Przeczytane 2014 

Odrobinę za Długa ziemia

Długą Ziemię planowałem nabyć drogą kupna dość długo. Raz miałem ją nawet już w koszyku, ale w końcu się nie zdecydowałem, bo trafiło się coś w bardziej okazyjnej cenie. W międzyczasie okazało się, że jedna z przemiłych biblionetkowiczek ( dzięki Ania ) była tak uprzejma i pożyczyła mi wspólną produkcję panów Baxtera i Pratchetta. W sumie dobrze się stało, bo choć  książka jest przyzwoita, to nie aż tak jak można byłoby mieć nadzieję sugerując się nazwiskami autorów.Pomysł jest całkiem udany, ludzkość w skutek bardzo prostego wynalazku zwanego krokerem otrzymuje nagle dostęp do mnóstwa równoległych planet, równoległych Ziemi. Jedynym ograniczeniem w przechodzeniu pomiędzy światami jest konieczność robienia tego sekwencyjnie, nie da się przejść bezpośrednio z Ziemi 1 na ziemię 384. Trzeba robić to „po kolei”. Oczywiście wynalezienie i wprowadzenie do powszechnego użytku krokera spowodowało to exodus znacznej części populacji, zmiany społecznościowe i cale mnóstwo mniejszych lub większych problemów. Dało też ludzkości ogromną szansę na rozwój, zniknął problem przeludnienia, każda religia mogła mieć cała nową Ziemię dla siebie. Planety nie są identyczne, każda kolejna różni się odrobinę od poprzedniej, ale wszystkie mają warunki odpowiednie do życia człowieka

Głównym bohaterem książki jest Joshua Valiente, człowiek który potrafi przechodzić do kolejnych odsłon naszej planety bez urządzenia to umożliwiającego, tacy jako on nazywani są naturalnymi kroczącymi. Przy wsparciu pierwszej sztucznej inteligencji uznanej za człowieka wyrusza on na wyprawę mającą na celu eksplorację kolejnych światów.

Trzy czwarte książki jest bardzo przyzwoite. Historia jest interesująca, pomysł niezły, nie spotkałem się dotąd z tego typu rozwiązaniem dotyczącym „przekraczania” do równoległych światów. Ograniczenie wymyślone przez autorów dotyczące przenoszenia żelaza otworzyło dodatkowe możliwości fabularne. Wszystko gra, jak naoliwiona maszynka, momentami widać humor Pratchetta, a obaj panowie mają znakomity warsztat, więc jest super. Ale w pewnym momencie wszystko siada, a ja zdałem sobie sprawę, że coś mi nie pasuje. Pewnie się już zaczynam starzeć, ale jak dla mnie książka jest o niczym. Owszem autorzy niby próbują pisać o wielu problemach i konstruować zmiany społeczne jakie wywołało pojawienie Długiej Ziemi, ale mnie to nie przekonuje. Możliwe, że panowie chcieli napisać o zbyt dużej ilości rzeczy i wyszło im nie do końca dobrze. Do tego końcówka jest pełna dłużyzn, a katastrofa i spotkanie z inteligencją innego typu niż ludzka wydaje mi się nie prowadzić do żadnej puenty.

Pewnie okaże się zaraz, że się czepiam czy cuś, ale mnie nie porwało. Przyzwoita książka, przyzwoicie napisana, ale całkiem bez błysku, dobrze że nie kupiłem.

Podsumowanie:
Tytuł: Długa Ziemia
Autor:  Terry Pratchett, Stephen Baxter

Wydawca: Prószyński i s-ka
Do tramwaju: też można
Ocena czytadłowa: 3/6
Ocena bezludnowyspowa:  2/6

Powiązane posty

40 Thoughts to “Odrobinę za Długa ziemia”

  1. Szykuje się lub nawet już jest 2 część tegoż. Nie wiem czy kupię! Książkę nabyłem w ebooku i może wrócę do niej za 10 lat Niestety jest długa w sensie powtarzalnych trików fabularnych. Mieszanina „Dnia Świstaka” z grą typu „Montezuma Revange”. Skaczemy sobie z planety na planetę, tu trochę zmienimy, tam trochę. Powtarzalne to do znużenia. Tym bardziej, że autorzy operują „wersjami” planety idącymi w setki milionów. Wystarczyło by zaś uczynić „przekraczanie” trudniejszym i ograniczyć światy równoległe do kilku kilkunastu by fabule nadać energii, poprzez rozgrywanie klasycznych schematów między światami. Tysiące planet odległości między osadnikami powodują, że jakiekolwiek kontakty między nimi wygląda na sztuczny. Równie dobrze można by opisywać w podobny sposób życie samotnych traperów w Kanadzie. Nie ma tu ani zgłębiania rozwoju jakichś kolonii opartych o alternatywne systemy normatywno-prawne (socjologiczna SF). Nie ma też rozgrywek między ziemiami (konflikt między cywilizacjami). Dostajemy „film drogi” w którym bohaterowie podążają przed siebie w poszukiwaniu czegoś zagrażającego zlęknionym autochtonom. Na końcu flaczeje to jak balon zanurzony w oceanie ;-)

    1. Świetna metafora na koniec ;)

    2. Szczególnie dla tego, kto przeczytał. Prawda…

    3. Szczególnie dla tego, kto przeczytał. Prawda…

    4. @Adam Popatrz, ja też postulowałem ograniczenie ilości opisywanych światów :)

    5. @Adam Popatrz, ja też postulowałem ograniczenie ilości opisywanych światów :)

    6. Przeczytałem i zabraniam Ci więcej zaglądać do mojej głowy, moje przemyślenia są moje nie masz prawa publikować ich u siebie ;-D

    7. Czyżby Bazyl miał nowego zaglądającego ? ;)

    8. @Adam Postaram się pamiętać. :D
      @oisaj Nie, nie. Źle przeczytałeś. Zaglądającym do głów jestem ja :P

    9. @Adam Postaram się pamiętać. :D
      @oisaj Nie, nie. Źle przeczytałeś. Zaglądającym do głów jestem ja :P

    10. @Bazylu nie wiem jak to jest, ale na spółę z Zacofanym zawsze potraficie zrobić, że czuję się jak inteligentny inaczej ;)

    11. @oisaj Nigdy nie było to moim zamiarem. Tym razem bez emotikonek.

    12. @Bazyl
      Ale to najlepsza zabawa intelektualna w jakiej miałem okazję uczestniczyć w ostatnim okresie, trening dla mózgu ! Nie pozbawiajcie mnie tej frajdy przypadkiem :)
      Co napisać żeby przechytrzyć znany duet lub oczekiwanie czy doczekam się komentarza sprawia mi ogromną frajdę ;)
      Dzięki !

  2. Szykuje się lub nawet już jest 2 część tegoż. Nie wiem czy kupię! Książkę nabyłem w ebooku i może wrócę do niej za 10 lat Niestety jest długa w sensie powtarzalnych trików fabularnych. Mieszanina „Dnia Świstaka” z grą typu „Montezuma Revange”. Skaczemy sobie z planety na planetę, tu trochę zmienimy, tam trochę. Powtarzalne to do znużenia. Tym bardziej, że autorzy operują „wersjami” planety idącymi w setki milionów. Wystarczyło by zaś uczynić „przekraczanie” trudniejszym i ograniczyć światy równoległe do kilku kilkunastu by fabule nadać energii, poprzez rozgrywanie klasycznych schematów między światami. Tysiące planet odległości między osadnikami powodują, że jakiekolwiek kontakty między nimi wygląda na sztuczny. Równie dobrze można by opisywać w podobny sposób życie samotnych traperów w Kanadzie. Nie ma tu ani zgłębiania rozwoju jakichś kolonii opartych o alternatywne systemy normatywno-prawne (socjologiczna SF). Nie ma też rozgrywek między ziemiami (konflikt między cywilizacjami). Dostajemy „film drogi” w którym bohaterowie podążają przed siebie w poszukiwaniu czegoś zagrażającego zlęknionym autochtonom. Na końcu flaczeje to jak balon zanurzony w oceanie ;-)

  3. Duety autorskie nie zawsze się sprawdzają, szczególnie złożone z autorów znanych i uznanych do tego.
    Podchodziłem do tej książki trochę nieufnie i słusznie… Mam zdanie podobne do Waszego. Wybaczcie porównanie kulinarne, ze śledzi i konfitur można zrobić wspaniałe danie, ale najczęściej będzie to niejadalny (i obrzydliwy na dodatek) eksperyment.
    Stephen Baxter to hard science fiction w starym dobrym wydaniu doprawione najnowszą wiedzą i śmiałymi pomysłami, Terry Pratchett to… no dobrze twórca świata (Dysku bo Dysku, ale świata).
    Nie wiem czego zabrakło w tej mieszance. Pomysł niby dobry, ale sam Baxter miał lepsze, humor niby jest, ale sam Pratchett bije ich wspólne dzieło, pod tym względem, na głowę. Mam wrażenie, że między panami nie zaiskrzyło tak do końca. Poza tym nasze oczekiwania do TAKIEGO duetu były pewnie duże… za bardzo.
    Nie wiem, jeśli chodzi o światy równoległe, pomysły i humor to moim zdaniem David Brin w „Stare jest piękne” pobił ich przynajmniej o kilka długości (książki?;-).
    OK właśnie się #samoposzczułem na powtórne czytanie, a to dopiero połowa stycznia… i mniej więcej pięćdziesiąte udane i udokumentowane #samoksiążkoszczucie (Janek świadkiem ;-))

  4. Duety autorskie nie zawsze się sprawdzają, szczególnie złożone z autorów znanych i uznanych do tego.
    Podchodziłem do tej książki trochę nieufnie i słusznie… Mam zdanie podobne do Waszego. Wybaczcie porównanie kulinarne, ze śledzi i konfitur można zrobić wspaniałe danie, ale najczęściej będzie to niejadalny (i obrzydliwy na dodatek) eksperyment.
    Stephen Baxter to hard science fiction w starym dobrym wydaniu doprawione najnowszą wiedzą i śmiałymi pomysłami, Terry Pratchett to… no dobrze twórca świata (Dysku bo Dysku, ale świata).
    Nie wiem czego zabrakło w tej mieszance. Pomysł niby dobry, ale sam Baxter miał lepsze, humor niby jest, ale sam Pratchett bije ich wspólne dzieło, pod tym względem, na głowę. Mam wrażenie, że między panami nie zaiskrzyło tak do końca. Poza tym nasze oczekiwania do TAKIEGO duetu były pewnie duże… za bardzo.
    Nie wiem, jeśli chodzi o światy równoległe, pomysły i humor to moim zdaniem David Brin w „Stare jest piękne” pobił ich przynajmniej o kilka długości (książki?;-).
    OK właśnie się #samoposzczułem na powtórne czytanie, a to dopiero połowa stycznia… i mniej więcej pięćdziesiąte udane i udokumentowane #samoksiążkoszczucie (Janek świadkiem ;-))

    1. „Wybaczcie porównanie kulinarne, ze śledzi i konfitur można zrobić wspaniałe danie, ale najczęściej będzie to niejadalny (i obrzydliwy na dodatek) eksperyment.”
      Oj zdziwił byś się. Tylko, że wtedy książkę powinni pisać Karol Okrasa z Pratchettem. Okrasa łamie przepisy.

    2. „Wybaczcie porównanie kulinarne, ze śledzi i konfitur można zrobić wspaniałe danie, ale najczęściej będzie to niejadalny (i obrzydliwy na dodatek) eksperyment.”
      Oj zdziwił byś się. Tylko, że wtedy książkę powinni pisać Karol Okrasa z Pratchettem. Okrasa łamie przepisy.

    3. Świetnym połączeniem są powidła z ketchupem :) A Brin się już pożycza :)

    4. Świetnym połączeniem są powidła z ketchupem :) A Brin się już pożycza :)

    5. Jadłem znakomite śledzie z konfiturami (ale nie zawsze się ludziom udają, częściej nie;-))
      Powidła z ketchupem? Muszę spróbować :-)

    6. Jadłem znakomite śledzie z konfiturami (ale nie zawsze się ludziom udają, częściej nie;-))
      Powidła z ketchupem? Muszę spróbować :-)

  5. No i poszczułeś mnie na Brina :)
    A co do Ziemi brakło tego czegoś, tej chemii. Niezłe składniki, dobrze wymieszane, ale coś poszło nie tak.
    Albo może my już za wiele książek mamy za sobą? Bo młodszym z tego co widzę się podobało :)

    1. Młodym dużo rzeczy się podoba, potem przechodzi. Mi ostatnio Nienacki przeszedł. Nie mogłem ścierpieć czytania książek, które jeszcze parę lat temu były dla mnie świętością. Tej pretensjonalności Samochodzika, Inspektora Ruchu Drogowego (Społecznego!) z ORMO, infantylnego stosunku do kobiet, braku „jaj” w walce z przeciwnikami, wyjazdów zagranicznych z garścią ściśle wydzielonej waluty na pobyt, która to tak jest potrzebna dla Socjalistycznej Ojczyzny. Poszedł won z czytnika. Może wrócę do tego koło 70. jak zdziecinnieje.

    2. Z tymi młodszymi to pojechałeś ;-) Młodsi podobno nie czytają.
      Coś w tym jest co mówisz, książka nie jest zła, ale takich niezłych to czytaliśmy mnóstwo, bardzo wiele…
      A chciałoby się coś lepszego poczytać :-D

    3. Z tymi młodszymi to pojechałeś ;-) Młodsi podobno nie czytają.
      Coś w tym jest co mówisz, książka nie jest zła, ale takich niezłych to czytaliśmy mnóstwo, bardzo wiele…
      A chciałoby się coś lepszego poczytać :-D

    4. Stare przysłowie mówi”Apetyt rośnie w miarę jedzenia”.
      Na marginesie można by taki wpis/plebiscyt zrobić o tym, które książki naszej młodości się z nami nie wydoroślały. Tzn. młodej młodości, a nie tej naszej obecnej.

    5. Stare przysłowie mówi”Apetyt rośnie w miarę jedzenia”.
      Na marginesie można by taki wpis/plebiscyt zrobić o tym, które książki naszej młodości się z nami nie wydoroślały. Tzn. młodej młodości, a nie tej naszej obecnej.

    6. @Andrzej, wybacz Andrzeju, chodziło mi o dwudziestolatków. A my jednak jesteśmy ciut starsi ;)
      @Adam I dlatego z Pana Samochodzika czytuje ostatnio tylko sceny pościgów, a Tomka Wilmowskiego odpuściłem, nie chcę niszczyć wspomnień :)

    7. @Janek O, o właśnie… Pana Samochodzika sobie odpuściłem, no tak kilkanaście lat temu… a do Szklarskiego boję się zajrzeć, z tych samych powodów co Ty!
      @Adam Zostały ze mną (nie liczę Lema, którego zaczynałem czytać już jako dziewięciolatek, ale to miłość dozgonna) książki z dzieciństwa właśnie, które dorastały ze mną, a właściwie ich czytanie wchodziło ciągle na inne, dojrzałe poziomy „Kubuś Puchatek” i „Muminki”. Czytałem z przyjemnością w zeszłym roku (pod kątem blogowym) i one są inne, a te same jakby.

    8. „Detektyw Nosek, Czarna Broda i porywacze” jest dobre,
      „Lato Leśnych Ludzi” – do końca życia najlepsze,
      Niziurski jest lepszy od Nienackiego jakieś 365%
      i pewnie by się coś jeszcze wybrało.

    9. „Detektyw Nosek, Czarna Broda i porywacze” jest dobre,
      „Lato Leśnych Ludzi” – do końca życia najlepsze,
      Niziurski jest lepszy od Nienackiego jakieś 365%
      i pewnie by się coś jeszcze wybrało.

  6. No proszę – kolejna recenzja, która oddala moją lekturę „Długiej Ziemi” na możekiedyś (a i nie wiadomo czy). A taką miałam ochotę…
    Z drugiej strony coraz młodsza nie jestem, więc jak nie teraz to kiedy :P

    1. Z drugiej strony jak nie teraz to po co ;) Książek na podobnym poziomie jest naprawdę sporo, więc lepiej poszukać wśród lepszych :)

  7. No proszę – kolejna recenzja, która oddala moją lekturę „Długiej Ziemi” na możekiedyś (a i nie wiadomo czy). A taką miałam ochotę…
    Z drugiej strony coraz młodsza nie jestem, więc jak nie teraz to kiedy :P

  8. Jestem właśnie w trakcie czytania tej książki i jakoś niespecjalnie mogę przez nią przebrnąć. Mam nadzieję, że się rozkręci za kilka stron.

    1. Niestety, nie rozkręci się :(

    2. Niestety, nie rozkręci się :(

  9. Zanabyłam, na szczęście nie za pieniądze, byłoby mi szkoda, a tak to nie. Przeczytałam i oddałam dalej.

    1. Miło słyszeć, że nie jestem sam w swojej opinii :)