Lucky LukePrzeczytane 2019 

Podwójna dawka kowboja zwanego Lucky Luke

Lucky Luke gości u nas ostatnio bardzo często za sprawą miłości jaką zapałał do niego młodszy syn. „Wyczytał” już wszystkie Asteriksy, kolejne części przygód Gala wziąż się rysują, przygód ale samotnego kowboja jeszcze trochę nam zostało. Właściwie nam do kupienia, a Egmontowi do wydania. Na zdjęciu kilka, opiszę dwa tomy wydane ostatnio.

Lucky Luke. Kuzyni Daltonów. Tom 12

W tym albumie sięgamy właściwie do prapoczątków tej serii, bo to album z 1957 roku, dopiero trzeci, do którego scenariusz stworzył René Goscinny. Tutaj jest jeszcze lepszy niż w poprzednim po który sięgnąłem, czyli Lucky Luke: kontra Joss Jamon. Tam było nieźle, tu jest znakomicie. Po raz pierwszy Bracia Dalton w formie jaką znamy dostali pełnoprawną rolę, a scenarzysta świetnie wykorzystał ich potencjał. Dzielny kowboj próbując ich wyeliminować przyłącza się do bandy i zaczyna rabowanie banków. Zaskoczeni?
A Daltonowie, to już zdecydowanie Ci panowie, których sława dotrwała do naszych czasów

Lucky Luke. Narzeczona Lucky Luke’a. Tom 54

Drugi album to opowieść o konwoju, który Lucky Luke musi przeprowadzić przez całe Stany. Wiódł tą drogą naprawdę najróżniejsze ekipy, Żydów z Europy Wschodniej, dyliżans pełen złota, najszybszą pocztę zachodu. Tym razem jedna przyjdzie mu chyba wypełnić misję wręcz niemożliwą, ponieważ podróżuje z karawaną wozów, w której obsada składa się wyłącznie z samotnych pań. To panny, lub ewentualnie wdowy, które postanowiły przenieść się na drugi koniec Stanów, aby poślubić kawalerów z pewnego miasteczka. nie ma się co dziwić, że dzieje się naprawdę dużo.

Grafika

Tutaj dostajemy to do czego przyzwyczaił nas Morris. Choć wiem, że te dwa albumy dzieli spora różnica czasu, to jednak kreska już jest nieco inna niż we wspomnianym wcześniej konfrontacji z Jossem Jamonem, bliższa tej współczesnej. Rysunki idealnie łączą się z humorem scenariusza, a Daltnowie właściwie od samego początku wyglądają tak samo. Może Lucky luk wygląda jeszcze niekiedy jak dzieciak, a nie jak kowboj, ale co tam jak na ponad sześćdziesięcioletni komiks nie jest źle. A drugi album to Morrisowy standard, czyli jest bardzo dobrze.

Podsumowanie

Mam nadzieję, że Egmont utrzyma tan pomysł i będzie łączył w pary starsze i nowsze komiksy z tej serii. Tutaj wypadło to bardzo dobrze, widać, że kreska Morrisa ewoluuje, ale już wiele lat temu była naprawdę dobra. Zmiany są właściwie kosmetyczne, absolutnie nierewolucyjne. I od razu widać, że Luke zamiast papierosa ma źdźbło trawy w ustach. Jeśli chodzi o scenariusz, to oba albumy trzymają poziomi. W pierwszym Gościnny znakomicie wykorzystał okazję i stworzył samotnemu kowbojowi cudną ekipę antagonistów, która przez dziesiątki lat przysporzy mu naprawdę sporo roboty. Drugi to interesujące, oczywiście humorystyczne, spojrzenie na dzieje Dzikiego Zachodu z kobiecej perspektywy. Czy wałek może być szybszy od colta ? Z pewnością!

Jak widać na zdjęciu Lucky Luke to drugi z naszych ulubieńców, kompletujemy go powoli, ale regularnie. Ja natomiast polecam te dwa ostatnio wydane tomy nie tylko miłośnikom westernów ;)

Info

Tytuł: Lucky Luke. Kuzyni Daltonów. Tom 12
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Morris
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz

Tytuł: Lucky Luke. Narzeczona Lucky Luke’a. Tom 54
Scenariusz: Guy Vidal
Rysunki: Morris
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz

Wydawca: Egmont
Do tramwaju: komiksów nie czytamy w tramwaju :)

Powiązane posty

4 Thoughts to “Podwójna dawka kowboja zwanego Lucky Luke”

  1. Wiecie to już zapewne, ale animowany Lucky Luke zawitał niedawno na Netflixa.

    1. Janek

      Wiemy, oglądamy po jednym odcinku dziennie :)

Leave a Comment