Adrian (Secrus) Korektor morderca 

[Korektor Morderca] „Na fali szoku”

_images_vlcsnap-2015-09-03-15h15m54s115

Publikując pierwszy odcinek [Korektora Mordercy] o Szczygle, jeszcze nie wiedziałem, czy ten świeży pomysł przerodzi się w mniej lub bardziej regularny cykl. Pytałem Was o zdanie, czy widzicie sens w czytaniu podobnych korektorskich wynurzeń, które w obecnej formie – jako poprawianie na blogu literackich tekstów post factum – są sztuką dla sztuki. (A tak w ogóle: widzicie długość „kresek”, którymi wtrąciłem fragment wypowiedzi w poprzednim zdaniu? Takie mają być, półpauzy lub pauzy, żadnych dywizów otoczonych spacjami!). Otrzymałem pokaźną liczbę odwiedzin, pochlebne komentarze i po prostu ciepłe przyjęcie pomysłu, a ponieważ nie warto przerywać tego, co ma szansę powodzenia, dlatego zapraszam na kolejną morderczą masssakrę – będzie jeszcze krwawiej niż ostatnio, zaszlachtuję Was nożami ostrymi jak przeci… to znaczy przecinkami tnącymi jak noże! I nie tylko nimi.

MAG-owskie Artefakty zyskują popularność w szaleńczym tempie, więc nic dziwnego, że kolejne tytuły są wydawane jeden za drugim. Proza Johna Brunnera pod postacią Wszystkich na Zanzibarze otworzyła cykl, a że zapewne miała powodzenie u czytelników, wydawnictwo poszło za ciosem. Na fali szoku to powieść skomplikowana, klasyczna, ale niedługa, a jej polskie wydanie – raczej niedopracowane. Przejdźmy do rzeczy i przyjrzyjmy się liczbom, bo jest o czym mówić:

Strony: 284
Błędy interpunkcyjne: 51 (!)
Błędy ortograficzne: 3
Błędy językowe (literówki, powtórzenia itp.): 14

Przy Szczygle było 28 potknięć na ok. 900 stron, tutaj mamy 68 błędów w trzykrotnie mniejszej objętości. To boli już statystycznie, podczas lektury też dawało się we znaki (zwłaszcza że postanowiłem zapisywać na marginesie numery stron i linijek za każdym razem, gdy trafię na coś niepokojącego). Ale do rzeczy: czego korekta MAG-a nie wychwyciła?

Tym razem zacznijmy od kwestii ortograficznych, czyli teoretycznie najpoważniejszych. Pierwszy błąd, który zauważyłem, można potraktować jako redaktorską nieuwagę, choć jest to błąd niepodważalny. Chodzi o zwrot zapisany w książce jako „w tę i we wtę” – jest niepoprawny. Można go formułować w dwojaki sposób: bardziej potoczne „wte i wewte” lub wzorcowe „w tę i we w tę” (niezastąpiony dr Malinowski jak zawsze rzetelnie pisze także o tym). Już rozumiecie, dlaczego wspominałem o zwyczajnej nieuwadze? Być może korektorka/redaktorka znała poprawą formę, ale palec omsknął jej się na klawiszu spacji, a Word nieścisłości nie podkreślił, bo nie miał czego… Dalej czytamy: „pod wpływem quasihipnotycznych sugestii” – większość przedrostków w języku polskim piszemy łącznie, ale akurat quasi- czy niby- wymagają po sobie łącznika (chyba że w przypadku „niby-” mówimy o terminach przyrodniczych; wtedy tylko łącznie, takie „nibynóżki” na przykład). Chodziło więc o sugestie „quasi-hipnotyczne” i trzeba tę zasadę zapamiętać. Aha, nie mówcie z angielska [kłazi], lecz posługujcie się łacińskim dyftongiem kw, a więc [kwazi] (oczywiście czytamy f zamiast w, bo zachodzi desonoryzacja, ubezdźwięcznienie, cobyśmy się nie musieli podczas wymowy nadmiernie gimnastykować).

Ostatni błąd ortograficzny wymaga osobnego akapitu, bo występuje W-S-Z-Ę-D-Z-I-E i jakoś nie chce trafić do świadomości Polaków. Otóż możemy pisać „jakby” bądź „jak by”, zależnie od kontekstu i znaczenia tych form w konkretnym użyciu. Kiedy więc w Na fali szoku czytam takie zdanie: „… zaawansowane metody mogą się stać jeszcze skuteczniejsze dzięki wsparciu… hmm… jakby to nazwać… powiedzmy, alternatywnego podejścia…”, to przystaję na chwilkę i myślę, czy coś mi tu nie gra. „Jakby” łączne występuje wtedy, gdy jest spójnikiem (jednocześnie wyrazem porównawczym), i możemy zamienić je na formy „gdyby”/”jak gdyby”, nie tracąc sensu wypowiedzi, natomiast „jak by” pisane rozdzielnie to zaimek, często umieszczany przy okazji rozmyślań, snucia planów… Jeśli więc zamienimy w kontekście „jakby to nazwać” na „jak gdyby to nazwać”, wyjdzie nam bełkot. Zatem – jak by to Wam powiedzieć – błędnie w książce mądrzy ludzie piszą, bo akurat tu winno być „jak by” i basta!

Uff, to teraz potknięcia, ogólnie rzecz ujmując, językowe (tak, wiem, wszystkie są językowe, ale te tutaj po prostu nie mieszczą się w dokładniejszych kategoriach, a nie chcę, by tworzyły zbędną, rozdrobnioną strukturę). Tutaj skrótowo, bo nie ma za bardzo o czym mówić, a trzeba się przygotować mentalnie na interpunkcyjną burzę! Wśród tych 14 byków mamy 8 literówek: „jakiś” zamiast „jakichś”, zdublowanie jakiegoś słowa lub litery, pominięcie istotnego wyrazu – „nawet jeśli nie przyznajesz tego sam przed samym (sobą?), to…”, liczba pojedyncza w miejsce mnogiej, czas przeszły zamiast teraźniejszego, zamiana rodzajów przez nieuwagę, która wprowadziła ze dwa razy chaos w dialogu, bo trzeba było szukać i szperać, czy na pewno wypowiada się teraz osoba, o której myślimy. Ogólnie więc drobnostki. Idąc dalej: 3 rażące powtórzenia (raczej typowe, może tylko „streścić treść” mniej oczywiste) i dwa przypadkowe użycia wielkich liter (bądź dużych, wolę nawet te drugie, jak prof. Miodek, bo po co nadawać literze ładunek emocjonalny, że jest WIELKA), np. po przecinkach, więc to po prostu inna forma literówek. Pojawił się też jeden „kfiatek”, nad którym rozmyślałem: „zjawić się na rozmowę kwalifikacyjną” – użycie biernika zamiast celownika. Wydaje mi się, że możemy przybyć na rozmowę kwalifikacyjną, ale zjawić się już na rozmowie :) Jeśli się mylę, to dajcie znać, bo głowy sobie nie dam uciąć, że forma użyta w książce jest na 100% niepoprawna.

Pozostaje nam interpunkcja, ta nieszczęsna interpunkcja… Przywykłem już, że odkąd opanowałem ją na poziomie mocno przekraczającym normę społeczną, czytanie czegokolwiek bywa bardzo irytujące, drażniące, męczące – w przeważającej części po prostu tego nie czujemy, nie ogarniamy mniej oczywistych zasad, które pewnie też nie należą do najprostszych, jeśli nie chce się ich poznać. Ale nie jestem tu po to, aby moralizować, więc przejdźmy do rzeczy.

Przeróżne potworki znajdziemy u Brunnera! Te, o których warto powiedzieć więcej, zostawię sobie na koniec. Poza nimi:

  • brak przecinka przed wołaczem (1)Nie ruszaj się(,) synku
  • brak przecinka przed „że” (1)
  • niezaznaczenie wtrącenia z jednej strony (1)To właśnie skierowało go na trop tego, co – jak się potem dowiedział (–) było kodem 4GH.
  • nieoddzielenie zdania podrzędnego od nadrzędnego (2) – np. Entuzjazm mnie opuścił, kiedy sobie uświadomiłem(,) dlaczego do tej pory nie została wolnym strzelcem.
  • brak przecinka przed „niż”, gdy później występuje orzeczenie (1)Może ludzie mają większą zdolność przystosowania(,) niż im się kiedyś zdawało.
  • przecinek przed „czy”, gdy jest zbędny (wspominałem o tym ostatnio! Rozróżniajmy funkcje „czy” w zdaniach) (3) – np. Nie w tym sensie, że nie mieli nic do ukrycia, czy czuli się wyjątkowo bezpiecznie.
  • brak przecinka przed „czy”, gdy jest potrzebny (1)Posłuchaj, sprawdziłaś(,) czy tu nie ma podsłuchu?
  • brak przecinka przed „który” (1)
  • przecinek przed „to”, gdy jest niepotrzebny (podobna sytuacja do problemów z wyrazem „czy”) (1)
  • wtrącenie „rzecz jasna” bez wydzielenia w zdaniu przecinkami, a traktujemy to jako stosunek osoby mówiącej do sytuacji, poza główną narracją (podobnie mamy z wulgaryzmami, wszelką „cholerą”, „do diabła” i słowami mniej cenzuralnymi…) (3) – np. Ale jego nawyki(,) rzecz jasna(,) pozostały niezmienione.
  • wyrażenia inicjalne oddzielane przecinkami, podczas gdy jest to zbędne (w gruncie rzeczy, w takim razie, na szczęście, przede wszystkim, w związku z tym – zasady tutaj są płynne, ale akurat tych zwrotów zazwyczaj nie oddziela się przecinkiem od reszty zdania, gdy stoją na jego początku. Korektorka zrobiła to kilka razy zupełnie niepotrzebnie, zapewne zapobiegawczo) (5) – np. W takim razie, czemu czuję się taki szczęśliwy, niech to szlag?
  • Inne drobne, o których nie wspominam, bo zapracowałbym się na śmierć (i to za darmo!) (17)

Mamy już 37 błędów na 51, a zostały jeszcze 2 mankamenty interpunkcyjne powtarzane niemal taśmowo. Jedziemy:

  • Częstym błędem niezauważanym przez korektorów jest stawianie przecinka po okolicznikach, które zawierają równoważniki zdań oparte na rzeczowniku, zaczynające się od np. Bez względu na, Dla, Dzięki, Mimo, Po, Oprócz, W odróżnieniu od, W przeciwieństwie do, Z powodu, W przypadku itp. (podaję za Poradnikiem interpunkcyjnym Polańskiego, Szopy i Dereń). Nie wolno nam stawiać po takich okolicznikach przecinka, choć czasem aż się  o to proszą, gdy są bardzo rozbudowane. Przyznam, że podczas lektury sam nie byłem pewny, czy to błąd, i stawiałem obok takich przypadków znak zapytania. Tym bardziej się cieszę, że fucha Korektora Mordercy przyczyniła się do tego, że prześwietliłem ten problem. Potem tylko, poznawszy odpowiednią regułę, z dziką satysfakcją odhaczałem kolejne błędy, patrząc na zwiększającą się liczbę „byków” na wyimaginowanym liczniku. 5 takich potknięć znalazłem u Brunnera, choć mogło ich być więcej, bo pewnie kilka z nich ominąłem na początku lektury. Parę przykładów błędnego zapisu z książki:

Nawet po dwóch dniach spędzonych w jego towarzystwie, Ina Grierson nie przestawała się dziwić, jak bardzo człowiek z Tarnover przypomina Barona Samediego. (Zauważcie: po co oddzielać tę rozbudowaną formę okolicznikową od reszty zdania, skoro nie zawiera ona nawet czasownika w formie osobowej?)

Pod wpływem nagłego impulsu przesadnej hojności, jeden z pierwszych członków jego kongregacji ofiarował mu odrażająco drogi prezent…

Zgodnie z jego przewidywaniami, światło się nie zapaliło.

  • Obszerne, złożone z co najmniej kilku słów, podmioty! Zmora, plaga, zaraza tej książki i wielu innych, które ostatnio trafiały w moje ręce. Gdy czyta się zdania, w których wykonawca czynności jest oddzielony przecinkiem od tej czynności, to aż śmiech ciśnie się na usta, zwłaszcza gdy takie zdanie uprościmy, usuwając zbędne wyrazy dookreślające podmiot… Ale najlepiej na przykładzie:

Kierowca noszący mundur wojsk lądowych z epoletami starszego szeregowego, zasalutował niepewnie. –> Podmiot jest rozległy, wzbogacony wyrazami określającymi, i przez to ludziom wydaje się, że powinni oddzielić go od czynności przecinkiem, bo tam podczas czytania łapią oddech. Nic bardziej mylnego! Nie poddawajmy się takim przeczuciom, bo one tylko wprowadzają nas w błąd. Zresztą zobaczcie: usuńmy z tego zdania wszystkie „ozdobniki”:

Kierowca, zasalutował niepewniebez sensu, prawda?

Wobec tego jeszcze jeden podobny przykład z książki:

Co więcej, dziewczyny mieszkające na parterze domu i obecnie opiekujące się Bagheerą, uparcie twierdziły, że nic przedtem nie wspominała o planach wyjazdu.

Takich błędów było w całej książce 9, co po dodaniu innych interpunkcyjnych baboli daje piękną liczbę 51! Naprawdę wiele jak na niecałe 300 stron tekstu…

Kończąc – łapcie zdanie z książki, w którym są dwa błędy, o których wspomniałem w artykule. Sami dokonajcie korekty, posiłkując się zdobytą dzisiaj wiedzą:

Środki w poprzednim stuleciu przeznaczane na pociski międzykontynentalne, łodzie podwodne, czy utrzymanie zagranicznych baz wojskowych, przekazywano obecnie na tego typu tajne ośrodki. Aż mi ręka drży, żeby poprawiać!

Może redakcja i korekta Na fali szoku przebiegła w wydawnictwie w błyskawicznym tempie, może korektorka nie spała dwie noce, by nie przegapić deadline’u, i wszystko mieniło jej się w oczach, ale to tylko pokazuje, gdzie tkwi zgnilizna pracy wydawniczej, która psuje ten fach od środka. Liczę na lepsze efekty pracy redaktorskiej przy kolejnych tytułach Artefaktów – mam nadzieję, że się nie zawiodę.

PS Tak właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, bym te lub podobne tym korekty przeprowadzał nie na blogu, po premierze książek, ale w cieniu, jeszcze przed ich wypuszczeniem na rynek. Kontakt do mnie wisi w odpowiedniej zakładce Tramwaju – lubię nowe doświadczenia! A tymczasem: czytajcie dużo i mądrze, piszcie poprawnie, zaglądajcie do poradni językowych i słowników, pytajcie, kiedy nie wiecie, nie obrażajcie się, gdy ktoś wie i Wam to powie, a przede wszystkim bójcie się, bo nie znacie dnia ani godziny, gdy Korektor Morderca znów wybudzi się z korektorskiego snu! (Ptaszki ćwierkają, że to będzie zaraz, już, że łypie jednym okiem zza winkla).

Redakcja książki: Joanna Figlewska
Korekta książki: Urszula Okrzeja

Powiązane posty

23 Thoughts to “[Korektor Morderca] „Na fali szoku””

  1. „Środki w poprzednim stuleciu przeznaczane na pociski międzykontynentalne, łodzie podwodne, czy utrzymanie zagranicznych baz wojskowych, przekazywano obecnie na tego typu tajne ośrodki”.
    Dwa niepotrzebne przecinki, racja? :)

    Super tekst. Sam zapewne nie stosuję interpunkcji idealnie (szczególnie w swoich tekstach), ale lubię wyłapywać takie rzeczy.

    1. Secrus

      Tak jest, dwa zupełnie zbędne przecinki ;)

      Bardzo mi miło, że tekst się podoba. Jeśli jest tak dobry, to powiedziałbym nawet, że to supertekst :D Od wyłapywania można zacząć, z biegiem czasu zaczyna się szukać nieścisłości u siebie i w rezultacie usuwać błędy już w trakcie pisania. Pozdrawiam!

    2. Andrzej Pietrachowicz

      Mi za to brakuje w cytowanym na początku zdaniu jednego bardzo ważnego przecinka po pierwszym słowie: „Środki, w poprzednim stuleciu przeznaczane…”. Po „środki” i przed „przekazywano” to są dwa najważniejsze przecinki w tym zdaniu, którego konstrukcja zawiera elementy domyślne: „[Te same] środki, [które były] w poprzednim stuleciu przeznaczane na X, przekazywano obecnie na Y”.

      1. Secrus

        Te elementy domyślne, które można ująć w konstrukcji [te same, które były], tutaj autor zapisał z użyciem imiesłowu przymiotnikowego biernego, przed którym przecinka na ogół się nie stawia, chyba że chcemy przekazać inny sens i stosujemy np. wtrącenie. Oba wyjścia są poprawne, ale skoro tłumacz wybrał imiesłów, to niech tak będzie, nie widzę powodu, by na siłę zmieniać konstrukcję zdania na tę z użyciem słowa „który”. A jeśli już mówi Pan o przecinku po słowie „środki” i nieusuwaniu tego przed „przekazywano” – cóż, bez skorzystania z konstrukcji „te same środki, które były…” mielibyśmy wtrącenie dość dziwne, bo niedające jednoznacznej informacji, że chodzi o te same środki. Zdanie bez wtrącenia wyglądałoby tak: „Środki przekazywano obecnie na tego typu tajne ośrodki”. Jak widać, fakt przeznaczania ich w poprzednim stuleciu na X nie jest informacją na tyle poboczną, by jej brak nie zaburzał sensu zdania. Oczywiście po zmianie konstrukcji, jaką Pan zaproponował, interpunkcja też ułożyłaby się inaczej, ale jednak nie chciałem zbyt mocno ingerować, skoro zdanie można bez problemu poprawić, korzystając tylko ze znaków interpunkcyjnych.

    3. I.

      „Supertekst” – jeśli już…
      Dla mnie strona bynajmniej nie bezsensowna, choć może trzeba mieć na tym punkcie (językowym) zboczenie i być gramatycznym nazistą. Tak czy inaczej mam ogromną nadzieję, że żenady korektorskie się skończą, a pani Okrzeja zmieni zawód, ponieważ czytałam sprawdzane przez nią dwie inne książki (Obie Gaimana) i jestem zażenowana.

      1. Adrian

        Grzecznie zwróciłem na to uwagę wyżej ;)
        Powodów słabszych korekt może być wiele, byłbym ostrożny z takimi radykalnymi spostrzeżeniami. Choć może się tak wydawać, nie mam na celu nikomu wytykać błędów ani pokazywać palcem nazwiska – jedynie zwrócić uwagę na problem. A jaki jest powód tych korektorskich wpadek, wiedzą najlepiej wydawnictwo i pracownik, my widzimy efekt finalny, bardzo niewielki w obliczu całego wkładu pracy.

  2. Oj, strasznie dużo tych błędów. A szkoda, nic tak nie psuje lektury jak jakiś paskudny babol.
    Miałam tak z „Wszyscy na Zaznibarze”: całą lekturę przebrnęłam bezproblemowo, a niemal na sam koniec zostałam uraczona czymś takim: https://scontent-frt3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xtp1/v/t1.0-9/11390264_933204696717324_5371876669721887126_n.jpg?oh=e49c7f81c315c86755f8b762e2a075cd&oe=56F125E5
    Zabolało, bardzo zabolało :(

  3. Secrus

    Aż takich obślizgłych, paskudnych baboli tu chyba nie było, nawet ortograficzne nie są takie straszne ;) Mnie tylko drażniły ciągle te same nieścisłości, mnożone po wielokroć… „Wszystkich na Zanzibarze” czytałem, też mnie ten wyraz zabolał :D Ale tam było mniej drobniejszych błędów (choć się pojawiały, najczęściej literówki i interpunkcyjne), a książka dużo obszerniejsza.

  4. Ohoh. Wyobrażam sobie Ciebie z młotkiem nad książką, tłukącego w niepotrzebne przecinki.

    1. Secrus

      Wyobrażam, wyobrażam… Kiedy byłaś w moim pokoju i gdzie ukryłaś kamery?! ;)

  5. Mów mi tak jeszcze.;)

    Mam wrażenie, że ksiązki Maga z ostatnich miesięcy są przygotowywany trochę niechlujnie, jakby w pośpiechu. Ro niestety wychodzi właśnie w brakach korekty.

    1. Secrus

      Będę! ;)

      Też mi się tak wydaje, ale chyba możemy tylko gdybać, z czego to wynika, bo Wydawnictwo pewnie nie zechce zająć stanowiska. Wciąż najważniejsze jest to, że wydają bardzo dobre książki. Może tylko robią to za szybko albo oszczędzają na czymś (a na czym? Odpowiedź proponuję wyżej :D).

      1. Niestety, na jakości wydania też – moje rozpadające się w rękach Dresdeny świadkiem.

        1. Secrus

          A, to akurat Artefakty będą mi długo służyć ze swoimi twardymi, pięknymi oprawami ;) Za to miękkie okładki MAG-a – fakt, przydałyby im się np. mocne skrzydełka i lepsze klejenie.

  6. Z wyłapywaniem nieścisłości u siebie jest ten problem, że zazwyczaj własny tekst się „skanuje” zamiast go czytać. Wzrok, przynajmniej u mnie, „omija” te błędy i kiedy potem tekst wraca od korektora, to mam się czego wstydzić.
    Oczywiście wcześniej warto byłoby np. odłożyć tekst na następny dzień czy nawet na kilka godzin i spojrzeć na niego świeżym okiem, ale brakuje na to czasu. :)

    1. Secrus

      Ja u siebie nie widzę powtórzeń, a popełniam je notorycznie ;) Z recenzjami być może kilka godzin wystarczy, potem najlepiej jeszcze kilka albo co najmniej dzień lub dwa dni przerwy, dużo gorzej jest np. z opowiadaniami czy powieścią. Skanujemy swój tekst, bo czujemy samozachwyt, bo jak coś napiszemy, to to jest najlepsze, i nieważne, jak bardzo byśmy chcieli, nie możemy patrzeć na to krytycznie, okiem korektora mordercy ; ) Dlatego beletrystykę odkłada się na kilka miesięcy, na pół roku, na rok… i potem przewraca się całą wizję do góry nogami, co wymaga dużej determinacji!

      Ja moje recenzje staram się odkładać na dzień/dwa, próbuję mieć na to czas i przeważnie wychodzi. Bo wszyscy omijamy swoje błędy, a jeśli nie mamy prywatnego korektora na zawołanie, to musimy sobie jakoś radzić!

  7. Ciacho

    Uśmiałem się zaraz w pierwszym akapicie, bo „wte i wewte” pamiętam bardzo dobrze z tej książki. :P Ale przyznam się szczerze, że jak muszę użyć tego zwrotu to zawsze zwalniam podczas pisania, żeby napisać poprawnie. :P Przywyjaśnianiu „quasi” pod koniec zabrzmiałeś jak profesor, serio. :D

    Ogólnie, Ziom, ten tekst jest zajebisty. Cieszę się, że postanowiłeś zapoczątkować taki cykl i rozwijając go do takiej formy, bo właśnie po cichu miałem nadzieję, że coś takiego zrobisz. :) Konkretny przykład błędu – nazwanie go – pokazanie poprawnej formy, treści. Super. Uporczywe jest dla mnie te „czy”, które często mnie zagina przy pojedynczym zwrocie. Podobnie z „jak” i „niż” – też się zawsze zastanawiam, czy ma być ten przecinek, czy nie. No ale to się musi wbić do głowy, a jak Ty będziesz to zaznaczał to wbije się na pewno. Dzięki za ten tekst. :)

    1. Secrus

      Hah, aż nie wiem, czy to dobrze, że wchodzę w profesorski ton, może to się gryzie z konwencją bloga… No cóż, zboczenie zawodowe, na razie uczyłem tylko dzieciaki w podstawówce, ale tłumacząc znajomym jakieś meandry ortografii, zdarza się, że uruchamiam mentorską manierę. Pewnie ta desonoryzacja sprawiła, że odniosłeś takie wrażenie :P

      Bardzo się cieszę, że jest pozytywny odzew, bo praca nad takim tekstem jest czasochłonna i miło, że komuś się to podoba i ktoś wyciąga z tego naukę ;) Między innymi w Tobie mam spore wsparcie! Z tym „jak” i „niż” sprawa jest płynna, różni językoznawcy różnie mówią, zależy od tego, czy są bardziej liberalni interpunkcyjnie, czy wolą mieć porządek i stawiać dla pewności więcej przecinków (jak ja!). Dla pewności często odwiedzam Poradnię PWN, a nuż poruszony zostaje w niej identyczny przykład. Z „czy” tak naprawdę też jest bardzo dziwnie… wciąż wielu redaktorów nie uznaje rozdziału powtórzonego „czy” na funkcje, jakie pełni, a w rezultacie stawianie lub opuszczanie przecinka, a poza tym bywa to trudne do określenia, tak jak przed ’97 pisownia łączna lub rozdzielna „nie” z imiesłowami, również zależna od funkcji wyrazu. Ja przyswoiłem sobie stosunkowo niedawno tę zasadę z „czy” i szlifuję prawidłowe jej stosowanie, oczywiście nie bez wątpliwości.

      Dopóki w książkach będę znajdował ciekawe i warte omówienia błędy, a nie wciąż te same wpadki, z których nie wyciąga się wniosków, to cykl będzie trwał ;) Dzięki za zainteresowanie!

  8. Ciacho

    Dopóki robisz to neutralnie, a nie wywyższony, to myślę, że może być i profesorki. ;) Wiesz co, nie tylko, ale przede wszystkim. Szukałem nawet tego wyrazu w słowniku i go nie znalazłem, widziałem tylko termin „denaseryzacja”.

    Domyślam się, że tak. Z tymi przecinkami to ja myślę, że problem ma co drugi polak, bo interpunkcja to jest największa zmora. I założę się, że samym nauczycielom też sprawia nie raz problemy. :P

    Pewnie. Pisz. Ja będę cierpliwie wyczekiwał.

    1. Secrus

      Oj, nie znoszę się wywyższać i nie znoszę, gdy się nie wywyższam, a komuś się tak wydaje, bo jest uprzedzony :P Nie ma desonoryzacji w słowniku, do którego zaglądałeś? Kurczę, faktycznie zaczynam gadać nie po polsku :D

      Co drugi? Myślisz baardzo optymistycznie! Jasne, że nauczycielom sprawia problemy, wykładowcom uczelnianym także, dlatego korektorzy mają robotę, bo ci dobrzy zęby na tym zjedli ;) A interpunkcja… nic nie mówi o tym, czy ktoś ma mądre myśli i czy potrafi mądrze/dobrze pisać, nawet dysortografia czasem nie jest przeszkodą, gdy ktoś porusza tłumy słowem. Ale musi być ktoś, kto się będzie czepiał i stał na straży, i martwił się o poprawność za wszystkich innych, którzy mają ważniejsze sprawy na głowie ;p

      1. Ciacho

        sjp.pwn.pl :)

        Hehe, no, i tak przesadziłem, bo tak naprawdę środowiska humanistyczne najbardziej ogarniają. Zwykły, przeciętny Kowalski raczej nie bardzo. :) Ale jest tak, jak mówisz. Równowaga musi być. Taki Cejrowski na przykład po polsku pisać nie potrafi niemal w ogóle i korektorzy mają potem mega problem z nim, a jednak wypowiada się tak, że słucha i czyta się to wyśmienicie. :)

        1. Secrus

          Ale za to ci korektorzy muszą brać za to niezłą kasę, a to rzadkość w tym fachu :D Dobry przykład, wiele lotniejszych umysłów po prostu pomija tę całą poprawność, przechodzą obok niej i nie dzieje się nic złego. Korektorka Teresa Kruszona w rozmowie z dwutygodnikiem.com powiedziała takie słowa: „Znam kilku autorów, którzy są dysgrafikami i piszą piękne teksty. Poprawność nie zaprząta ich uwagi. Piszą, co im w duszy gra, i nie zastanawiają się, czy to łącznie, czy rozdzielnie, przez rz czy ż, przecinek tu czy tam. Ja ich lubię, dzięki nim mam pracę (śmiech).” ;)

          1. Ciacho

            I o to w tym chodzi. Jeśli ktoś uważa, że nie jest mu to potrzebne i jest mu z tym dobrze to jak najlepiej. :) Ja mam inne motywacje i mnie by zżerało w środku, jakbym się nie poprawił.