[Z zakurzonej półki] Bo skreślenie z listy to dopiero początek…

Mamy wtorek zatem pora na Secrusa i jego świetny cykl Z zakurzonej półki. Zapraszam !

Raymonda Chandlera i Philipe’a Marlowe’a nikomu przedstawiać nie trzeba. Ci panowie wspólnie uatrakcyjnili w oczach czytelników pojęcie czarnego kryminału. Mistrz gatunku zaczynał karierę, publikując swoje opowiadania w magazynach sensacyjnych typu pulp fiction (cykliczne gazety, najczęściej tygodniki, z najtańszego papieru – owej pulpy). Twórczość Chandlera już za życia pisarza znajdowała poparcie, czego przykładem były m.in. liczne ekranizacje jego dzieł sygnowane wielkimi nazwiskami (za prozę autora brał się np. Wilder, Hitchcock, Dmytryk czy Hawks, a postać Marlowe’a odgrywał Bogart, Mitchum, Powell…). Życie prywatne zaś, pełne zmartwień i kryzysów, poniekąd znajdowało swoje odwzorowanie w ponurym klimacie książkowych realiów. „Ołówek” to jedno z opowiadań Chandlera (bądź krótkich nowel, granice objętości są w tej materii ruchome) utrzymanych w typowym dla niego stylu i nie byłoby w tym dziełku nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że to ostatnia rzecz jaką pisarz ukończył i ostatnia książkowa intryga Marlowe’a spod pióra twórcy. Wszystko to w arcyminiaturowej i chudziutkiej książeczce, która ukryła się w głębi długo nieotwieranej szafki.
Fabuła nie grzeszy odkrywczością – do gabinetu prywatnego detektywa Marlowe’a trafia gość spod ciemnej gwiazdy, który nagrabił sobie w kręgach mafii ( tutaj nazywanej Organizacją ) i otrzymał od swoich dawnych przyjaciół przestrogę w postaci tytułowego ołówka. Znaczy to, że jego nazwisko zostało skreślone z listy i teraz facet nie może już czuć się bezpiecznie – skojarzenia z poddaną dekapitacji rybą z „Ojca Chrzestnego” bardzo trafne, choć tutaj ołówkowa metoda zdaje się być nieco delikatniejsza, tak estetycznie, jak i w ewentualnych skutkach. W każdym razie oprych pragnie się ukryć i za pomoc jest w stanie zapłacić detektywowi sporą sumę pieniędzy.
Z pewnością nie można „Ołówka” zaliczyć do literatury kryminalnej – nie bardzo jest tutaj kogo tropić, a akcja rozwija się w tempie dobrej sensacji. Brakuje typowej tajemnicy, ale jej nieobecność rekompensują realia utaplane w brudzie. Sam Marlowe w pewnym momencie wspomina o „zgniłym klimacie Los Angeles”, choć autor nie znalazł miejsca, by odpowiednio sugestywnie ukazać to zjawisko czytelnikowi. Jak to u Chandlera, nie mogło też zabraknąć postaci kobiety, która tutaj jednak nie odgrywa większej roli. Po prostu jest, bo widocznie lepiej żeby była, niż gdyby miałoby jej nie być. Dobrze chociaż, że jej obecność motywuje Marlowe’a do ciekawych ripost, osławionych już „chandleryzmów” będących kwintesencją starej sztuki dialogu, z której autor słynął. Zostawię na deser kilka z nich :)
„Ołówek” mógłbym polecić jedynie komuś, kto oczekuje krótkiej rozrywki na wieczór, bez większych ambicji. W skromnej oprawie dostajemy sugestywne postaci, dobre dialogi oraz Marlowe’a ( zawsze prawego i honorowego, stojącego na straży sprawiedliwości i moralności, ze szczyptą goryczki w postaci wisielczego humoru ) równoważone przez średnio wciągającą intrygę bez fajerwerków z twistem fabularnym na koniec, który wydaje się być pomyślanym na siłę. Detektyw Philip Marlowe miewał lepsze sprawy, ale mimo wszystko zachęcam do przekonania się o poziomie „Ołówka” samemu – w końcu to Chandler, Panie i Panowie!
„Kiedy się obudziłem byłem w nastroju równie bojowym jak stek w maszynie do mielenia mięsa.”
„Można by powiedzieć, że gliniarze czerpią swoje teksty ze starego pudełka na buty.”
„(…)zagłębiłem się w lekturze kupionego przypadkowo kryminału, którego akcja tak mnie wystraszyła, że wsadziłem pod poduszkę drugi pistolet.”

Podsumowanie: 
Tytuł: Ołówek  
Autor:  Raymond Chandler
Wydawca: EGROSS
Moja ocena: 6/10

Powiązane posty

2 Thoughts to “[Z zakurzonej półki] Bo skreślenie z listy to dopiero początek…”

  1. Czytałam Chandlera chyba… 2 razy. Książki zrobiły na mnie wrażenie typowo męskiej literatury, ale czytało się dobrze. Może za jakiś czas skuszę się na spotkanie z Marlowem. ;)

Leave a Comment