz się z minogami. Jakby Cię zaproszono na targi stałbyś godzinę przed Spodkiem sam i bez herbaty. To jest twój problem: sam bez chwili przerwy robisz wszystko by stawiać się za drzwiami.

                    Mi w podobnej sytuacji powiedzą – Panie Andrzeju, co pan będzie tu sterczeć, włazimy zaraz wejściem służbowym, zapraszamy, będziemy zaszczyceni…

                    Problem w tym że nikt patrząc na Ciebie nie powie:

                    Oooo… Przed drzwiami stoi ten Wielki Przewodas, otoczony pustką która wynika z pełnego szacunku dystansu, a zimny wiatr owiewa jego genialne czoło.

                    Konradzie:

                    Ad meritum: Było kilka jak to określiłeś „wind”. Do tej którą jadę ja zaproszono Cię dwukrotnie. Wydziwiałeś że w windzie nie ma czerwonego dywanu, majstrowałeś przy przyciskach, wkurzałeś windziarzy – no to w końcu sorry, pojechaliśmy bez Ciebie.

                    Ja bym wolał żebyśmy jechali razem – ale to był Twój wybór i Twój osąd sytuacji. Zatem dumnie i z poczuciem zwycięstwa drałuj po schodach…

                3. Jestem świeżo po lekturze serii o Drweckim (muszę się przyznać, że paradoksalnie, sięgnęłam po całej tej aferze z krzyczeniem na blogerów, by się przekonać jak pisze gość, którego mam za chamidło i frustrata.) No i muszę przyznać, że Drwęcki mnie zachwycił, zwłaszcza Magnetyzer, to jest taki rodzaj pisania, jaki szczególnie lubię, erudycyjny, bawiący się językiem, klimatem, postaciami literackimi na równi z fikcyjnymi. Bardzo żałuję, że nie ma więcej książek z tej serii.
                  Szczególnie mi się spodobało, że w każdym tomie autor mierzy się z inną kulturą i innym dialektem, gwarą. Sama miewam takie ciągotki, więc zazdroszczę autorowi, bo dobrze mu to wyszło (może do poznańskiej bym się ciut czepiała, ale tylko odrobinę). Zaczynamy od Warszawy i gwar warszawskich, by w kolejnym tomie przenieść się, ta joj, aż do Lwowi, dalej do Poznania, tej, potem wchodzimy między Żydów i w zabłocone zaułki Łodzi, by w końcu wylądowac na Ślunsku nad talerzem ajntopfu.
                  I wobec czegoś takiego gotowa jestem autorowi wybaczyc nawet ewentualne niespójności w wątku kryminalnym (nie wiem czy były, w pewnym momencie w „Śląskim dziękczynieniu” mam wrażenie lekkiego pogubienia, jakby coś „nie stykało” ale nawet nie chce mi się tego analizowac, tak jestem zauroczona klimatem. Nawet lekko przenoszoną ciążę Marysi i noszenie jej jak poduszki, bez wielkich sensacji – wybaczam, bo to w końcu był przedwojenny materiał ;))
                  Żałuję więc że dobra passa się skończyła i jakoś się nie zanosi na kolejne przygody Drwęckiego (gdyby miało się „zanieść” to już czekam w kolejce)
                  Wychodzę z załozenia, że nalezy oddzielić dzieło od autora i nie oceniać ani autora przez pryzmat dzieła ani dzieła przez pryzmat autora. Nawet jeśli autor jest najlepszym z ludzi, chodzącą świętościa i supermenem w jednym, ale pisze grafomanię, to piszę grafomanię i to jest bezdyskusyjne. Albo coś jest dobre literacko albo kiepskie.
                  A z drugiej strony moze byc ostatnim chamem, jesli pisze dobry tekst, to ten tekst jest dobry, takim pozostanie i samego autora przeżyje a moze i nawet go obroni, kiedy wymrą ci, co go znali osobiście. :)
                  Wiem ze piszę truizmy, ale tak mnie naszło na refleksję podczas czytania tej arcyciekawej dyskusji.
                  Aha, sama na blogerów chyba nie krzyczę, konstruktywną krytykę sobie cenię, ale GDYBY mi któryś zrobił spoiler, to zamiast krzyczeć wolałabym cichutko poderżnąć gardziołko ;) Albo obciąć paluszki, by się klawiatury więcej nie tykały.
                  Pisanie opinii to też sztuka i tak samo jak wśród autorów zdarzają się grafomani i geniusze – tak jest i wśród blogerów książkowych. Są „recęzje” tak beznadziejne, że ich nawet grafomanią nazwać nie można i są absolutnie genialne. Oraz cała reszta pomiędzy ;)
                  Ale o tym dyskutowaliśmy na FLK w Siedlcach, więc się nie będę powtarzać :)

                  1. Janek

                    Jestem zdecydowanym zwolennikiem oddzielania autora od jego twórczości, ale wydaje mi się, że Pan Lewandowski odrobinę przesadził. Prosiłbym na zerknięcie na kilka komentarzy Andrzeja Pilipiuka, jasno z nich wynika, że KTL to jeden z najbardziej utalentowanych pisarzy swojego pokolenia, który miał trochę pecha, a trochę sam zapracował na mniejszy sukces niż powinien.

                    1. Tak, zgadzam się, że KTL to jest ten wyjątek, który potwierdza regułę :)

                    2. Z tym „jednym z najbardziej utalentowanych…” to teza trochę dyskusyjna. Huberath, Ziemiański, Grzędowicz – to jest pierwsza liga tego pokolenia. KTL był jednak jednym z 3 pierwszych liczących się pisarzy którzy uprawiali u nas fantasy.
                      *
                      Z racji tego powinien być w środowisku powszechnie szanowanym klasykiem. Ten powszechny szacunek powinien być platformą do dalszych sukcesów towarzyskich, finansowych, wydawniczych, organizacyjnych. Niestety zamiast dostojnego starca w śnieżnobiałej todze i z wieńcem laurowym na skroniach mamy khm…
                      *
                      W kategorii pecha trzeba rozpatrywać całą polską fantastykę lat 90-tych. Tu pecha mieliśmy absolutnie wszyscy. Pecha do wydawców. Pecha do rynku. Pecha do prasy i mediów. Z drugiej strony – postulowałem wówczas zrobienie ściepy i założenie własnego wydawnictwa na zasadzie spółki akcyjnej. Ten pomysł olano. A czas był po temu dobry – co pokazują sukcesy tych którzy poszli tą ścieżką.
                      *
                      Nawiasem mówiąc nasz drogi-nieobecny w tych siermiężnych latach 90-tych publikował dość regularnie choć w wydawnictwach które khm… nie miały dobrej opinii.
                      *
                      Na pocz. XXI wieku sytuacja się zmieniła. Pojawiła się wspomniana winda w postaci „Fabryki Słów” i „Runy” padł „Fenix” ale na jego miejsce weszło SFFiH. Przewodas strzelił dzikiego focha wobec „Fabryki”. Dostał drugą szansę i strzelił jeszcze dzikszego focha (choć jest zdaje się szczerze przekonany że to ja zrobiłem jakiś spisek)(a po jaką niby cholerę!?). W międzyczasie obraził masę ludzi w tym szefową „Runy”. Czym zatrzasnął sobie drzwi do jedynych dwu liczących się wydawnictw branżowych oraz spalił mosty do tych drzwi wiodące.
                      *
                      Kryminałów o Drewęckim przeczytałem półtora. Widywałem je później w jatkach z tanią książką – ale mimo bardzo przystępnej ceny za 5-ciopak nie zapałałem chęcią uzupełnienia księgozbioru. Przeczytałem początek dzieła „Diabłu ogarek” i też rzuciłem ze wstrętem. Dlaczego? Mimo zaszłości i animozji nie raziła mnie postać Autora. Raziło mnie nieustanne bratanie się bohaterów z szumowinami.
                      *
                      Powiedzmy sobie szczerze – dorobek Autora skupiony w postaci serii o jednolitej szacie graficznej, wydawanej konsekwentnie przez jednego wydawcę, przy zapewnieniu sensownej redakcji i właściwej dystrybucji mógłby stanowić taran do podboju rynku. Seria taka przy życzliwym wsparciu branżowych mediów, ludzi z grup dyskusyjnych i blogerów książkowych pozwoliłaby Przewodasowi zająć należne mu miejsce w środowisku. Może nie tron po sapkowskim ale fotel wojewody.
                      *
                      Wściekły atak na wszystkich, obrażanie ludzi życzliwych i przyjaźnie lub neutralnie nastawionych, odreagowywanie frustracji oraz krzywd tak rzeczywistych jak i urojonych, szczeniackie epatowanie chamstwem i agresją niestety wyniosło zasłużonego Pana Autora poza nasze boisko – nawet nie na ławkę karną tylko jeszcze dalej.
                      *
                      Smutne to wszystko.

              2. ja by to elegancko skomentować? O już wiem:

                POMIDOR! ;)

                1. Janek

                  Panie Andrzeju pod wpisem o fantastyce lat 90 nie udało się już skomentować. Dziękuję bardzo za tak obszerne wyjaśnienie.
                  P.S.
                  Zaginiona się Panu udała ;)

      2. a) rewolwer zrobił mój dziadek.
        b) rzygałem po odpytce z historii
        c) to była biblioteka publiczna, to nie były wszystkie książki, a ukarała mnie wychowawczyni – rusycystka.
        d) to się zgadza.

        kajam się – faktycznie powtórzyłem te anegdoty kilka razy za dużo i u KTL-a nastąpiło częściowe wyparcie…
        Moja wina…

  24. Blogerzy zastanawiają się nad tym, czy powinni pisać krytyczne recenzje – jeśli mają takie problemy, to niech lepiej się za próby krytyki literackiej nie łapią. Przykro mi to mówić, ale widać wyraźnie, jak wielu wśród blogerów książkowych jest młodych ludzi (bądź też starszych, ale nie posiadających wiedzy na temat rynku książki i jego praw), którzy zwyczajnie boją się mówić, co myślą, jeśli myślą inaczej niż inni. Dla nich pisanie bloga to jakaś zabawa, szansa na zaistnienie. Nie mają szans na bycie dobrym recenzentem, bo zwyczajnie są na to za młodzi (chodzą jeszcze do szkół – średnich, czasem nawet gimnazjów) i nie mają pojęcia o technicznej stronie krytyki literackiej, a tym bardziej o kontaktach międzyludzkich, bo wiedzę o tych dopiero kształtują. Dlatego też często dają się zahukać, zakrzyczeć (na przykład usuwają niepochlebne recenzje, jeśli takowe zamieszczą a autor lub wydawnictwo zacznie się burzyć – niedawno mieliśmy taką sytuację), albo w ogóle nie wypowiadają się źle, bo się boją. Mówić źle też trzeba umieć. A potem trzeba umieć reagować, aby nie nakręcać siebie i autora, który w najdziwniejszy sposób może zareagować na słowa krytyki. Czy pisać krytycznie, negatywnie, jeśli jest taka potrzeba? Przepraszam, nie rozumiem pytania – dla mnie to oczywiste. PS Nie uważam się za dobrego krytyka, ale przynajmniej wiem, jak krytykować w sposób odpowiedni merytorycznie i odpowiadać na zarzuty niesprawiedliwości. A każdemu recenzentowi na dzień dobry polecam trochę literatury fachowej, żeby przynajmniej wiedzieli, jak recenzować (Markiewicz, Bachtin, Potocki, Estreicher, „Krytyka Literacka”).

    1. Dokładnie tak! Krytykować trzeba umieć, nie tylko w tekście :) Jeśli potrafimy komuś zwrócić uwagę pozablogowo, to jesteśmy na najlepszej drodze do poprawnej krytyki literackiej. I jeśli taki tekst popełnimy, to należy też przyjąć spokojnie na klatę krytykę (w końcu my sami komuś coś wytykamy). I zgodzić się na to, że mogliśmy sami czegoś nie zrozumieć, wkurzyć się na coś z powodu zbyt małej wiedzy (na przykład nie zaczaić ukłonu twórcy w stronę innej książki). Pozostaje pytanie – czy w przypadku blogera, który pisze prywatnie, jest w ogóle POTRZEBA pisania krytycznych tekstów? Nie jest to kreowanie się na nie wiadomo jaką wyrocznię literacką? To cacy, to be, tego nie musicie czytać i ja wytłumaczę czemu?

      1. A czy zamieszczanie samych pozytywnych recenzji nie ma w sobie czegoś z wyrokowania co jest cacy a co be? Krytyka jest ważna, ale przede wszystkim dla krytykującego. Jak coś mu się nie podoba, to niech umie to nazwać i poprzeć argumentami. Niech się rozwija, nie poprzestaje na stwierdzeniu: przeczytałem 50 stron, to jest do dupy, dalej nie czytam. A jeśli pisarz uważa, że recenzent czegoś nie dostrzegł, nie zrozumiał, nie docenił, to powinien on podjąć z nim dialog celem wyprowadzenia go z błędu.

        1. hm, ja podchodzę do tego tak: opowiadanie o rzeczach, które są fajne nie dzieli na cacy i be. Tak samo jak mówienie tylko o fajnych białych ludziach nie sprawi, że jest się rasistą, dopiero dodanie negatywnych opinii o czarnych to sprawi. Absolutnie się zgadzam z tym, że krytykować trzeba umieć. I owszem, należy się tego uczyć. Ale tego należy się nauczyć w kontaktach z ludźmi, a nie krytykując książki, bo potem jest pisk, że przyszedł zły autor i nakrzyczał.

          Mam wrażenie, że pisanie recenzji krytycznych służy jedynie wywołaniu polemiki czy szumu. Krytyka na moim blożku ani nie zniechęci tego człowieka do pisania, ani nie obejdzie wydawcy i – co najgorsze – może sprawić, że ktoś, komu by się książka spodobała, po nią nie sięgnie i być może ominie go naprawdę fajna przygoda.

          1. Tak, przekonałaś mnie w kwestii tylko pozytywnych recenzji. Poza tym także uważam, że sztuki krytyki należy uczyć się w kontaktach z ludźmi. I także zauważam, że niektórym zależy przede wszystkim na szumie. Ja staram się zawsze znaleźć w książce jakieś mocne strony, a jeśli się nie da, to wyszukuję grupy odbiorców, którym książka może się spodobać (Jak przy książce „Battlefield. Odliczanie do wojny”, która dla kogoś,kto ma jakiekolwiek pojęcie o militariach i wojskowości będzie totalnym gniotem, ale miłośnikowi gier-strzelanek, który czasem odrywa się od monitora, powinna się spodobać). Myślę, że zasady recenzowania, bez względu na to, czy chodzi o recenzję pozytywną, czy negatywną, są dwie: po pierwsze – trzeba oceniać zawsze w zgodzie z własnym sumieniem, nigdy zaś strać się poprzez recenzję osiągnąć jakiś cel (przypodobać się komuś, albo wywołać burzę); po drugie – trzeba zawsze szanować drugiego człowieka.

            1. A Ty z kolei przekonałeś mnie do recenzji negatywnych na blogu. Cukiereczkowanie li tylko jedynie może stworzyć pozory, że autor zawsze słodzi wydawcom, a uczciwa, sensowna krytyka i przemyślenia to cenny nabytek i pokazuje klasę piszącego, gdy jest robiona z głową i z szacunkiem.

              1. I bardzo przepraszam za pomylenie płci!!!

                1. Nie ma za co, nawet tego nie zauważyłam! Nick może zmylić, ale mi to nie przeszkadza, wszystko mi jedno (żeby nie było: nie, nie mam problemów ze swoją tożsamością :) Po prostu nie zwracam uwagi na takie szczegóły, jak to mówią: ważne, żeby zdrowe było).

              2. Cieszę się, że i ja Ciebie do czegoś przekonałam. To się nazywa polemika, pięknie nam to wyszło!

    2. Janek ma zadziwiający talent do przyciągania do swoich wpisów bardzo rozsądnych ludzi. Wasza dyskusja (polemika?) jest naprawdę na poziomie.
      Co prawda, tu zarzut, zrobiłyście to dziwnie, bo co tu dużo mówić, z racji zasubskrybowania (wiem, dziwne słowo ;-)) komentarzy czytałem Wasze wypowiedzi nie zdając sobie sprawy, że rozmawiacie wielowątkowo ;-).
      Może to i będzie naiwne co powiem, ale myślę, że najważniejsze jest, żeby piszący (wypowiadający się) o książce pisał szczerze. Jeżeli ktoś twierdzi, że pisze obiektywnie, to przepraszam, ja się wycofuję. Bo pisanie szczere to nie hejt! Naiwne? Być może.

      1. Dziękuję, miło być nazwanym rozsądnym.

        Najgorszą opinię można tak ubrać w słowa, aby nikogo nie urazić – w tym cała sztuka. A hejtowanie to, w mojej opinii, oręż niedowartościowanych ludzi.

        1. Janek

          Hejtowanie przecież jest takie łatwe, wystarczy napisać blogerzyna i jego blogasek, a już niektórym poprawi się nastrój :)
          Tak jak nie można wrzucać pisarzy do jednego worka tak blogerów nie powinno się widzieć jako jednorodnej masy.

      2. Autor bloga na poziomie, to i przyciąga :) A tak na poważnie, dziękuję za komplement. Dziwnie wyszło, bo w dwóch miejscach się do siebie odnosiłyśmy niemalże równocześnie… Z mojej strony pełen zachwyt, że jeszcze są miejsca w blogosferze, gdzie można spotkać się z dyskutantami na poziomie.

          1. A tak w ogóle, ponieważ nie jestem zbyt aktywnym użytkownikiem blogosfery, przyznaję że na tego bloga trafiłam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Pozdrawiam!

  25. Dodam jeszcze że moje wypociny możecie spokojne recenzować jak komu w duszy gra. Jak się komuś moja proza nie podoba – ubolewam – ale de gustibus…
    *
    Nie bardzo rozumiem przypadki gdy ktoś czyta 6 kolejnych tomów i pisze z każdego recenzję jak mu się okropnie nie podoba – ale wiecie, gender panuje i masochizm jest pełnoprawną orientacją której też trzeba okazać tolerancję. Nie gryzę, nie pluję, chyba że ktoś recenzuje choć nie czytał.
    *
    Fajne recenzje – jak jakieś znajdę alb mi ktoś podkabluje – linkuję na moim blogu. Te niefajne pomijam, (rozumiecie chyba że blog ma głosić moją chwałę?) no chyba że mnie rozbawią.
    *
    W każdym razie nie zaczaję się na żadnego recenzenta z cegłą czy bejsbolem.

    1. Janek

      Panie Andrzeju pana pisarstwo ma ogromną zaletę, jest zachwycająco różnorodne. Zatem choć końcówka „Oka Jelenia” nie przypadła mi do gustu to nieustający zachwyt budzą historie o Skórzewskim i Stormie :)

      1. w 7 zbiorze bezjakubowych (gotowa 1/3) będą co najmniej dwa opowiadania ze Stormem

        1. Janek

          Świetna wiadomość, czekam z niecierpliwością bo znakomicie Panu „wyszli” ci dwaj panowie

      2. Mnie całe „Oko jelenia” przyniosło niezwykle dużo przyjemności, na każdy kolejny tom czekałam z niecierpliwością, bo wiedziałam, że to będzie dla mnie czas czystej, niezmąconej niczym rozrywki. I od czasów lektury moim największym marzeniem jest przejść zimą przez Bałtyk, ale takie rzeczy dzisiaj to chyba tylko w książkach :)

        1. W obecnych czasach da się przez zatokę Botnicką – tylko ona w miarę sensownie zamarza… 7 tom „Oka…” chcę za miesiąc oddać.

          1. O! To cenna informacja. Nie! To dwie cenne informacje! I znowu to oczekiwanie…

          2. Janek

            A już myślałem, że to koniec był :)

  26. (a nie mówiłam, że pan Pilipiuk jest mega? :D)
    A tak w ogóle, to nie za bardzo rozumiem sens pisania negatywnych recenzji na blogu, który przecież jest prywatną sprawą, nikt kontraktu nie podpisuje, nie płacą nikomu za to. Napisanie negatywnej recenzji wymaga przeczytania książki, która jest kompletną stratą czasu dla czytającego. To chyba nie problem odłożyć badziew i przeczytać coś fajnego (to tak a’ propos tego recenzenta, co przez 6 tomów brnie i krytykuje co krok)? Dla mnie czytelnik to jakby klient w księgarni – nie opowiadam mu o wszystkich rzeczach, tylko o tych, które mogą go zainteresować. Rozumiem uwagi krytyczne w tekście, bo nie wszystko musi budzić zachwyt, ale prowadzenie bloga to ma być frajda, a nie walka o złoty nocnik, kronikarski obowiązek, żeby przeczytać wszystko i każdą rzecz ocenić. Na Kawie z Cynamonem krytyki jest co kot napłakał, głównie filmów, bo na oglądanie mamy mniejszy wpływ niż czytanie (bo z kina czy seansu z przyjaciółmi to tak głupio wyjść), no i czasu się mniej traci w ogólnym rozrachunku.
    No i tak jak Janek mówi – pisarz też człowiek, bucem być może. Niektórzy moi ulubieni pisarze piszą książki, które mnie niekoniecznie zachwycają, a lektury, które uwielbiam, może napisać kompletny paskud.
    I tylko hejterom, niezależnie z której strony książki siedzą, mówimy NIE.

    1. „No i tak jak Janek mówi – pisarz też człowiek, bucem być może” – to odnośnie tego, że może się „zbucyć” kiedy przeczyta totalny hejt na swój temat.

      1. Mnie do łez rozbawiła recenzja negatywna w której główny zarzut był taki że nie zrozumiałem głębi przesłania zawartego w – zapnijcie pasy – …”Czarodziejce z księżyca” którą ośmieliłem się jednym zdaniem wykpić.

        http://www.empik.com/zaginiona-pilipiuk-andrzej,p1099701999,ksiazka-p

        No i jak tu nie kochać mangowców…
        A poza tym cóż – nie każdemu wszystko musi się podobać. Przykładam informacje o nakładach do zbolałego serca i piszę dalej… ;)

        1. Janek

          Taa, „Czarodziejka z księżyca” jest głęboka jak studnia, na dodatek głębinowa ;)

    2. Moim zdaniem pisanie negatywnych recenzji na blogu prywatnym ma sens. Bardzo rzadko zdarza mi się odłożyć książkę na bok, nawet jeśli jest gniotem, bo chcę mieć pewność, że nagle w połowie nie okazuje się perełką. Poza tym, wiele utworów można zrozumieć i przeanalizować dopiero po pełnej, czasem kilkukrotnej lekturze. Nawet tekst, który od strony stylistycznej leży, może być warty przeczytania, a nawet zrecenzowania. Nie czuję się w obowiązku przeczytać wszystkiego, ale też nie wiem, czy pisanie bloga recenzenckiego sprawia mi frajdę. Piszę go, oczywiście, z własnej woli, ale raczej nie dla zabawy, ale jako forma myślowej gimnastyki.

      1. Widzisz, Ty do czytania podchodzisz poważnie, „z misją” (mój mąż ma podobnie, co jest godne podziwu, ale kiedy patrzę, jak się męczy, bo musi przeczytać, to mi źle we wszystko). Ja z kolei nie wierzę, że coś cennego i wyjątkowego znajdę tylko w tym i konkretnie tym utworze – jest zbyt dużo książek, żeby to było prawdopodobne. Równie dobrze mogę znaleźć podobne treści w czymś, co będzie łatwiej dla mnie strawialne, inaczej podane. Czy coś tracę? Owszem. Ale tak samo tracę gdy nie przesiaduję z wszystkimi ludźmi w okolicy po kilka godzien dziennie w nadziei, że mi coś interesującego powiedzą. Zbyt mało czasu, za dużo ludzi… i książek. Tak samo traci ten, który nie grzebie nosem w każdym centymetrze kwadratowym piasku, tylko eksploruje plażę. Nie zobaczy wszystkich kamyczków i muszelek, ale doświadczy plaży w inny sposób. Czy gorszy?

        Każde pisanie i upublicznianie jest dla frajdy. Nie czarujmy się. Nawet gdy piszesz do szuflady, robisz to dla frajdy. Gdyby nie było to przyjemne, nie robiłbyś tego tak często, nie odczuwałbyś przyjemności z procesu tworzenia, czytania tekstu. Pisanie tekstów opiniotwórczych jest głaskaniem swojego ego (czcijcie mnie, mam długopis!). Powodem do dumy. I doskonale, bo to nasze niezbywalne prawo! Robimy coś dobrze, to super. Grunt to nie popaść w samouwielbienie i przekonanie, że „mam prawo krytykować co mi się podoba, bo jestem taki piękny i mam wspaniałe mięśnie”.

        1. No tak, podchodzę do tego wszystkiego poważnie, chyba zbyt poważnie. Ale sprostuję, bo z mojej wypowiedzi wynika, że czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. A to nie prawda, nawet kilka dni temu powiedziałam, że mam tylko jedno życie (ależ odkrywcze, prawda?) i nie mam czasu na czytanie złych książek. To prawda. Dlatego książki wybieram bardzo starannie, ale kiedy okaże się, że dokonałam złego wyboru, nie wycofuję się, czytam dalej ponosząc konsekwencje swojego wyboru (nie wiem, skąd we mnie ta masochistyczna tendencja, zupełnie jakby odłożenie kiepskiej książki miało skutkować trądem lub gradobiciem…).

          Czy pisanie zawsze odbywa się dla frajdy? Wątpię. Dla ego – owszem. Mam ogromne ego (skłamałabym mówiąc, że się tego wstydzę), faktycznie wiecznie podjudzam, a to nowym tekstem w szufladzie, a to nową recenzją. Ale nie powiem, żeby pisanie (prozy w moim przypadku, i nie mówię o recenzjach), było przyjemne. Wielu pisarzy mówiło o tym, że pisanie przynosi im ból, jest trudne, że wręcz nienawidzą tego przymusu pisania. Grafomania to straszna upierdliwość, tak dla czytającego, jak i dla piszącego. Recenzje czasem piszę dla frajdy. Do szuflady piszę, bo mi właśnie ego każe. A jak jest szczególnie głodne, to wyślę gdzieś jakiś tekst. No cóż, ego to żarłoczna bestia, która lubi nas mamić i gubić.

          Mięśni nie mam… Piękno? Chyba w środku :) A tak na poważnie – właśnie o to mi chodzi – krytykujmy, ale nie dlatego, że nam wolno, ale dlatego, że naprawdę mamy coś do powiedzenia.

          1. O, no proszę, ja zawsze mówię, że mam ego większe, niż biust (na żywo robi to większe wrażenie). Lubię moje ego. A nawet najciężej płodzone teksty prędzej czy później sprawiają mi frajdę (ponurą satysfakcję, że dałam radę). Rozumiem Twój „masochizm” – w końcu ja czytam do końca książki, które zobowiązałam się zrecenzować, choć czasem mi nie podchodzą. Choć bardzo wolałabym tego nie robić…
            Być może moja niechęć do pisania krytycznych tekstów wynika z przekonania, że ego należy jakoś temperować (kobieta skromną winna być i pokorną).
            I teraz absolutnie nie mogę się doczekać spotkania z Tobą na żywo. Masz „fangrila” w mojej osobie.

            1. Właśnie się zastanawiałam, czy jakieś spotkanie się nam nie szykuje :) Póki co buszuję po Twoim blogu, bo widzę, że tam wiele ciekawych rzeczy się dzieje. A jeśli chodzi o frajdę, to faktycznie – przychodzi po jakimś czasie, właśnie z myślą „podołałam”!

            2. Janek

              Ego robi ogromne wrażenie, ale otwartość i humor chyba jest jeszcze większe :)

              1. Tym komplementem zdecydowanie zachwiałeś proporcje, ego zaczyna wygrywać :P (czy my nie uprawiamy przypadkiem miziania się w komciach? Właśnie odkryłam, że to lubię!). A że komplementy należy odwzajemniać, to ukłon w Twoją stronę również za humor, otwartość i promieniującą życzliwość, które widać też we wpisach. Szacun.

                1. Janek

                  Dobre mizianie nie jest złe :)
                  Raz na jakiś czas i bez przesady nawet wskazane :)

  27. Przewodas

    Wodzu, zaspojleruj im fabuły, napisz w recenzji kryminału kto zabił, a na koniec oświadcz, że to jest twoje zdanie, do którego masz prawo. Zobaczysz jacy staną się mili…

    1. Przewodas

      PS
      No boż ile można powtarzać, że wszystko zaczęło się od spojlera?! I że o spojler tu poszło…
      Ten festiwal bełkotu wynikający z niezrozumienia tak prostego faktu będą kiedyś analizować najtęższe umysły z zakresu psychologii społecznej!

  28. Ok. Wywiad przeczytałam. Świeża sprawa, aktualne tematy.

    Zastanawia mnie jedno: przyznaje się Pan do tego, że czasem coś pochopnie napisze. Że jest chamem. Że zapędza biedne blogereczki w kozi róg (bo się dają). Że część wypowiedzi w tych internetowych dyskusjach stawia Pan pół na serio, pół na poważnie. Nie przyszło Panu do głowy, że to zła taktyka? Że gdyby Pan złagodził wizerunek, to może i więcej ludzi doceniłoby Pana pracę?

    W zupełności zgadzam się z tym, że blogosfera książkowa to dno, w którym przynajmniej połowa blogerów to nastolatki (faktyczne lub mentalne), które nawet nie wiedzą co i o czym piszą (nawet na początku tej dyskusji gdzieś to napisałam). I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie i ja w pewnych oczach (a być może i Pańskich) jestem jedną z nich. Tyle że ja się w kozi róg zagonić nie daję. Dlatego mam nadzieję, że z tej wymiany zdań wyniknie coś dobrego. Nie wiem, czy akurat dla Pana, bo to raczej pisarz ma wpływ na publikę nie odwrotnie.

    Bez względu na to, czy blogereczka się przedstawiła, czy też nie przedstawiła, czy była mądra, głupia, kompetentna, sprawiedliwa, uważam, że nie miał Pan powodu, aby zwrócić się do niej z wykrzyknieniem „wypier…”. Czy dlatego, że to nie przystoi pisarzowi? Nie, raczej dlatego, że to przystoi żulowi pod monopolowym.

    Jestem osobą młodą (liczę niewiele wiosen więcej niż Pana praca pisarska) i nie znamy się, dlatego nie czuję się osobą upoważnioną do prostowania Pana życia (a nawet oceniania, czy prostowanie jest mu potrzebne). Dlatego tylko sugeruję, pytam. Nie jestem żadnym krytykiem, ledwie zwykłym czytelnikiem. Jakieś tam jednak minimalne pojęcie o literaturze mam, dlatego postaram się, jak zawsze zresztą, Pana prace ocenić sprawiedliwie. I ocenić, na tyle, na ile pozwala mi moja skromna wiedza, czy faktycznie jest Pan pisarzem niedocenionym (chociaż już teraz wnioskuję, że tak, skoro prace powierza Panu Narodowe Centrum Kultury).

    Pozdrawiam,
    Sylwia Tomasik

    PS Zleciłam przekopanie księgozbioru u rodziny. Znalazł się „Magnetyzer”. Więc nie będzie czytania od środka.

  29. Przewodas

    Równo 10 lat temu spotkałem w tramwaju oprycha, który najwyraźniej świeżo wyszedł z więzienia i głośno objaśniał wszystkim kobietom w wagonie, że na pewno są k…, bo są za dobrze ubrane. Do mnie zwrócił się per „pedał”. Usłyszał więc malowniczą wolską wiązankę. Wyskoczył z łapami. Dostał w mordę tak, że mu cyngwajsy od zakazanej gęby odpadły. Dodajmy, że miał jeszcze trzech kolegów, więc musiałem jeszcze dołożyć drugiemu, żeby cała paczka nabrała respektu.
    Naprawdę, bardzo Pani życzę, żeby spotykała Pani w życiu więcej takich chamów jak ja. Bo mnie latka lecą i nie mogę już pozwolić sobie na młodzieńczy luksus nie liczenia przeciwników.
    Innym zaś razem byłem świadkiem jak dwie prostytutki pokłóciły się o miejsce pod latarnią i jedna drugiej głośno zarzucała brak kultury. Proszę wybaczyć, ale w taką „kulturę” (obecną też w komentarzach pod blogami) to ja się wkręcić nie dam. Radzę zacząć odróżniać pozory od prawdy. Krytykom to przystoi.

    1. hmmm… jakoś inaczej tę opowieść zapamiętałem. Widocznie skleroza mnie już dopada…

  30. Bardzo ładna historyjka, ale… Pan się dobrze bawi, bo w tej rozmowie wciąż i wciąż wbija kij w mrowisko. Tyle że mrówki już chyba pouciekały, bo nikt się nam nie wcina w tę wymianę zdań. Też się dobrze bawię. Takie już mam zamiłowanie do specyficznych rozrywek.

  31. Przewodas

    Miło, że mrówki zamiast blogować zajęły się wreszcie czymś pożytecznym.

  32. A może właśnie blogują? Tylko z tej rozmowy zrezygnowały?

    1. Janek

      Sylwio przyznam szczerze, że gdyby nie twoja deklaracja, że Cię to bawi, to dawno bym przerzucił wypowiedzi Pana Konrada do spamu ;)

      1. A może lepiej zamiast od razu wrzucać do spamu, spróbować się z kimś porozumieć?

        1. Janek

          Oczywiście że tak, ale albo ja ślepy jestem, albo Panu Konradowi zupełnie na tym nie zależy.

          1. Pewnie, że zależy. Takie próby muszą go niezmiernie bawić.

  33. Przewodas

    Cóż, no to trzeba się ruszyć po zapałki… Blogosfera musi spłonąć!

    1. Janek

      Sugerowałbym podpalać tylko książkowową, pozostała część najpewniej nawet nie wie, że Pan istnieje

  34. Hmm… Początkowo mnie to denerwowało. Ale teraz nawet mnie bawi. Ego rośnie przed monitorem, co? Ale przynajmniej jest Pan stały w swoich deklaracjach.

  35. Przewodas

    Ciekawy paradoks – dorośli ludzie potraktowani poważnie zamieniają się w napastliwych smarkaczy… Zawiść i kompleksy rządzą?

    1. Tym pytaniem retorycznym to Pan dopiero Amerykę odkrył. Zawsze rządziły i rządzić będą. Taka nasza natura.

  36. Przewodas

    Wasza.
    Moja bratnia dusza to Pola Dwurnik. Macie z nią dokładnie ten sam problem co ze mną… (Śmiała się wychylić z tłumu kołtunów.)

  37. Nasza – ludzkości. A jednostki to inna sprawa. Swoją drogą, to żeś nam Pan dopiekł! Nie wiem, czy się po tym pozbieramy… My maluczcy!
    Poza tym, czy my naprawdę mamy z Wami (tymi rzekomo lepszymi) jakiś problem? Problem to ja mogę mieć jak mi na pięcie dziura w skarpecie wyskoczy, nie z ludźmi, którzy są mi obcy i na dobrą sprawę ich istnienie nic nie zmienia w moim życiu.

    1. Janek

      No ja się nie pozbieram, płaczę wieczorami ;)

  38. Przewodas

    Argumencików zabrakło, już tyko beka….
    .
    .
    .
    PS
    A ty Pilipiuk przestań wyjeżdżać publicznie ze swoją fałszywą przyjaźnią. Mam nadzieję, że zaopiekujesz się kiedyś początkującym autorem, który ci za mnie odpłaci.

    1. Credo:
      1) Recenzujcie mnie na blogach śmiało bez obawy że Was zbluzgam.

      2) Jak się Wam nie podoba – piszcie otwarcie dlaczego się Wam nie podoba. (ale i tak będę pisał po swojemu…)

      3) Jak macie naście lat – też mnie recenzujcie – najwyżej będą to pokraczne recenzje – ale z czasem się nauczycie pisać dobre.

      4) jak popiszecie jakieś kompletne bzdury co najwyżej skomentuję to kąśliwie na moim blogu. Jak tam nie zaglądniecie to się nawet nie dowiecie.

    2. Twój problem Konradzie polega na tym że od bardzo dawna nie umiesz odróżniać przyjaciół od wrogów.
      I nawiasem mówiąc masz o wiele mniej wrogów niż Ci się wydaje.
      Niestety przyjaciół masz dziś jeszcze mniej.

      1. Przewodas

        Pilipiuk, jesteś bezczelny, ale rację ci przyznać muszę. Jesteś dowodem, że faktycznie nie umiem odróżniać. Zbyt długo uważałem cię za przyjaciela.

        1. 1) Twoim przyjacielem JUŻ nie jestem. Konkretnie od dekady. (powody znasz – a jak „nie pamiętasz” to sobie doczytaj w archiwum meili). Publicznie nie chcę Ci przypominać.

          2) Do licznego zastępu Twoich wrrrrogów jakoś NIGDY się nie zapisałem (pewnie nie uwierzysz). Nawiasem mówiąc części Twoich starych wrrrrogów też cholernie nie lubię.

          3) Póki się dało usiłowałem Ciebie bronić w dyskusjach fandomowych (też pewnie nie uwierzysz a nie masz już kogo zapytać…) jak poszukasz po sieci coś tam z moich wypowiedzi znajdziesz (zapewne uznasz je za przejaw mojego cwaniactwa i wyrachowania).

          4) Nie organizowałem przeciw Tobie spisków ani nie brałem w nich udziału, nie knułem, nie sabotowałem (na pewno nie uwierzysz). Szczerze powiedziawszy nie mam na to ochoty, nie widzę w tym sensu, nie mam na to czasu i a jak znajdę chwilę to mam znacznie ciekawsze zajęcia. Nie rozpamiętuję uraz. Było, zepsułeś, minęło. Każdy z nas ma swoje życie, każdy idzie swoją drogą. Po co mam Ci podstawiać nogę?

          5) jako doktor filozofii użyj logiki i zastanów się po kiego grzyba byłaby mi potrzebna jakaś wojna między nami. Jakie odniósłbym korzyści etc. I z drugiej strony: pomyśl co bylibyśmy w stanie zbudować gdybyś kilkoma szlakami poszedł razem za mną. Aczkolwiek w przeciwieństwie do Ciebie daleki jestem od rozpatrywania zjawiska przyjaźni jako inwestycji z regularnymi audytami zysków i strat.

          6) Przy okazji możesz zrobić bilans zysków i strat które przyniosła Ci bezpardonowa (i totalnie przegrana) wojna „Przewodas Krwawy sam przeciw wszystkim”. Ja patrząc z daleka łapię się za głowę jak można do tego stopnia wszystko spieprzyć. A zaważ że analizuję wyłącznie twarde fakty i ignoruję plotki które docierają do mnie z Warszawy.

          7) Teraz idziesz na wojnę z blogsferą. (khm…coś jakby nosorożec uganiający się za mrówkami…). Masz widocznie za dużo czasu, albo bardzo Ci się nudzi a nie umiesz sobie znaleźć innej rozrywki poza wkurzaniem ludzi. Zamiast używać choćby w myślach epitetów wolę myśleć że po prostu jesteś chory. Do lekarza nie będę Cię wysyłał bo i tak się nie wybierzesz.

  39. Przewodas

    Szykuję właśnie trzecie wydanie „Mostu nad Otchłanią”, posłałem wydawcy ten sam plik co twojej żonie, poniżej cytuję fragment mejla od wydawcy. To w zupełności wystarczy za cały komentarz do twojego auto-wybielającego wywodu:

    „Konradzie,
    załączam wersję w formacie pdf do Twojej akceptacji – zmian było kilka,
    ze dwie literówki i parę przecinków, jedno powtórzenie chyba – i to
    wszystko, żadnego większego grzebania w tekście nie było, bo nie było
    takiej potrzeby.”

  40. Przewodas

    Osobom niezorientowanym wyjaśniam, że w 2005 roku „Most nad Otchłanią” miała wydać „Fabryka Słów”, a redaktorką była Katarzyna Pilipiuk, żona Andrzeja. Zgłosiła ona do tekstu takie multum poprawek wyssanych z palca lub będących skutkiem niedbałego czytania, że książka kwalifikowałaby się do powtórnego napisania. Kiedy się na to nie zgodziłem, Pilipiukowie wobec wydawcy ogłosili mnie grafomanem, z którym nie da się współpracować i wydawca zerwał umowę.
    Skutkiem tej intrygi zakończona została moja współpraca z „Fabryką Słów” i AP mógł tam brylować niezagrożony przez konkurencję Lewandowskiego.
    A ja sądziłem, że powierzam moją powieść żonie przyjaciela…

    1. Osoby niezorientowane acz mające choćby blade pojęcie o redakcji tekstu odsyłam do pierwszego wydania „Mostu”. Dzięki temu każdy może sobie samodzielnie wyrobić zdanie o jego walorach literackich, pięknie użytej polszczyzny, oraz samodzielnie ocenić czy tekst należało przed wznowieniem zredagować czy nie. Osoby nie mające pojęcia o redakcji też odsyłam do książki.
      *
      Owszem wobec braku możliwości współpracy z autorem negującym zasadność prac redakcyjnych moja Żona rezygnowała z redagowania tekstu. Ja po wymianie hmmm… nazwijmy to „uprzejmości” – podjąłem męską decyzję o rezygnacji z dalszych kontaktów towarzyskich. Wydawca po bezskutecznej próbie zlecenia redakcji 2 kolejnym osobom zrezygnował z planów wydania książki. Liczni świadkowie nadal żyją.
      *
      Nie spiskowałem bo nie było żadnego zagrożenia „konkurencją”. Lata „kaczyzmu” – 2005-2007 były okresem bardzo burzliwego rozwoju „Fabryki Słów” i działano w myśl idei „wszystkie ręce na pokład” – publikowano ponad dwie polskie książki miesięcznie. Poszerzano pulę autorów, dopuszczano wielu debiutantów, szukano kontaktu z autorami milczącymi od lat, do „Fabryki” przechodzili autorzy piszący dla innych wydawców.
      *
      Gdyby istniała minimalna wola współpracy ze strony Konrada T. Lewandowskiego miałby swoje miejsce w stajni i żadne spiski by mu nie zagroziły. Miałby też stabilną robotę na kolejne lata i dekady, możliwość publikacji książek w normalnych terminach, za normalne pieniądze i z zapewnioną normalną dystrybucją. Przy swojej pracowitości zaszedłby szybko bardzo wysoko.
      *
      Konradzie – w swoich dzikich konfabulacjach zapędziłeś się daleko poza granice śmieszności. Co gorsza przypuszczalnie sam głęboko wierzysz z swoją wizję światowego spisku który ma Cię udupić. Rypnij się dekiel i pomyśl czy jest możliwa sytuacja:

      Dwaj dorośli inteligentni faceci czytają Cię od lat, mają wydawnictwo i zgłaszają się do Ciebie bo z własnej nieprzymuszonej woli chcą wznowić wszystkie Twoje dzieła w jednolitej szacie graficznej etc. Do tego planują jeszcze na tym zarobić. Inwestują własną kasę w przepisanie twojej książki (grubej). Dają zaliczkę. Wszystko wskazuje że wierzą w ten projekt.

      Czy odstąpiliby od planów po donosie że jesteś grafomanem!?

  41. Przewodas

    Do niczego nie masz powodu nikogo odsyłać, ponieważ pierwsze wydanie Mostu przeszło głęboką redakcję autorską zanim dostała je twoja żona. A pierwszego wydania też nie muszę się wstydzić. Sam piętrzysz coraz bardziej żałosne konfabulacje i wersje wydarzeń – teraz przybyły „2 kolejne osoby, którym zlecono redakcję”…
    Jesteś i zawsze byłeś żałosnym oportunistą. Mój błąd, że się na tym w porę nie poznałem.

    PS Nie ma spisku, jest świnia-Pilipiuk.

  42. Nie ma spisku – jest chory człowiek który zmarnowawszy największą życiową szansę za wszelką cenę szuka winnego.

  43. Przewodas

    Dobra, uporałem się z fałszywymi zarzutami, teraz pora na fałszywe pochwały, które znalazły się tutaj, żeby uwiarygodnić te pierwsze.
    Zatem kłamstwem AP jest jakoby: „Na pocz lat 90-tych były 3 liczące się nazwiska w polskiej fantasy: Lewandowski, Kres i Sapkowski. (w tej kolejności!).”
    Na początku lat 90. byłem tylko ambitnym debiutantem. Sapkowski był bogiem, a przynajmniej był dla mnie równie nieosiągalny. Lepszy ode mnie był Kres, Grzędowicz, Ziemkiewicz. Zbliżony poziom reprezentował Dębski (Eugeniusz), na plus odstawałem tylko od Piekary. Poziom stylistycznej sprawności Sapkowskiego osiągnąłem dopiero 7-8 lat temu. Jak chcecie się o tym przekonać, weźcie cykl „Diabłu ogarek”. Ksin do takich porównań się nie nadaje, bo tu musiałem dusić swoje umiejętności, żeby nie było dysonansu z młodzieńczymi tekstami z sprzed ćwierć wieku. Dopiero trzy ostatnie tomy sagi o kotołaku to będzie pełne rozwinięcie literackich skrzydeł.
    Moje perypetie z wydawcami to temat na osobną powieść. Dużo było przygód. Żadne prostackie uogólnienie ich nie ogarnie. Owszem, wydawałem w firmach krzak – kiedy nigdzie indziej nie wydawano nikogo. Generalnie, dogadywałem się. A jeśli się nie dogadałem, bo nie przyjąłem „niezmiernie hojnej oferty” 1500 PLN brutto za nową powieść (przypadek „Runy”), to ów wydawca chodził potem po konwentach i sączył jadowite ploty, że „Lewandowski jest nieznośny”, bo leżało to w jego oczywistym interesie – gdyby się więcej autorów zbiesiło, trzeba by im było płacić więcej…
    Festiwal takiego szeptanego szczucia na Lewandowskiego nakręcały głównie „Runa” i „SuperNowa”, która kruczkami w umowach regularnie wywłaszczała z praw autorskich wszystkich swoich autorów, łącznie z Brzezińską. Szczytem głupoty piszącego było i pozostanie to, że dali temu posłuch, zamiast stanąć murem za Przewodasem i własnymi portfelami. A fandomowa gimbaza jeszcze mniej wiedząc o co chodzi, szarpała mnie potem na sieciowych forach i tak już zostało.
    27 lat kariery literackiej to naprawdę długa opowieść, ale nie chce mi się już gadać więcej.

  44. Przewodas

    Korekta: „Szczytem głupoty piszącego TOWARZYSTWA było i pozostanie”

  45. Przewodas

    Wiem, że ciężko jest żyć ze świadomością, że się zdradziło przyjaciela. (Ja bym nie potrafił.)
    Po czymś takim człowiek do końca życia skazany jest na szukanie usprawiedliwień, zaprzeczanie, zakłamywanie, przerzucanie odpowiedzialności na ofiarę lub konieczność dziejową. Żałosne to, ale inaczej nie można kiedy sumienie wciąż gryzie… Trzeba ofiarę zdepersonalizować, ogłosić Czubkiemktórysamsobiewinien, a kiedy to nie wychodzi, próbować dalej, bez końca, aż do usranej śmierci.
    Macie zatem gwarancję, że ilekroć gdzieś na sieci rozgorzeje dyskusja na temat Lewandowskiego, wkrótce przyłączy się do niej Pilipiuk jako „wybitny ekspert od Przewodasa” i olśni was kolejną opartą na konfabulacjach historyjką o moim talencie (inaczej nie byłaby wiarygodna) oraz szaleństwie, które podcięło mi skrzydła rozpostarte do wzlotu ku wyżynom literackiej pulpy…

  46. Przewodas

    Pewnie żeś nie zauważył mojej starej repliki na moim fejsowym fan page, to masz ją tutaj:
    Andrzej Pilipiuk szaleje na swoim blogu:

    „sobota, 01, czerwiec 2013 22:40
    Andrzej Pilipiuk
    Doczytałem „Diabłu Ogarek” K.T.Lewandowskiego do strony 30-tej i coniebądź zniesmaczony przerwałem lekturę. Fabuła do tego miejsca była w sumie ok. pan Lawendowski, woźny trybunalski zawiózł doręczyć pozew drobnemu warchołowi. Ponieważ warchoł pozwu przyjąć odmawiał dzielny urzędnik wziął mu szturmem dwór, zmasakrował służbę i wysadził drzwi baryłką prochu.
    Coool akcja.
    Następnie woźny wraca do domu (tzn do urzędu) i tam zastaje swojego podwładnego którego próbują ratować inni podwładni. Chłopak pojechał doręczyć inny pozew, a pozwani wytarzali go w smole i pierzu co biedak prawie przypłacił życiem. (pomogło wysmarowanie masłem co zaordynował szef i opłacił ze swojej kiesy).
    Potem imć Lawendowski udaje się do karczmy i widzi warchołów co mu podwładnego sponiewierali. Pozew im doręcza i wypomina łagodnie że trochę go to masło kosztowało, na co oni wyjaśniają że to tylko niewinny żart był i zapraszają do kompanii na co ten ochoczo przystaje.
    Sorry – zemdliło mnie. Bratać się przy stole ze świniami które prawie wykończyły naszego człowieka!? No i mam dylemat – czytać dalej czy nie…”
    http://www.pilipiuk.com/index.php/home
    >
    Piękny przykład przykład mierzenia obyczajów szlachty chamską miarą! Znać kogo tu mściwości uczono od kołyski, a kogo fantazji…
    Odpowiadam na dylemat: Nie, nie czytać! Kartofle żreć, wódę chlać i babę kłonicą młócić. Oto czego ci, mój dobry Andrzeju, potrzeba.
    Przewodas

    1. Drogi Konradzie. Dziękuję serdecznie za ten wpis. Wstrząsnął mnę i poruszył najgłębiej skrywane w genach fibry duszy. Kilkoma zaledwie zdaniami otworzyłeś mi oczy na zapomniane obyczaje moich szlacheckich przodków.

      Błądziłem. Zbrakło mi fantazji, a chamska mściwość wyssana z kołyski przesłoniła mi czerwoną mgłą kaprawe kozackie ślepka!!!
      Zapewne zatem ucieszy Cię wiadomość że chcę się natychmiast zrehabilitować. Postanowiłem zaczerpnąć mądrości życiowej bijącej z krynicy Twych dzieł!!!

      Przy najbliższej okazji pójdę w ślady imć Lawendowskiego który chlał z oprawcami swego podwładnego i na najbliższych konwentach sumiennie oddam się konsumpcji piwa w towarzystwie Twoich najzapieklejszych fandomowych wrrrogów & minogów. Koniecznie zaproszę też blogerów i blogerki książkowe w szczególności tych którzy sponiewierali Twe dzieła swoimi „recenzjami”.

      Co mi tam że pluli na mego (byłego) przyjaciela – wszak moja fantazja szlachecka jest ponad jakąkolwiek plebejską pamiętliwość. I ja to piwo będę stawiał – wszak czym jest fantazja bez wielkopańskiego gestu?

    2. Nie wiedziałam, że szlachcice zasiadali do stołów ze swoimi wrogami. Ale mnie chyba innej historii uczyli.

      1. Mi też się wydawało inaczej – ale poczułem się przekonany – w końcu Przewodas książkę o tym napisał – jak napisał to chyba wiedział. Poza tym ta porażająca magia słowa drukowanego…

        Zaczynam też dochodzić do wniosku że chyba faktycznie spiskowałem przeciw niemu ile wlezie, ale myślę że się nie obrazi – bo robiłem to ze szlacheckiej fantazji i by mieć o czym opowiadać wspólnym wrogom gdy już zasiądę bratać się z nimi przy stole.

        Myślę że nie będzie ma mi tych spisków za złe – jako szlachcic na pewno to zrozumie – wszak nie mogę podejrzewać go o mierzenie mnie chłopską miarą, a już w żadnej mierze nie podejrzewam by ktoś od kołyski uczył go mściwości.

  47. Przewodas

    Papierowy Morderco, zawsze wydajesz opinie na temat książek znanych ci tylko ze słyszenia?
    Masz tu odnośny fragment „Diabłu ogarek. Czarna Wierzba”:
    >
    „- Pietrek! – skinął na przyczajonego pod ścianą pacholika. – Biegnij duchem na rynek i kup cały garniec masła. Masz tu… – wyłuskał srebrnego talara.
    – Mało będzie, jaśnie panie – burknął chłopak patrząc spode łba.
    Stanisław bez słowa dołożył mu orta.
    – Śmigaj! Reszta dla ciebie. Tylko nie wyżryj po drodze! – pogroził mu palcem.
    Bose stopy Pietrka zaklaskały po kamiennych stopniach za drzwiami.
    – Na co nam masło, wasza miłość? – zapytał Rzepka.
    – Od masła smoła puszcza i schodzi – wyjaśnił woźny. – Sposób niezawodny na takie przygody, ale drogi, bo trzeba grubo smarować. No, jak to w życiu… – zreflektował się, że złą naukę daje, więc czym prędzej zmienił temat. – Jakże do tego doszło?
    – Ja jemu mówiłem, wasza miłość, żeby poniechał, ale on chciał koniecznie mości panu podsędkowi się przypodobać, że tak samo jak wasza miłość pozwy donosić potrafi.
    – Bez asesorskiego polecenia? Bez mojej delegacji? Aż to dureń! Przecież taka samowola mocy urzędowej nie ma. Każdy się takim pozwem legalnie podetrze. Tylko papieru i pisania szkoda. Nie wiecie o tym aby, bęcwały jedne?!”
    >
    „Pierwsze co zobaczył Stanisław po wejściu do karczmy Wampija to byli trzej bracia Tycowscy rozparci za stołem w rogu izby. Przy innych stołach siedziało paru mieszczan, jacyś chłopi, a co najważniejsze, było też trochę okolicznej szlachty. Znaczy się, byli świadkowie.
    Stanisław zerknął kątem oka, czy jego cep luźno siedzi w sakwie, którą niósł przerzuconą przez ramię, po czym ruszył wprost do Tycowskich.
    – Dwa są sposoby doręczania wezwań przed oblicze trybunału – powiedział stając przy ich stole. Mówił głośno, na całą izbę, także gwar ucichł momentalnie. – Pierwszy na piśmie za pokwitowaniem rodową pieczęcią. Drugi przez ogłoszenie w przytomności godnych wiary świadków – skinął głową w stronę szlachciców przy sąsiednim stole. Ci odkłonili się na znak, że pojmują i zaświadczą. Trzej siedzący nieco dalej, byli zbyt pijani by w lot pojąć o co idzie.
    Tycowscy siedzieli nieruchomo, nie spuszczając oczu z woźnego. Chłopy były na schwał, najstarszy dopiero co przekroczył wiek chrystusowy.
    – Takoż i ja zawiadamiam obecnych tu ichmości urodzonych panów Tycowskich, braci rodzonych herbu Sas, dziedziców majątków Dzierzby i Jabłonne, pozwanych przez imć pana Fabiana Sockiego z Czerwonki, w sprawie o granicę posesji w obrębie miasta Liw, że termin rozprawy wyznaczony został na dzień dwudziestego września roku pańskiego 1639, na godzinę dziesiątą. Sprawę do trybunału ziemskiego, przekazał sąd grodzki z racji…
    – A pewnie, że się stawimy! – przerwał mu Anzelm, najstarszy z Tycowskich. – Siadaj waść z nami i nie zdzierajże już gardła na sucho. Ani nam w głowie uchylać się od wezwania.
    Można było w to wierzyć, bo Socki był pieniacz zajadły, który nie pierwszy raz procesował się z Tycowskimi, chociaż jeszcze ani razu z nimi nie wygrał. Bracia nie mieli żadnego powodu by unikać sądu. Ostatnio kupili dwie posesje koło węgrowskiej rogatki, remontowali drewniane domy tam stojące i stawiali nową kamienicą. Stąd poszedł spór o granicę placów, a i smoły mieli pod ręką dosyć żeby intruza utaplać.
    – Mości pan woźny pewnie krzyw na nas za ów żarcik niewinny… – odezwał się średni Kacper.
    – Aplikant podsędkowski chciał sobie zażartować z nas, dokument bez urzędowej wagi nam przynosząc, to my sobie zażartowalim z niego – wyjaśnił Anzelm. – Ot, psikus za psikus…
    – Ale żeby nijakiej szkody i żalu potem nie było – dodał najmłodszy Bolesław. – Tośmy najpierw kauzyperdkę do gołego rozebrali, aby się zacne czeskie sukno nie powalało. Jutro szatkę odeślemy, jak obeschnie, bośmy ją naszym dziewkom wyprać kazali, gdyż inkaustem gęsto wyplamiona była!
    Wszyscy trzej roześmiali się serdecznie.
    Stanisław milczał. Postanowił, że nie będzie Tycowskich uświadamiać, że ich troska o odzież sponiewieranego aplikanta mogła go kosztować życie.
    – Widzieliśmy jak chłopak trybunalski z garncem masła biegał! – parsknął Bolesław. – Jak teraz kauzyperdkę z góry na dół masełkiem godziwie namaszczą, tym łacniej będzie mógł on panu podsędziemu się przypodobać!
    Uśmiali się z tej konkluzji do łez. Woźny stał nadal z zaciśniętymi ustami.
    – Oj, panie Stanisławie! – zawołał Kacper. – Minę macie taką, jak byście to wy, a nie pan podsędek za owo masło zapłacili.
    – Bom zapłacił! – nie wytrzymał Stanisław.
    – A ile? – zainteresował się Anzelm.
    – Pięć ćwierci.
    – Toście przepłacili! – skwitował Bolesław. – U naszej Pająkowej, co ma stragan przy węgrowskiej rogatce dostalibyście garniec masła za talara. A gdyby tak do mleczarza w samym Węgrowie iść i hurtem brać, dałoby się nawet do trzech czwartych stargować.
    – Szczęście w nieszczęściu, że Liw nie Warszawa bo w stolicy masło po półtora talara stoi – pocieszył woźnego Kacper.
    Cokolwiek o braciach Tycowskich nie mówić, głowy do interesów mieli. (…)
    – Znaczy się, myśmy kiesę mości pana woźnego, niczego złego niechcący na szwank narazili – oznajmił poważnie Anzelm.
    – Wątpić w to nie można – przyświadczył Kacper.
    – Ale jednakowoż, zwady z Lawendowskimi mieć nie chcemy – podał myśl Bolesław.
    – Nie chcemy! – zgodzili się z nim pozostali bracia, pół żartem, pół serio.
    – Takoż, jeszcze raz prosimy waszmość do kompanii! – rzekł najstarszy. – Słowo szlacheckie, że stratę sobie przy nas powetujecie!
    – A niechże na dziś będzie pokój z trybunalskimi sprawami – Stanisław z ulgą rzucił swoje rzeczy pod ścianę. – Muszę trochę odsapnąć.”
    >
    I co, krotochwila szlachecka nie w smak?

    1. Tak, czasem wypowiadam się o książkach, których nie znam. Czasem wystarczy mi znać autora. Albo wiedzieć jak przebiegają wydarzenia. W końcu nie mówię o tym, jak żeś Pan historię napisał, ale o czym, a tyle to już z przytoczonej wypowiedzi Pilipiuka jasno wynika. Słyszał kiedy o przypuszczeniach? Albo komentarzach do recenzji?
      Niemniej – wciąż nie kupuję tej historii. Widać każda okazja ku temu, by się nachlać, musi zostać wykorzystana. Bohater może i szlachcic, ale przy tym (z tego fragmentu wynika) zero w nim męstwa, może objawia się później, ale póki co ledwo wieśniak z niego wychodzi.
      Panu też do szlachcica daleko, bo o ile Pilipiuk „zaszalał” na swoim blogu i przejechał się po Pana powieści, Pan żeś stwierdził, że w takiej sytuacji najlepiej zaatakować jego samego. Co innego wypowiedzieć się negatywnie o czyjejś pracy, co innego dopuszczać się kąśliwych uwag na temat człowieka.
      Co było, to było. Zawiść i żal mydlą Panu oczy, dlatego to, co jeszcze mogłoby być, zostało już zaprzepaszczone.

      1. Przewodas

        Zarozumiała jesteś i tyle.

        1. Na jednym gównie się nie ślizgaliśmy, nie przypominam sobie również, żebyśmy razem gorzołę łoili.

          1. Przewodas

            Z byle kim nie piję.

            1. Mnie nie ubędzie, jak się nasłucham Pana bełkotu, ale jeśli Pan się po tym lepiej czuje, to proszę bardzo.

              1. Przewodas

                „Masz rację i nie masz racji. Gdyby świnia rozumowała o orle, rozumowałaby tak samo.”
                O coś mi chodzi, więc ceną za to są takie właśnie ataki ludzi mszczących się za to, że nie rozumieją. Gorzej byłoby jednak być celebrytą ociekającym głupkowatym uwielbieniem.

    2. cool – dziękuję za tak dokładne przypomnienie. Ja już absolutnie wszystko zrozumiałem!!!

      Zatem aby nie uchybić obyczajom szlachty, a wręcz zostać przodownikiem szlacheckiej fantazji, muszę najpierw dopaść jakiegoś Twojego akolitę – ot np. tego M.S. co tak z Twojego podjudzenia na mnie pyszczył w necie.

      Potem wymaluję go farbą olejną aby się ciut poddusił i porzucę przed Twoim domem abyś mógł go uratować i przy okazji solidnie się wykosztować na 20-30 litrów rozpuszczalnika nitro. A potem spotkamy się w wolskiej „Perełce” i będziemy razem chlać?

      *

      Kurde – nie – to mnie przerasta…
      Chyba jednak wolę pozostać
      mściwym chamem bez krzty fantazji ;)

      1. M.S.

        Właśnie wyobraziłem taką pokrakę jak Ty, który próbuje się na mnie zamachnąć… Toś błysnął humorem…

        1. Niewdzięcznik – a tyle razy darowałem mu życie… ;)

  48. Przewodas

    Do Tramwaju, czyli gospodarza!
    Właśnie dlatego, wobec tak zaawansowanego analfabetyzmu funkcjonalnego nie zabiegam o sympatię osób dotkniętych tą przypadłością i ani myślę podnosić ich do rangi Moich Czytelników. Nie jestem cynicznym oportunistą jak Pilipiuk.

    Jest mi przykro za każdym razem kiedy widzę, że moja książka trafiła w ręce idioty lub idiotki. I chociaż jak AP powinienem pewnie mówić sobie, że to bez znaczenia czy odbiorca mądry czy głupi, skoro pieniądze płaci te same, to jednak różnicę robi mi to dużą…
    Na szczęście dostaję ciągle dość sygnałów, że mój przekaz trafił do właściwego adresata i uczynił jego życie piękniejszym i sensowniejszym, aby nadal uparcie robić swoje wbrew takim jak wy. Już 28 lat.

    A cytowany wyżej tekst broni się sam wobec każdego, kto posiadł zdolność czytania ze zrozumieniem i szczyptę poczucia humoru.

  49. Niniejszym ogłaszam się zwycięzcą tego pojedynku na wiadra jadu i żółci.

    *

    Reasumując Konradzie:

    1) Masz znacznie mniej wrogów niż sądzisz.

    2) Ci którzy Cię nie lubią nie stają się automatycznie Twoimi wrogami.

    3) Recenzenci przeważnie nie są Twoimi wrogami tylko szczerze piszą że skiepściłeś.

    4) Nie ma spisków.

    5) Nikt na Ciebie nie donosi/nie donosił

    6) Redakcja czasem jest konieczna.

    7) Twoje klęski są głównie Twoim dziełem.

    8) Windy odjechały bo Twoje ego nie mieściło się w ich drzwiach

    9) Czytelnicy i czytelniczki są mądrzejsi niż sądzisz.

    10) Społeczeństwo mimo swoich wad też jest mądrzejsze niż sądzisz.

    11) Blogsfery nie da się spalić – „internety nie płoną” Ale nie musisz tego czytać jak Ci nerwy szarpie.

    12) Twoje wyobrażenie szlacheckiej fantazji drastycznie odbiega od rzeczywistości. Od rzeczywistości historycznej takoż.

    1. Ps. Poczucie humoru też masz inne niż reszta populacji

  50. Przewodas

    Pilipiuk, skoro już otwarcie przyznałeś, że jesteś grafomanem to trzymaj się tego. I wyciągaj logiczne wnioski…
    Ja żyję jak lubię, piszę jak żyję i żyję jak piszę, dość ludzi podziela mój styl życia i pisania abym mógł dalej żyć i pisać po swojemu, więc twoje pouczenia nie są mi do niczego potrzebne. Tyle.

    Czasem tylko by spełnić dobry uczynek i ostrzec bliźnich, do takich jak ty przyklejam kartkę:
    UWAGA! LUDZKI ODPAD TOKSYCZNY

Comments are closed.